Kolejna książka do kolekcji (już chyba ostatnia ;) ) przeczytana. Jest o miłości i seksie w odniesieniu do transseksualistów. No nie są to dziedziny, w których miałbym doświadczenie :D poza tym myślałem, że nuda, bo standard tzn. k/m+kobieta za każdym razem, ale jak tak zacząłem czytać to mam sporo rzeczy wynotowanych do skomentowania.
Książka jest w identycznej formie wydana jak „Zbłąkana płeć” (dlatego pomyślałem, że podlinkuję tu sobie tamtą notkę), okładka w tym samym stylu i zawartość, a także liczba stron.
***
Dlaczego Twoje oczy
ciągle mają dziwny blask…?
Dlaczego… wciąż pytam sam siebie?
I tracę tyle sił, żeby oprzeć się…
„Trans – sex”
Ci co odeszli
Ci co żyją
odejdą
z przemilczanymi
rozmowami
z niespełnionym
pragnieniem
nie można żyć
za kratami
za szybą
swego obcego ciała.
„Wiem również, chociaż jest to smutna świadomość, że najdłuższa wędrówka człowieka odbywa się w nim samym i nikt nie może dotrzeć do swoich własnych granic, mimo iż myśli, że więcej już nie zniesie i dłużej nie wytrzyma.”
„Pierwszy problem zrodził się w klasie, kiedy pani profesor rozdawała legitymacje szkolne. Wyczytała moje nazwisko, kiedy podeszłam była nieco zdziwiona. Zaczęła mnie przepraszać tłumacząc, że zaszła pomyłka, że sekretarka źle przepisała moje dane. Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło ją, gdy oświadczyłam, że w legitymacji nie ma żadnych pomyłek. Klasa patrzyła na mnie z zaniepokojeniem, profesorka również. A ja z poczuciem wstydu i przygnębienia usiadłam w ławce. (…) Wszyscy byli zdziwieni i ciekawi. Nie śmieli jeszcze pytać, ale z biegiem czasu ciekawość okazała się silniejsza. Bałam się każdego pytania.”
„Pamiętam, jak kiedyś matka usiłowała mi czytać „o dziewczętach dla dziewcząt”. Byłem młody, niezorientowany, lecz już wtedy poczułem coś w rodzaju obrzydliwej, arcyniesympatycznej guli w gardle. Pomyślałem, że to nie dla mnie, a treść broszurki jest mi równie obca jak język kosmitów. Zresztą zawsze, kiedy dochodziło do rozmów o mojej biologicznie żeńskiej płci, czułem się dziwnie obnażony, odarty z siebie. Miałem wrażenie, że bez mojej zgody ktoś odsłania kaleką stronę mojego „ja”.
„Człowiek składa się z ciała oraz duszy, które powinny być zespolone.”
Tu jest taki jeden osiemnastolatek, który miał ponad trzydzieści dziewczyn… bez komentarza :D Jak tak czytam o nich w ogóle, to zaczynam się zastanawiać czy coś ze mną jest „nie tak” ;) I nawet wiem co… wolę chłopców XD nie no żartuję ;) chociaż coś chyba jest na rzeczy :D bo skoro oni mieli tyle dziewczyn, to widać wystarczy tylko chcieć :P
Przechodzimy konkretnie do tematu miłości i tu już muszę chyba coś powiedzieć… Tym się jakby różnię, nigdy czegoś takiego nie przeżyłem (w tej chwili wydaje mi się, że nie jestem do tego zdolny) i nie wiem jak to ująć… zupełnie inaczej patrzę teraz na miłość/sex niż kiedyś, choćby na początkach tego bloga. Pisałem, że o tym marzę… i może rzeczywiście tak było, ale jednocześnie nie wiedziałem o czym marzę, bo tego nie przeżyłem. Chyba dałem się ponieść ogółowi po prostu… Słuchałem innych, wydawało mi się, że im zazdroszczę miłości i związków… Dziś z dnia na dzień przekonuję się, że nie jestem do tego stworzony. Bardzo się cieszę, że mam przyjaciół i to jest super, ale związek i mieszkanie z kimś… Wczoraj znów o pierdołę pokłóciłem się z mamą… będę miał resztki przyzwoitości i nie zwiążę się z nikim, bo wiem, że tylko byśmy nawzajem się wkurzali. Bo jestem trudnym człowiekiem we współżyciu i przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę.
Idąc tym tokiem rozumowania – celibat do końca życia jak nic ;)
Poza tym tu już się zaczynają trochę tematy, które niekoniecznie muszą mieć z ts coś wspólnego, więc ja będę dość szeroko komentował i różne dygresje robił.
