(dobra, czas wreszcie opisać książkę, bo znowu wypadnie coś, o czym chcę napisać i tak w nieskończoność będę odkładać)
No to mam kolejną książkę (udało mi się chyba tanio kupić i to nową, więc się nie wahałem). Przeczytałem jednego dnia, szybko się czyta. I bardzo mi się podobała.
Tradycyjnie wpisuję najlepsze/najbardziej trafne/ważne itp. cytaty (choć zdaje mi się, że w tej książce było ich na prawdę sporo, więc to na pewno nie są wszystkie).
„Moja więź z matką była jak z fantastycznej bajki. Zawsze mogłem na nią liczyć. Nigdy nie miałem przed nią tajemnic, poza… tą jedną, no i może jeszcze kilkoma. Ponieważ zwykle miałem dużo swobody, nietrudno było ukryć swą odmienność albo też matka nie chciała o niej wiedzieć.”
„Co prawda czasy się zmieniły i transseksualizm już dawno przestał być tematem tabu. Ale na Boga, jakie to mogło mieć znaczenie dla Gutka, kiedy każdy z nas to odrębny przypadek, odrębna historia, choć wrzucone do jednego worka.”
tia… no właśnie…
„W jego beznamiętnym i sugestywnym za razem milczeniu i czasem rzucanych słowach, nie było nic, co mogłoby przypominać pomoc w zdzieraniu żeńskiej skóry z obolałych kości i duszy transseksualisty.”
fajna metafora…
„od początku, odkąd miałem świadomość, wiedziałem, że moja natura nie podoba się otaczającym mnie ludziom. Nie przyznawałem się więc nikomu, że mój wolny czas w domu spędzałem często na przebieraniu się w stare garnitury ojca, przymierzaniu krawatów i malowaniu sobie pod nosem wąsów. Jejku, jak ja się sobie wtedy podobałem!”
ja to się nawet nie ukrywałem ;) zawsze jak mama prasowała, to się przebierałem w taty ciuchy :D
„Bardzo wcześnie odkryłem zło w odróżnieniu od dobra i kłamstwo w odróżnieniu od prawdy. To, jaki się urodziłem i jaki się stawałem, było piętnowaną nieprawidłowością na tle reguł i norm, a moje milczenie, niechęć do zwierzeń, zaprzeczanie faktom, chroniły mnie od rozliczania się ze wszystkiego przed światem. Czy byłem usprawiedliwiony? Nie miałem wyjścia, bo nie znałem nikogo, kto usiłowałby to po prostu zrozumieć.
Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Trwoniłem zdolności, zaniedbywałem obowiązki, poświęcając czas na budowanie swojego drugiego wizerunku, by w miarę normalnie i niepostrzeżenie egzystować. Nie żyłem na bezludnej wyspie, ale w tłumie, w którym musiałem być czujny i uważny na każdym kroku.”
„Bałem się przedszkola jak ognia. Zabierało mi wolność (..)”
o właśnie! ja też się chyba tego bałem… co rano sceny urządzałem idąc do przedszkola, a już żeby zostać na leżakowaniu, to absolutnie nie było mowy (no jasne… jeszcze będę spał z grupą obcych bachorów… i co jeszcze :P), więc mnie mama wcześniej zabierała.
„- Może pan mi wyjaśnić, po co pan był w damskiej toalecie? – zwrócił się do mnie portier.
– Nie jestem „pan” i nie widzę potrzeby, żeby się z tego tłumaczyć – powiedziałem rozchylając kurtkę.
– No to słuchaj chłopczyku, zadzwonię na policję, to może wtedy będziesz bardziej rozmowny.
Na holu zrobiło się nagle cicho i oczy wszystkich studentów skierowały się na nas.
Nerwowym ruchem rozpiąłem szeroko koszulę.
– Czy teraz też mam dać głos?
– Ale numer, myślałem, że pani, to facet.
Cały korytarz zatrząsł się od śmiechu.
– Ja też tak myślałam, ale w damskiej toalecie przekonałam się, że jednak nie.
Zamykając za sobą drzwi uczelni usłyszałem znów śmiech i strzępy idiotycznych komentarzy. Boże, czy to kiedyś się skończy? Nie wytrzymam tego dłużej.”
No smutne. I wiem coś o podobnych sytuacjach. Ale ten tekst: ’Ja też tak myślałam, ale w damskiej toalecie przekonałam się, że jednak nie.’ to dooobry :D żebym ja umiał takie błyskotliwe odpowiedzi wymyślać… Ale trzeba przyznać, że książka jest w dosyć takich zabawnych tonach często utrzymana. No bo to śmiesznie brzmi w sumie… tak z perspektywy czasu na to patrząc…
„Prawie zawsze i wszędzie zwracano się do mnie jak do mężczyzny. W sytuacjach, gdy nie trzeba było się określać, sprawiało mi to czasem przyjemność, choć i tak natychmiast oblatywał mnie strach, że zaraz się wyda i kurczyłem się do wewnątrz.”
