Nie wiem od czego zacząć, to może od początku :P A będzie ze szczegółami bo ja tak lubię. Jak mi w czwartek czy środę nerwy przeszły (bo coś mnie znowu dobiło i se pomyślałem że no najwyżej się nie obudzę i cóż wielkiego; jak się obudzę, to fajnie i postaram się cieszyć życiem, a jak nie to przynajmniej będę miał święty spokój ze wszystkim), tak już się nie denerwowałem tylko niecierpliwiłem.
Przyjechałem wieczorem, wyglądało jakby tam żywej duszy nie było :D tylko ten co mnie wpuścił i skierował do pokoju (tak, tego jednoosobowego z widokiem na góry :P ). Dzień drugi (w sumie pierwszy), od ósmej się zaczęły pielgrzymki pielęgniarek. Wzięły wyniki, grupę krwi, kasę, podpisałem jakieś dwa papiery (zgoda na zabieg). Przyszedł lekarz (ten co się do niego dzwoni) i zaprosił na dół do gabinetu. Tam też krótki wywiad, znowu podpis i że zabieg będzie w godzinach przedpołudniowych – mam w pokoju czekać. Ledwie poszedłem do pokoju, przyjechała pielęgniarka z EKG (nie było nieprzyjemne, przynajmniej chłodne, bo Boże… jak tam grzali ;) ja nie wiem czy wszędzie tak grzeją tylko u mnie w domu jest zimno jak cholera?). No i czekałem, aż skończyłem czytać książkę :D no ale krótka była, z resztą dobrze, bo potem ani we wtorek jakoś nie miałem ochoty na czytanie. W końcu koło 11:00 przyszedł chirurg i mnie obrysował. I to tak, że mi jeszcze zostało aż do dzisiejszego mycia, no w ogóle dużo tych krech było, ale mówił, że postara się małe cięcia, bo nie ma dużo do wycięcia. Potem znowu czekałem i mnie w końcu zawołano na salę. Jak się położyłem na stole, to przede wszystkim przyszło mi do głowy, że jest cholernie niewygodny :P (i był, bo mnie cały kark bolał potem). Jedną rękę w prawo – ciśnienie. Drugą w lewo – wenflon. Zawsze się zastanawiałem jak to jest z tym wenflonem, że przecież to musi boleć… I miałem rację. Bolało. Na nogę też mi coś założyła. Zerknąłem na zegar – była 11:30. Potem ogólnie po sali – ta lampa nade mną i w ogóle… Pomyślałem sobie, że czuję się jak w laboratorium kosmitów :D rozłożony niczym człowiek witruwiańśki Leonarda da Vinci :D Potem chirurg się ubrał i czekali na anestezjologa. To było mocne – 4 osoby wokół mnie i czekamy :D Ale przyszedł szybko, zapytał raz jeszcze ile ważę i podstawił mi to coś do wdychania, w międzyczasie kazał usta otworzyć i zaglądał, potem wdychałem dalej. Dwa wdechy i poczułem się tak dziwnie, bezwładny i tylko jakieś resztki świadomości. Usłyszałem jego: „6, przepraszam 7 czegośtam” co mi chyba pielęgniarka wbiła w wenflon. Poczułem też rurkę w gardle. Nie bolało i sama rurka nie była jakaś nieprzyjemna, ale zdążyłem jeszcze pomyśleć, że chyba będę się dusić i w ogóle to czy mam się zacząć krztusić już? :D Ale zrobić nic już nie zdążyłem bo zasnąłem. Potem pamiętam tylko przerzucanie z łóżka na łóżko (2 razy) i jakieś leniwe: „Budzimy się!”. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś mnie po prostu rano budzi, sen był zwyczajny jak każdej nocy i tak mi się dobrze spało, że chętnie pospałbym jeszcze :P Żadnego wyciągania rurki nie pamiętam, nie było mi w ogóle zimno ani niedobrze, normalnie jakbym wstał rano i czuł się zwyczajnie. Pamiętam tylko to, że najpierw chciało mi się spać, ale sobie przypomniałem, że mam nie spać to nie spałem cały dzień (i pół nocy na wszelki wypadek – niezły jestem :D ), liczyłem zastrzyki i kroplówki :P Było tego dnia 3 zastrzyki przeciwbólowe, jeden z antybiotykiem i jedna tabletka no i jedna kroplówka, która taaak wolno leciała, że się pielęgniarka nie mogła doczekać kiedy się skończy :D Wcześniej jeszcze się pytałem ile mam nie spać, to powiedziała mi, że mogę spać, tylko kontrolować oddech (ciekawe jak to robić śpiąc :D ), no to kimałem, ale