# 660

Ależ ja piszę cały czas – opowiadanka :D a wczoraj wymyśliłem takie super… (może wreszcie coś lepszego, bo dwa moje ostatnie są kiepskie, hmmm.., dwa przedostatnie, bo ostatnie jest za krótkie by oceniać).

Ale tak poważnie, to ostatnie kilka dni obfitowało w doświadczenia, pozytywne i negatywne (lepiej napisać „doświadczenia” niż ująć to inaczej, „doświadczenie” brzmi tak budująco ;) ). Bo tak to już jest, że jak się nic nie dzieje, to miesiącami, a jak się coś zwali to wszystko na jeden dzień. Między innymi zapisałem się na kurs. Trochę kijowo, że teraz i w sumie to nawet nie wiem jak mam się zachować… jak mam się przedstawić tam? Zwłaszcza innym będącym ze mną na kursie? Udawać, że tylko tak dziwnie wyglądam (i mówię), a dokumenty są w porządku czy wręcz przeciwnie – powiedzieć jak mam na imię i pomarudzić na opieszałość sądów? No kurwa nie mam pojęcia, jakieś sugestie? (poważnie pytam, doradźcie coś). No ale nie chciałem odpuszczać kursu, bo taki ciekawy (tworzenie stron) może się nie powtórzyć.
Poza tym czeka mnie pierwsza wizyta u lekarza rodzinnego od kiedy się leczę.

Usłyszałem też, że mam charakter rodziny ojca. I że nie mam charakteru rodziny ojca. Zabawne. A ja myślę… że mam. Ale chyba mam niezły zmysł obserwacji i uczę się… przynajmniej mam taką nadzieję, na błędach innych. To znaczy zdaję sobie sprawę ze swoich wad.

Przez te kilka dni wyraźniej niż kiedykolwiek dostrzegłem pewną rzecz… Jestem niestety człowiekiem (jak to typowa enneagramowa piątka), który wszystko sobie planuje z niesamowitą dokładnością, przeprowadza w głowie nawet dialogi byle tylko nikt niczym go nie zaskoczył. I się przy tym denerwuję cokolwiek mam zrobić. Zwykły telefon np. do banku to pół godzinny stres przedtem i rozmyślanie jak powiedzieć to wszystko co chcę powiedzieć, od czego zacząć, jakim tonem głosu i czym mnie mogą zaskoczyć i co ja wtedy powiem… tak, to chore. Zwłaszcza, że dzwoniąc do banku jestem ich klientem i to oni mają obowiązek spełnić moje polecenia. Ale nic nie poradzę, że tak się denerwuję.
A kiedy coś się stanie niespodziewanie, albo nie mam czasu przemyśleć, a wiem, że muszę załatwić, to… radzę sobie wcale nie gorzej, a może i lepiej. I nerwów nie ma, bo nie ma na to czasu. Gdybym tylko umiał wziąć sobie to do serca i przestać wszystko planować i się denerwować.

Regularnie mi się obrywa za „stawianie się w roli innych”. Tzn. każdy człowiek oczekuje poparcia… wyobraźmy sobie sytuację, że osoba X opowiada osobie Y coś o osobie Z. Osoba X oczekuje, że osoba Y przyzna jej rację, powie: „Tak, oczywiście, osoba Z rzeczywiście taka jest, robi to na złość. Zgadzam się z tobą.” Niestety kiedy ja jestem osobą Y to prawie nigdy czegoś takiego nie powiem. Ponieważ ja wiem jak łatwo jest kogoś niewłaściwie ocenić. To że osoba Z jest… wkurzająca i wygląda na to, że robi coś specjalnie to jeszcze nie znaczy, że tak jest w istocie! Czasem ludzie się starają, a są przez innych źle odbierani. A czasem robią coś w ich mniemaniu normalnego (nawet o tym nie myślą), a inni czują się urażeni. Tak mnie to wszystko męczy. Ale nie przytaknę, ponieważ się nie zgadzam. I tak z każdej strony słyszę marudzenie, a potem jeszcze wyrzuty, bo ja to cośtam. A na koniec, że ze mną nie ma co rozmawiać, bo zaczynam dyskutować. No kurde no, a co mam robić? Jezuuu… dajcie mi kogoś, z kim można podyskutować w tym domu.

I jeszcze coś (też w sumie odnośnie oceniania). Napisałem jakiś czas temu na niebieskim forum odnośnie 'faceta w ciąży’ (co się z resztą może tyczyć tak samo dobrze Miriam, Buck Angela i wszelkich innych „nieprzeciętnych”):
„Całe życie byłem oceniany, nierozumiany, wyśmiewany itp. z tego powodu, że byłem inny, że byłem ts. Wszystkim na około się wydawało, że wiedzą lepiej kim jestem i co powinienem robić a czego nie. I teraz jestem na to uczulony niestety.
Jeśli więc ten facet uważa się, za ts, to jakim prawem mam go oceniać i mówić że jest czy nie jest ts? Zwłaszcza ja, który cierpiałem przez podobne oceny. Jeśli on o sobie myśli „ts”, to i ja tak o nim myślę.
I szczerze mówiąc mam gdzieś co sobie ludzie myślą (najwyżej będę im tłumaczyć, że nie każdy ts jest zdolny do zajścia w ciążę), bardziej mnie interesuje co czuje ten facet, bo może czuł się tak samo/podobnie jak ja i wolę się solidaryzować z nim niż z niedouczonymi (lub po prostu nie zainteresowanymi dostatecznie tematem by zgłębiać wszystkie jego zawiłości) ludźmi.”

I to właśnie uważam na temat ocen. Jak my ts możemy tak krytycznie oceniać innych ts/tg/tv/czycotamjeszcze? Łatwo powiedzieć „ten jest ts, ten tg, a tamten to w ogóle jest zboczeniec”, ale ja nie uważam, że wiem wszystko na temat ts/tg/tv, dlatego staram się nie oceniać innych. Co najwyżej mogę powiedzieć: „Moim zdaniem on/ona nie jest ts, bo ts to znaczy (…), moim zdaniem jest tg, bo tg to znaczy (…)”. Mogę starać się innym (całkowitym laikom) starać się tłumaczyć różnice, ale nigdy nie będę najeżdżać na innych, którzy czuli podobnie (nawet jeśli nie tak samo, tylko podobnie) do mnie.
Jak sobie Thomas rypnie teraz operacje przy użyciu najlepszych technik (bo zarobił na dziecku, to go chyba stać), to ciekawe co powiedzą ci, co nie uważają go za ts :P

Oczywiście, że ja też oceniam innych, nie da się w ogóle tego uniknąć. Ale bardzo się staram przerywać to kiedy tylko się zorientuję, że znowu zaczynam. No i staram się moje oceny zachować dla siebie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.