Musiałem to wyjaśnić, bo następny zaznaczony przeze mnie fragment książki jest o związkach, o seksie właściwie… Tutaj pokazano kilku transom kilka slajdów o treściach seksualnych. Taki seks „klasyczny”, potem facet + 2 kobiety, kobieta + 2 facetów, w końcu facet + shemale. Większość pytanych tam transów uznała tylko „klasyczny”, jeden powiedział, że facet + 2 kobiety też widzi ok… no i wszyscy standard – wielkie słowa o miłości ;) Ale to w porządku, tylko, że zmierzam do czegoś innego… transi często chcą uchodzić za stereotypowych facetów, a jednak takie patrzenie stereotypowe mi się nie wydaje (ale to nie zarzut oczywiście :P stereotyp to nic dobrego, ot tylko tak mnie to ciekawi).
Ale najbardziej rozwalił mnie: „Braku miłości w kontaktach erotycznych nie wolno akceptować!” yyy… bo? :P Aaa i jeszcze: „Seksu, namiętności nie da się oddzielić od uczucia.” heh… to ostatnie już m/k mówiła.
Aaaż w końcu ktoś odezwał się szczerze, że opowiada się za tymi „klasycznymi”, jednak one nie działają na niego podniecająco. Podniecające są te ostrzejsze. I tutaj Dulko powiedział coś takiego, co ja uważam za super podsumowanie i w ogóle jestem pod wrażeniem:
„Nie zalecam państwu sztywnego rygoru z zupełnym odrzuceniem skrytych głęboko tęsknot oraz pragnień. One i tak wybiją się na powierzchnię, a jeśli państwo nie będziecie umieli świadomie pokierować nimi, poskromić ich i wykorzystać do własnych celów w zgodzie z własnymi zasadami moralnymi – mogą was zniszczyć. Proszę jednocześnie nie traktować moich słów jako wezwania do rozwiązłości. Przeciwnie, rozwiązłości uniknie ten, kto potrafi zrozumieć swoją własną naturę i nauczy się z nią tak postępować, aby w rezultacie szanować bliźniego swego jak siebie samego. Słowem: nie namawiam was do wyuzdanych praktyk seksualnych, a do rozsądnych prób zharmonizowania potrzeb duchowych z cielesnymi. Nie należy wstydzić się zmysłowości, ale należy nad nią sprawować kontrolę.”
Jestem w szoku! W książce z roku 1991 (polskiej w dodatku!) pojawia się pojęcie „transhomoseksualizmu”! Na prawdę! :D Jednak wyjaśnienie jest tak… jakieś chore ;) że to nie jest to co dziś rozumiemy pod tym pojęciem ;) (chyba, że napisane jest po prostu tak głupio).
A swoją drogą to zabawne… bo mnie ktoś ostatnio zapytał czy czuję pociąg do gejów… pytanie wydaje mi się dziwne, bo przecież pociąg czuje się do mężczyzn lub kobiet, a nie do ich orientacji ;) orientacja staje się istotna dopiero później (co byśmy wiedzieli, czy jest sens się starać). Bo przecież idziemy ulicą i zwracamy uwagę na ludzi, nie na ich orientację.
Nooo teraz się zaczyna jazda ;) Znaczy nie, tutaj też jest dyskusja z dwoma księżmi (tymi samymi co w „Zbłąkanej płci”, bo to była ta sama dyskusja tylko podzielona tematycznie, tam było co innego, tu trochę inne tematy). Czyli standard – sterylizacja oceniana negatywnie i nic poza tym się nie liczy. Już nie będę cytował, bo mi się nie chce, a to nic nowego jeśli chodzi o stanowisko kościoła.
Ks. prof. S.O.: „(…) Jak więc mówiłem: w przypadkach ts utrata męskości czy kobiecości nie jest rekompensowana nabyciem płci przeciwnej, lecz tylko nabyciem iluzji takiej płci.”
Jaka, k*** utrata? :D Tak, utraciłem kobiecość… chyba w życiu płodowym, bo za życia na ziemi sobie czegoś takiego nie przypominam ;) A o „iluzji” to pisałem w notce o „Zbłąkanej płci” – że „iluzję” to też musiałem najwyraźniej nabyć w życiu płodowym :]
No ale oczywiście, nie spełniamy najistotniejszej funkcji – prokreacyjnej! Straszne! :] zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy Ziemia się powoli przeludnia…
(ten sam ksiądz): „Cierpienie to zwykła rzecz podczas ludzkiego żywota na tej ziemi. (…) Czy więc mamy, chcąc zlikwidować cierpienie, tworzyć lub pogłębiać iluzję? Czy to rzeczywiście jedyna droga?”
