bieżące sprawy itp.

No więc tak… A nie, zacznę może od tego, że przed wyjazdem poszedłem do UP i mówię, że mam termin, ale wyjeżdżam, podałem kartę bezrobotnego, babka patrzy i mówi do koleżanki (babka mnie najwyraźniej nie znała, koleżanka i owszem): „Pan wyjeżdża, ale nie wiem czy już dziś mogę dać do podpisu?”. Noo a ja już se myślę, że następna co nie przeczytała imienia na karcie :/ No ale podchodzi ta druga i się patrzy… no ona wie kto ja jestem, ale już chyba nie wiedziała co ma powiedzieć i się pyta: „A kiedy wraca?” :D hehe nie wiedziała jaką formą, to zapytała bez ;) no ale dobrze w sumie że niczego głupio nie palnęła. Ech, też bym już nie chciał wprowadzać ludzi w zakłopotanie, a tu się wszystko przeciąga. No bo byłem w USC. Wszedłem i się patrzę że kolejka, ludzie jakieś numerki mają, kurcze myślę sobie co ja mam robić, przecież tu stał nie będę (np. tylko po to żeby się dowiedzieć, że nie ta kolejka czy coś). To dorwałem pierwszego lepszego urzędnika i mówię co jest, facet był od spraw gospodarczych czy cuś takiego przeczytałem na plakietce, ale pytałem go tylko gdzie ja mam iść, kazał do sekretariatu. W sekretariacie pani dzwoniła do działu zmian, ale się dodzwonić nie mogła, a że jakiś inny urzędnik akurat schodził, to mi kazała z nim iść. Ten mi kazał czekać. W końcu mnie inna pani wywołała i mówi, że wyroku nie dostali. A ja się pytam czy mój nie może być… No otóż nie może, ponieważ oni muszą dostać z sądu z pieczątki, że dla USC… no CHORE. Ale ok, to pytam co mam zrobić żeby mi akt ur. wysłali potem, chociaż miła była urzędniczka to podyktowała mniej-więcej co mam napisać i mailem albo faksem wysłać z dopiskiem że pilne, to się pospieszą. No ja myślę ;) Jeszcze pyta z ciekawości ile to już od złożenia pozwu, mówię 10 mies., a ona że krótko :D potem się poprawiła, że no oczywiście rozumie, że dla nas to długo, ale jak na sprawy administracyjne, to nie jest tak źle. Pocieszenie ;) No ale to było jedno. Drugie… sąd. Ja tak czułem, że oni tego pewnie wcale nie wysłali, to dzwonię znowu do nich i się pytam, pani sprawdza i: „nie miałam polecenia” jak już mnie ch*** strzelał, to dodała: „ale zaraz będzie sędzia to ja zapytam i może jeszcze dziś wyślemy”. Aha, super. Rozumiem. Sąd okręgowy potrzebuje do wszystkiego specjalnego zaproszenia i jak się człowiek pięcioma telefonami nie upomni to nic nie będzie załatwione. Aha. Nie no, bo miałem pecha trafić na dwa dziwne urzędy… ten sąd dziwny, bo ze wszystkim zwleka i jak się nie dopomnisz, to nie przyślą, a urząd z kolei dziwny bo koniecznie musi mieć z sądu. Co za paranoja. Ech i jeszcze to, że miejsce urodzenia inne, sąd inny, a zamieszkanie jeszcze inne. Najlepiej w takiej sytuacji, to urodzić się w Krakowie, leczyć w Krakowie, sąd załatwić w Krakowie i w ogóle, bo wszystko na miejscu a i sąd podobno szybki.
Jeśli mowa o leczeniu, to też byłem u lekarza, raz na pół roku wypadałoby ;) I przynajmniej jedyny, który mi humor na prawdę poprawił, że się prawie aż wzruszyłem ;) Ja tam go lubię.

A poza tym to tak… babcia stwierdziła, że wyglądam „marniutko” :D no jasne, jakbym miał z 50kg nadwagi to bym wyglądał dobrze, a że mam tylko z 10 to wyglądam marniutko :D I oczywiście skoro tak wyglądam, to co pół godziny słyszałem pytanie czy aby nie jestem głodny :D Ale ludzie, wbrew pozorom ja na co dzień na prawdę nie jem tak dużo.
Dalej… mam wrażenie, że moja rodzina dzieli się na tych, którzy mają wszystko w d*** i tych, którzy wszystkim się interesują… i sam nie wiem co gorsze. Półśrodek byłby idealny.
Ale potem się dowiedziałem, że babcia mówiła, że się zrobiłem „fajny” :D tzn. taki bardziej do życia i wesoły. Hehe, no tak… nie da się ukryć, że teraz to zaczynam, żyć, a nie…

A trochę w innym temacie… Czytałem dziś na onecie tekst o homorodzinach, ale tak tylko przeleciałem skupiając się na dyskusji pod nim. Najbardziej rozwalił mnie facet, który napisał „prawdziwą historię z życia” jak to siedział ze swoją 7 letnią córką oglądając telewizję i było coś o gejach i ona go zapytała co to są geje. Na co on jej niby normalnie spokojnie wyjaśnił, że czasem dwóch facetów woli się całować ze sobą niż z kobietą, a dziecko na to: „A fuj! To obrzydliwe!” i… tu następuje najlepsze, mianowicie facet chyba był dumny czy coś, bo mówi, że nic dodać nic ująć, to jest normalna reakcja człowieka, któremu nikt nic nie sugerował. No to mu napisałem, że nic dodać nic ująć tylko wspaniale wychował swoje dziecko :D No bo powaga, gdyby to powiedziało moje dziecko, to raczej bym się ze wstydu zapadł pod ziemię. Dodałem jeszcze, że on nie musiał dziecka nastawiać przeciwko, wystarczy że samo wychwyciło stosunek rodziców do pewnych spraw. Bo przecież jak się wychowuje np. antysemitów? Na pewno nie mówieniem dziecku, że Żydzi do gazu itp. (bo przecież takich rzeczy żaden rodzic o zdrowych zmysłach nie będzie dzieciom swoim mówił), ale zwykłymi „nieszkodliwymi” stwierdzeniami wypowiadanymi na spotkaniu ze znajomymi itp., w sytuacjach, których teoretycznie dziecko nie powinno być świadkiem, a czasem bywa… I to wystarczy.

O Walentynki się zaczęły. Uwielbiam je :D tak na złość wszystkim! :D
Okazywanie miłości codziennie? Czemu nie, chociaż jak się coś robi codziennie, to staje się to rutyną. Cały urok by w życiu były specjalne dni. Ale oczywiście nie muszą być wtedy kiedy „nakazuje” kalendarz :)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.