No i proszę… już myślałem, że mam chwilowy przestój w grafomaństwie (pomijając opowiadania, wczoraj skończyłem jedno, które choć jest krótsze niż zazwyczaj i w cholerę kontrowersyjne, że aż sam do końca nie mogę tego przetrawić ;) to jednak jestem z niego całkiem dumny, bo styl jest chyba najlepszy ze wszystkich moich dotychczasowych opowiadań), ale znowu czyjaś notka zainspirowała mnie… Właściwie notka i mój komentarz do niej…
Ludzie mają takie szczęście, że nie wiedzą co to ts, co to znaczy być ts… Najbardziej na świecie zazdroszczę ludziom tego, że nie są ts…
„Moje życie idzie w dobrym kierunku” – to na pewno, ale… ale to jakby mówić „jestem na pierwszym piętrze”, kiedy ludzie szczęśliwi są tak na prawdę na trzydziestym piętrze tego bloku… przy czym na przykład schody się kończą, a winda nie działa i dotarcie z 25 na 26 wymaga przeciśnięcia się przez wejście, przez które nie każdy wejdzie ze względu na swoją budowę. Tak, czasem po prostu się nie da dotrzeć na 30 piętro i to nie ma nic wspólnego z chęcią, własną siłą, wiarą w swoje możliwości itp. pewne bariery są nie do przejścia, na prawdę. Są na świecie rzeczy niemożliwe.
***
I mnie było trudno zacząć mówić o sobie w męskich końcówkach (choć przecież bardzo tego chciałem)… rodzina wiedziała, mylili się, ale się starali… wkurzało mnie jak się mylą, a przecież sam nie potrafiłem tak o sobie mówić, było mi trudno… mówiłem bezosobowo (kolejna zjebana rzecz… dlaczego „normalni” nie mają takich problemów?) aż pomyślałem, że tak dalej być nie może, że tak po prostu nie może być! Po woli się przyzwyczajam mówić…
Ja też nie jestem zadowolony ze swojego głosu, niby testo, ale przecież m/k też potrafią tak wyćwiczyć głos, że brzmi kobieco i boję się, że robię to samo nieświadomie, chociaż przecież chcę brzmieć odpowiednio – to mnie doprowadza do szału. Właśnie to najbardziej na obecną chwilę.
„Każdego dnia źle mi bo widzę jak lata uciekają rówieśnicy już na drugim roku studiów, widzę jak cieszą się życiem, w ogóle maja jakieś życie, a ja wegetuje” – i to tak boli… moi rówieśnicy mają już licencjaty… a ja nie mam nawet poważnych pomysłów na to co dalej…
Ale na razie dążę przede wszystkim do wymiany tego kawałka plastiku, który nas definiuje w społeczeństwie… upatrzyłem sobie w tym pewien magiczny cel i oby tak było rzeczywiście – że kiedy już go zdobędę, wiele się zmieni. Będę miał dowód (dosłownie i w przenośni) na to co jest rzeczywistością. I z tym będzie można jakoś żyć, niekoniecznie przemykając ulicami i unikając wszystkiego i wszystkich… chociaż jak znam życie, strach pewnie też nie zniknie całkiem.
„Dlaczego los poskąpił mi tego czym obdarował innych?” (J. Goebbels, w swoich pamiętnikach)