Czym jest

Czym jest „choroba”… Muszę, no normalnie muszę, bo mi temat zamknęli i się nie mam jak wypowiedzieć :D Na niebieskim forum się rozpętała dyskusja na temat nazewnictwa, jakoby słowo było złe i powinno się używać angielskiej formy, bo polska kojarzy się ludziom z seksem… Ale bez przesady, słowo i tak nie zmieni istoty problemu. Ale co do samej formy „zmiana” to też nie używam, właściwsze jest określenie „korekta płci”, no ale to przecież wystarczy, że będę tego używał w rozmowach ze znajomymi/rodziną, a nie będę krzyczał, że „zmiana” to tak źle brzmi. Albo propozycja, że się powinno mówić „transpłciowość”, ale mnie to się wcale nie podoba… to zbyt ogólne i tyczy się ts, tg, tv itd., a ja bym nie chciał być aż tak mieszany. No ale pewnie, dla kogoś dla kogo istnieje tylko ts nie ma problemu (reszcie się pewnie zdaniem tej osoby tylko wydaje albo w głowie poprzewracało itp. :P ). I to jest ta wybiórcza tolerancja chyba… No ok, ja też mogę nie rozumieć tg czy tv, ale nie mam prawa mówić, że to jakieś wymyślone stany.
A że niby za naszą nazwę, kojarzącą się z seksem można było w zęby zarobić… no tak, za inne choroby też można, można za długie włosy albo za naszywkę na plecaku. Więc nie przesadzajmy, tak na prawdę gdy ktoś chce komuś w zęby dać, to się pretekst zawsze znajdzie.
Ale nie o to chodzi, dyskusja się toczyła i w końcu napisałem, że ts można nazwać chorobą (baa… w sumie to ts jest chorobą, a nie tylko można chorobą nazwać, ale to już szczegół :P ). I lekki bulwers, że nie jest. No jak nie jest jak jest :D [ma nawet kod: ICD-10International Classification of Diseases – Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych – no ok, dla upartych może być „problem zdrowotny” :D ).
I tak właśnie przyszło mi do głowy, że ludzie mają jakąś schizę na punkcie słowa „choroba”. Powiedzieć „choroba” to tak jakby już obraza czy coś… ale przecież są choroby i się je leczy. Jak idę do lekarza, a on mi mówi: „Jest pan chory na grypę”, to mam się poczuć obrażony? XD Nooo bez przesady. A my przecież też się LECZYMY i chodzimy do LEKARZY, bierzemy LEKI. Czy ts nazwiemy „chorobą” czy „wadą wrodzoną” czy „problemem zdrowotnym” albo jak tam jeszcze, to przecież niewiele zmienia. I skoro ja mówię, że się leczę, to chyba znaczy, że jestem chory i chcę się wyleczyć na ile się da.
Co innego jeśli homo/biseksualizm nazwiemy chorobą. To już nie jest w porządku i to nie z tego względu, że słowo „choroba” jest obelgą (bo przecież nie jest), tylko dlatego, że homoseksualista po prostu nie jest chory, a homoseksualizmu się nie leczy. Nie można mówić komuś, że jest chory, kiedy on nie może się leczyć! Bo to już jest krzywdzące.
Ale żebym nie był gołosłowny, zobaczmy czym jest „choroba”:
„Choroba polega na zaburzeniu funkcji lub uszkodzeniu struktury organizmu. O zaistnieniu choroby można mówić wtedy, gdy działanie czynnika chorobotwórczego powoduje przekroczenie zdolności organizmu do adaptacji, co z kolei wywołuje niepożądane, szkodliwe następstwa.”
Tu nawet nie trzeba być lekarzem żeby stwierdzić że orientacje seksualne pod definicję choroby nie podpadają. homo/biseksualista nie ma zaburzonej żadnej funkcji organizmu ani nie ma go uszkodzonego. Niektórzy się próbują czepiać, że zaburzone ma rozmnażanie, ale to bzdura. Rozmnażać się może, a że nie akurat z pociągającym go partnerem, to inna sprawa. Sama funkcja nie jest zaburzona.
A teraz ts… „…przekroczenie zdolności organizmu do adaptacji…” – tu bym powiązał, już nie mówiąc o tym, że zdrowiem nazywamy „stan pełnego, dobrego samopoczucia fizycznego, psychicznego i społecznego”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.