Nie no, pewnie, jasne, cierpienie jest zawsze w życiu obecne, to cierpmy sobie wszyscy dalej nawet jeśli można by coś na to poradzić. A w iluzji, to ten ksiądz chyba sam żyje, bo strasznie lubi to słowo ;)
Mam czasem wrażenie, że księża do takich dyskusji przygotowują się raz i za każdym razem klepią to samo. Bo o tej drodze to mówi jakby był zupełnie niespełna rozumu, gdyż przecież na początku wywiadu Dulko czy tam Imieliński powiedzieli właśnie, że tak, to jedyna droga. Wnioskuję więc, że księża bezmyślnie klepią po prostu to, co sobie przygotowali i czego się tam wyuczyli. I to sprawia, że trudno z takimi ludźmi dyskutować, bo to jak grochem o ścianę.
(ten sam): „Dla dobra całości organizmu zawsze dopuszcza się w terapii medycznej poświęcenie poszczególnych członków ciała, (…) Natomiast nie wolno tak czynić dla innych celów, na przykład eugenicznych. Wiadomo, co z eugeniki czynili hitlerowcy, którzy za pomocą sterylizacji czy wręcz fizycznego unicestwienia słabszych dążyli do poprawy poziomu rasowego Niemców.”
No teraz pojechał po bandzie. Typowy przykład braku sensownych argumentów. Cóż mogę powiedzieć… Prawo Godwina – przegrał :P
Dalej mówi, że można by się zgodzić na kurację hormonalną, ogólnie na wszystko co ma na celu poprawę stanu psychicznego pacjenta byle to nie była sterylizacji. Tia… Po pierwsze: czy ten ksiądz jest na prawdę tak głupi, że myśli iż jakiś ts płodził będzie dzieci nawet jeśli nie będzie faktycznie bezpłodny? Ale z resztą nie o to mi chodzi (bo wyjątki są ;) ), tylko zabawnie z tymi hormonami. Bo hormony można, ale zbyt długie ich przyjmowanie wcześniej czy później poskutkuje rakiem tych narządów, więc i tak trzeba będzie wyciąć – wtedy wolno. Genialnie :D Ale nie nie, żartuję sobie, pewnie gdyby on wiedział, że hormony poskutkują rakiem, to by był nawet przeciw leczeniu hormonalnemu, jednak to tylko pokazuje absurd upierania się przy swoim zdaniu.
(dalej ten sam…): „Prostytucja jest zła, bo pozwala traktować kobietę jak rzecz, jako środek osiągnięcia przyjemności. Osoba zostaje tu urzeczowiona. Akt seksualny z prostytutką uderza w osobową godność obojga partnerów”
Powiedział co wiedział… szkoda tylko, że wypowiada się za ogół. Bo z mojego punktu widzenia jest to bzdura. W moją godność nic takiego by nie uderzyło. Prostytutka, to osoba i człowiek jak każdy inny (no bo k***, dlaczego niby nie?), z którym może połączyć mnie chwila przyjemności, za którą muszę zapłacić. Jak mógłbym traktować człowieka jak rzecz? Nie wiem, niektórzy może tak robią, to potem takie opinie wydają. No i jak mógłbym nie szanować człowieka z którym uprawiam seks? To wtedy musiałbym nie szanować siebie, a ja akurat siebie szanuję. Ale ja przynajmniej wypowiadam się za siebie, nie za ogół.
O przyczynach i jak to przebiega w życiu płodowym nie będę się powtarzał, ale:
Dr S.D.: „(…) ts pochodzący z naszej strefy klimatycznej, w naszym klimacie poczęci, poczynani są najczęściej w okresie najmniejszego nasłonecznienia – to wpływa oczywiście i na dietę rodziców – mianowicie w październiku, listopadzie oraz grudniu, czyli na świat przychodzą w czerwcu albo lipcu.”
:D zgadnijcie z którego jestem miesiąca? :D Ale teraz tak… jak są z czerwca, to Bliźnięta, więc przebojowe i poradzą sobie w życiu ;) a jak z lipca, to Raki i wiadomo – mają przerąbane ;) krok do przodu i dwa w tył ;) (hehe, oczywiście powyższe zdanie należy traktować jako żart ze szczyptą prawdy :P choć ja jestem dość stereotypowym Rakiem ;) ).
I tym humorystycznym akcentem zakończę dzisiejszą notkę.