wychowanie

„Rodzina wcale nie musi się składać z mamy, taty i dzieci. Jej członkowie nie muszą razem mieszkać, nie muszą nawet być spokrewnieni (…) Rodzina, to ludzie, którzy się kochają i troszczą o siebie.”
– cytat pochodzi z dzisiejszego odcinka „Dr. Quinn”
i poruszył mnie. Bo jest fajny. Bo to prawda, ja też tak myślę. Nawet jeśli łączą nas z kimś więzy krwi, to nie oznacza, że ta osoba coś dla nas znaczy. A czasem kochamy kogoś obcego (oczywiście płci dowolnej) i to on będzie dla nas prawdziwą rodziną…
Tak… możecie się śmiać, bo wcale nie miałem zamiaru tego serialu znowu oglądać, ale skoro mama sobie nagrywa i po południu ogląda, to ja też… i lubię ten serial. Na prawdę lubię, bo żaden inny nie nauczył mnie tak dużo o tolerancji, o akceptacji drugiego człowieka, o postępie i w ogóle. Na nim się wychowałem i na pewno też dlatego dziś jestem takim człowiekiem jakim jestem. I cieszę się z tego.
Bo tak wiele zależy od wychowania… Zawsze będę wdzięczny moim rodzicom, a właściwie mamie, bo to ona mnie wychowywała, że nauczyła mnie tolerancji, że niepełnosprawnych nie wolno pokazywać palcami i obgadywać, że jak dwóch panów się kocha, to tak czasem bywa i nie wolno się śmiać, że jak murzyn idzie ulicą to nie ogląda się za nim przez pół godziny patrząc jak na kosmitę, że Żyd różni się tylko tym, że jest Żydem, tak jak ja Polakiem, że Niemów, niekoniecznie trzeba nienawidzić do 100 pokolenia po hitlerowcach, że muzułmanów nie wolno mierzyć jedną miarą, że nie obgaduje się ludzi za ich plecami, że nie ma nic śmiesznego w tym, że ktoś jest inny… Ja nie musiałem sam do tego dochodzić. Bo mama mnie tego nauczyła.
Kiedyś myślałem, że „dorośli” to ludzie wspaniali, że wszyscy są tacy jak moja mama. Że nie obgadują, że nie pokazują palcami, że nie nienawidzą, że rozumieją… ale moi rówieśnicy tacy nie byli… i kiedy dorastali, to w cale się tacy nie stawali… I przekonałem się, że ich rodzice też nie są tacy… i legł w gruzach mit o „wspaniałych” i „idealnych” „dorosłych”. I chyba wtedy dorosłem – jak sobie uświadomiłem, że „dorośli” nie są lepsi i „idealniejsi” ode mnie.
I teraz wiem jak wiele zależy od wychowania. Jak można wymagać od kogoś żeby akceptował, tolerował, kiedy w domu nasłuchał się o złych Żydach, zboczonych pedałach, Niemcach zbrodniarzach itp… trudno jest zmienić to, co wrosło w nas w procesie wychowania.
Dlatego ja będę wdzięczny mojej mamie. I będę lubił „Dr. Quinn”.
P.S. – I tylko czasem na prawdę żałuję, że mama nie nauczyła mnie jak być egoistą wrednym i zgryźliwym…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.