To jest właśnie to błędne koło – chce się wyglądać jak facet i każde takie traktowanie to radość, a z drugiej strony strach, że się wyda. A znowu jak wezmą za kobietę to nie ma strachu, ale jest rozgoryczenie i niezadowolenie :/
„Na ulicach, w tramwaju, w sklepach czułem wiecznie wzrok jakichś ludzi, którzy mieli wypisane na twarzach co najmniej jedno pytanie: „baba czy chłop?”
– Jakiś problem? – podszedłem do uporczywie przyglądającej się mi kobiety.
– Słucham? Nie… tak sobie patrzę… – zmieszała się.”
tia… tak sobie patrzy…
„- Przepraszam pana… panią… pana… jak dojść do ulicy… Ech, nieważne, poradzę sobie…”
Hehe… nawet ostatnio mnie coś podobnego spotkało. To byłoby nawet zabawne (fajne jest to „pana, panią, pana”) gdyby nie fakt, że byłem wtedy z grupą :/
„…po co mi ciało i dusza bez ciała i duszy. W imię kogo klęcząc u progu nocy
jestem niczyj. Ani twój ani swój…”
„Często zadawałem sobie pytanie, kim jestem i pytam o to siebie do dziś. Niezależnie od tego, czy używałem imion Ola, Aleks, Daniel zdawałem sobie sprawę, że do końca życia będę po środku. Wiedziałem też, że mimo wszelkich zabiegów i terapii będę tylko namiastką faceta, jego żałosnym wizerunkiem. Czasami miałem wrażenie, że świat dzieli się na kobiety, mężczyzn, zwierzęta i na takich, jak ja. (…) Zamykano mnie gdzieś głęboko między kartkami taniej powieści albo noszono na ustach jak wspomnienie cichej tajemnicy.”
„Myślałem o tej reszcie, których nie było stać na pokrycie kosztów naprawienia błędów natury. Przecież znałem ich całe mnóstwo. Nawet w tłumie można było wyłapać ich tysiące.
W miejscowości, z której pochodził mój ojciec, była „taka pani”, która ubierała się i zachowywała jak mężczyzna. Jeździła na przednim pomoście autobusu, z łokciem opartym na ugiętym kolanie, z aktówką i w ortalionowym płaszczu.
– Kto to? – pociągnąłem kiedyś za rękaw babcię.
– Nikt. But zawiąż. Wysiadamy.
Wiedząc, że babcia nie ma ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia, przestałem pytać. Dopiero po latach odpowiedziałem sobie sam.
Ile razy w pociągu, na ulicy, w Częstochowie, w sklepie, na wycieczce widziałem podobnych jak ja. Odróżniał ich strój, sposób bycia i przeraźliwie głęboki smutek otoczony milczeniem, zwłaszcza u tych, którzy już nie poddadzą sie terapii, bo pewnie nie było nikogo, kto pomógłby im na czas.
Gładko przeczesane posiwiałe włosy, starannie wyczyszczone półmęskie buty, czasem zapach delikatnej wody kolońskiej… Nie lubiliśmy spotykać się lub przypadkiem na siebie wpadać, bo każde z nas wiedziało, co nas boli i kim jesteśmy. A gdy zatrzymywaliśmy się bezimiennie naprzeciw siebie, byliśmy jak znienawidzone odbicie w lustrze.”
I tylko się zastanawiam co te wszystkie dziewczyny w nim widziały… kurcze no bo on miał tyle dziewczyn, że nie zliczę.
Ale nie tylko dlatego, że jest o ts podobała mi się książka. Ona ogólnie pokazuje świat takim jakim jest. Pokazuje, że świat nie składa się tylko z mężczyzn i kobiet. Koniecznie heteroseksualnych. I że duchowni to ciekawa grupa społeczna ;P I wiele innych różnej konfiguracji związków.
Więc teraz trochę takich innych cytatów/fragmentów:
„W iluż ludziach, związkach, rodzinach i domach kryje się odmienność, z której często nie zdajemy sobie sprawy jak eksaudyryzm, narratofilia, voyeuryzm. Czy dewiacją nazwiemy ozolagię i frotteuryzm? Ile żon ukrywa automonoseksualizm lub ciswestytyzm swoich mężów?”
Właśnie… Pewnie wiele ludzi ma własne „odchyły” (tak w cudzysłowiu, bo przecież nie mówię o niczym złym czy nienaturalnym), szkoda tylko że wolą to ukrywać, a innych jeszcze potępiać za inne „odchyły” albo za to, że ci inni mają odwagę się przyznać.
