Prawo Jazdy

No to ja też napiszę trochę na temat kursu na Prawo Jazdy :) w końcu to dla mnie ważna rzecz… żeby nie powiedzieć najważniejsza teraz…
Mój instruktor, to bardzo spokojny facet, do prawdy bardzo… najbardziej podoba mi się kiedy spokojnym głosem mówi: „Tak się nie robi, bo spalisz sprzegło” (dla porównania mój tata kiedyś jak ćwiczyłem ruszanie mówił tak: „NO CO TY ROBISZ!?! PRZECIEŻ SPALISZ MI SPRZĘGŁO!!!) :P I to jest dobry instruktor, tak przynajmniej wszyscy mówią i ja też tak uważam. Tylko jak mówi „część” to nigdy nie wiem co powiedzieć „cześć” czy „do widzenia”, bo w końcu starszy jest, a w dodatku był kiedyś moim nauczycielem :) I wogóle ma fajne teksty typu: „Nie ściskaj tak tej kierownicy bo będę o nią zazdrosny” :D Jest ok :)
Jeśli chodzi o jazdy, to najpierw było kilka godzin po moim mieście, potem już „prawdziwe” miasto (i w między czasie plac). Na początku uważałem za rzecz niewykonalną obserwować drogę, znaki, samochody za mną/przed mną/z boku, włączać kierunkowskazy, hamować jak trzeba i wszystko to na raz ;) Ale ostatnio to mi nawet znośnie szło :P A o placu to powiem tylko, że jest powalony i nie wiem co mam robić ;) (no dobra, nie jest tak źle jak na początku -> nie odróżniałem manewrów i kompletnie nie wiedziałem co robić), ale nadal nie wiem jak się prawidłowo ustawiać (tzn. przy jakich liniach i jak). Wracając do miasta, to mam wrażenie, że to jedno miasto będę na pamięć znać ;) choć z drugiej strony za każdym razem wynajdziej jakąś nową uliczkę, której nie widziałem. I nadal uważam za niewykonalne pamiętanie tego, że tu trzeba zjechac na prawy pas, tu lepiej zostać na lewym, tam dojechać do końca linii ciągłej i przejść na prawy a gdzieś jeszcze cośtam jeszcze…
Niedługo mam egzamin… ale jestem raczej pewny, że go nie zdam. Wydaje mi się, że nawet z placu nie wyjadę. Ale to nic :) nie zdać testów to by było trochę głupio, więc wtedy się denerwowałem, teraz też się będę denerwować, ale nie w ten sposób. Z resztą jedyne czego chcę, to zdać do wakacji! A nawet gdyby mi się nie udało, to ja się nie poddam :) będę zdawać choćby i 5 lat! :P Z tego co słyszę, to jednak dużo osób tak miało, że im się wydawało, że nie umieją jeździć a zdali od razu. Bo to niby tak się mówi, że egzaminator się do każdej pierdoły doczepia, ale nie koniecznie tak jest. To zależy od szczęścia. Ostatnio ktoś tam zdawał, to mówił, że na placu egzaminator stał na drugim końcu i z innym gadał (więc za dużo widzieć nie mógł), a z nowu czasem doczepi się o każde 10cm. A na mieście, to też zależy czy się trafi na ruch, czy inni będą jechać zgodnie z przepisami, czy ktoś gdzieś nie wyskoczy itd. Dużo zależy od szczęścia.
Zanim jeszcze poszedłem na kurs marzyłem by chociaż siedzieć w samochodzie, chociaż na tym kursie :) Teraz siedzę na tym kursie, ale to mi przestaje wystarczać :P wkurza mnie to miasto i miasto kiedy ja lubię jeździć po normalnych drogach [najlepiej noc/wieczór, pusta droga (co by se światła drogowe móc włączyć, bo mijania są do kitu w nocy :P ), muzyka i ja :) ehh… jak ja to kocham :) ]. I to by było tak fajnie jeździć sobie samemu :P Ale póki co musi mi wystarczyć jazda na kursie i to jeszcze długo chyba ;)
Niektórzy twierdzą, że się boją, że mają lek i nigdy nie usiądą za kierownicą. Nigdy nie mogłem tego zrozumieć, przecież to jest cudowne uczucie, którego nie da się z niczym porównać :] a wypadki? no i cóż z tego… każdy jakoś musi umrzeć.
I jeszcze jedno, i bardzo ważne! Ja np. jeżdżę bardzo wolno. Zazwyczaj słyszę: „No przyspiesz trochę” :P A najbardziej to wkurza mnie jak jadę przez jakąś wiochę i jest ograniczenie prędkości do 40km/h. No to ja jadę te 40-42km/h a tu mnie jakiś palant wyprzedza :P Jak jest 40km/h to 40km/h! Jestem na tym punkcie bardzo przewrażliwiony ;) i jakbym dorwał takiego to… no nic, cieszcie się ludzie, że nie będę policjantem ;)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.