„Przez wiele lat Jacek poważnie zastanawiał się nad pójściem do seminarium. Niedługo po święceniach zamieszkał na stałe w Rzymie. Gdy odwiedził mnie kiedyś w Paryżu, poznałem jego przyjaciela, bardzo delikatnego i czułego zakonnika…”
:>
„Całemu światu wydaje się, że homoseksualizm stawiany na równi z narkomanią, zdradą, przemocą i epidemiami istnieje gdzieś w przestrzeni, ale nie obok albo wśród nas. (…)
W drzwiach dworcowej toalety niemal stratował mnie uciekający w popłochu niewysoki mężczyzna.
– Widziałeś pan, panie… pedała? Pogoniłem skurwysyna.
– Zrobił coś panu?
– Nie, ale się gapił, to mu przyłożyłem. Ja tam, panie, takiego to wyczuję przez ścianę. Jaja bym im obcinał…
– A jak by nie miał?
– To kutasa, chlast i już.
– A jakby tego też nie miał?
– Coś pan… baba by nie przyszła do męskiego kibla…
– Ma pan rację. Żadna by się nie odważyła – uśmiechnąłem się.”
I na koniec, bez zbędnych komentarzy cały ciekawy fragment:
„Siedziałem w klubie dla gejów i lesbijek w towarzystwie Zbyszka imigranta, który czas oczekiwania na przyjazd żony i syna zabijał włóczeniem się po różnych knajpach. Zastanawiałem się, dlaczego ze mną przyszedł, bo był zdecydowanym przeciwnikiem homoseksualizmu. Może chciał zobaczyć coś, czego nienawidził, na własne oczy, a może po prostu nie miał nic innego do roboty? Nie chciałem go do niczego przekonywać. Ot, po prostu, nie lubiłem być jak palec, zwłaszcza w tym miejscu. Samotne osoby były tam postrzegane jak myśliwi wypatrujący zdobyczy, choć na jedną noc.
Preferowałem kluby paryskie, ale w londyńskim „Banister” podawali lepsze drinki, to znaczy, nie rozcieńczone. Wystarczyło wypić jeden lub dwa, żeby poczuć się na odpowiednim luzie.
– Boże, ile tu pedałów – odezwał się Zbyszek.
– Jest ich pełno na całym świecie.
– Ja tam tego nie rozumiem, to są jacyś porąbańcy. Dałbym każdemu dziewczynę i od razu bym ich wyleczył.
– Myślę, że nie masz racji. Homoseksualizm to nie wybór. Pociągają cię kobiety?
– Co za pytanie? Nie mógłbym bez nich żyć.
– Czy musiałeś kiedyś zdecydować się świadomie na współżycie z nimi, czy zrodziło się to w tobie w sposób naturalny?
– No co ty? Odkąd pamiętam, biegałem za dziewczynami. Do faceta nikt by mnie nie zmusił.
– Tak samo jest z homoseksualizmem. Natury nie da sie oszukać. Mężczyźni kochają mężczyzn, kobiety kochają kobiety, tak jak ty swoją żonę. Świat jednak godzi się na twój związek, bo nie zastanawia się, czym na prawdę są inne miłości i łatwiej jest coś odrzucić niż próbować zrozumieć.
Nagle Zbyszek zmienił się na twarzy.
– Olka, zobacz, jaka laska!
Na parkiecie ukazała się olśniewająco piękna dziewczyna. Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Mógłbym ją poprosić do tańca?
– Oczywiście, w tym lokalu każdy może się bawić z każdym. Tylko ostrzegam cię, że to Bob.
– Pieprzysz…
– To idź i się przekonaj.
Zbyszek poderwał się, jak na komendę. Podszedł do Boba i zaczął z nim o czymś rozmawiać swoją łamaną angielszczyzną. Po jakichś dziesięciu minutach wrócił ze szklanką potrójnej whisky.
– Kurwa mać! Miałaś rację, jestem w szoku.
– Nie tylko ty, ja też żałuję, że nie jest kobietą…
– Ale zatańczyć mogę, przecież nic się nie stanie.
– Pewnie nie – uśmiechnąłem się ciepło. – Znasz, jak powiedziałeś, siebie doskonale.
Przez kilkadziesiąt minut obserwowałem zmagania Zbyszka, który zupełnie tracił nad sobą kontrolę. w dyskotekowym dymie i rytmicznych światłach dostrzegałem jego twarz wpatrzoną w Boba, ich pocałunki, nieśmiały dotyk…
Czy w każdym z nas jest coś z kobiety i mężczyzny, gdzież zaczynają się i zacierają te granice? – pomyślałem zamawiając taksówkę.”