jak tylko usłyszałem, że przestaje pikać ta maszyna, to od razu momentalnie się budziłem :D Z przejęcia nie mogłem zasnąć nawet jak mi to zdjęła z palca (który nawiasem mówiąc ścierpł mi jak cała lewa ręka – ta z wenflonem, i jeszcze te zastrzyki, bo to wszystko dożylnie, ale nie że bolało, nie bardziej niż wenflon, tylko te przeciwbólowe, to tak waliły po głowie :P niby że kręciło się po nich w głowie, ale ja wiem… dla mnie to takie uczucie uderzenia krwi w całą górną część ciała). Pielęgniarki przychodziły co godzinę-dwie, pytać jak się czuję, mierzyć ciśnienie, temperaturę itp. Pod wieczór wstałem z pomocą pielęgniarki. Ja to w ogóle taki jestem, że bym się wcale nie ruszał jakby mi nie kazali :D ja nie z tych co się zrywają do wszystkiego. W momencie podnoszenia się uczucie jak wrzątek na klacie, ale tylko chwila. Kazała mi se pojemniczki na krew trzymać – ble ;) Drugim razem już sam wstałem w nocy (uczucie jak tona czegoś ciężkiego na klacie, ale to już lepiej niż wrzątek ;) i ogólnie potem co raz lepiej, ale wciąż jak leżę to mam wrażenie, że nie wstanę :P), tym razem wymyśliłem że se te pojemniczki w kieszenie powsadzam i potem zawsze tak robiłem :D chociaż to trwało, leżałem bez koszuli, a wstając siadałem, ubierałem się itd. Na drugi dzień dostałem też jeden zastrzyk z antybiotykiem i dwa przeciwbólowe, potem już nie chciałem bo nie bolało. Ale przyszedł chirurg, odbandażował żeby sprawdzić dreny a potem mówi, że może se zajrzy pod opatrunki. Tak myślał chwilę co mu to da poza ciekawością, nic nie wymyślił ale i tak zajrzał :D One są przyklejone więc bolało (widać wyżej miałem cały czas czucie). Powiedział że mu się podoba. Ja nie patrzyłem. Potem wstałem, pochodziłem i zrobiło mi się słabo i tak mi się wydawało, że mi znowu trochę krwi poleciało. No to musiałem sobie znaleźć kolejną schizę, która nazywała się: „na pewno nie przestanę krwawić” ;) Ale pielęgniarka powiedziała, że po prostu mam tak długo nie chodzić. Potem wstałem drugi raz – już było ok. Na noc wziąłem zastrzyk i tego to się już nie mogłem doczekać. Bardzo mi już przeszkadzał opatrunek (nie mogłem normalnie oddechu zaczerpnąć, z resztą tak to nadal jest :/ ), plecy bolały jak cholera (bo bolą po takim czasie na leżąco) i jeszcze ten wenflon zaczął wyjątkowo boleć… ale jak mi w końcu dała ten zastrzyk to walnęło porządnie po wszystkim od wenflonu zaczynając przez kark, ręce i całe ciało :P więc przeszło i pomyślałem, że już będę spał, no i spałem. Rano nie wziąłem zastrzyku. Przyszedł lekarz, rozbandażował, wyciągnął dreny… z prawej to bolałooo (ale też bez przesady, 10 sekund bólu, potem przechodzi), z lewej mniej. Powiedział, że jest dobrze, a skoro do teraz nie widze plam krwi na bandażu to chyba jest ok ;) i oby tak zostało. Pielęgniarka wyciągnęła wenflon no i czekałem aż po mnie przyjadą. Miałem jeszcze dostać coś przeciwbólowego ale nie dostałem i też jest ok. I pewnie bym nie musiał nawet brać tego z recepty, ale jeszcze tu trochę posiedzę, to teraz se wypiję, z resztą szkoda w ogóle nie użyć jak przepisali :D
Więc ból to nie, ludzie wyluzujcie ;) no czuje się cośtam, ale takie pobolewanie (jak mówiłem – jak mnie bolą jelita, to co najmniej 5 razy mocniej). Nie ból jest straszny, ale ogólnie wszystko razem :P to znaczy da się przeżyć, ale ten pie****** wenflon w ręce (jak komuś to nie przeszkadza, to już ma mój największy problem z głowy, mnie cholernie przeszkadzało, może dlatego że mam chyba cienkie żyły, a raczej w zgięciach to ich prawie w ogóle nie ma :P jakby nie można było tego w zewnętrzną część dłoni wbić, a tak ni zgiąć ni wyprostować i w ogóle nawet po wyjęciu mnie łapa pół dnia bolała, teraz już na szczęście przechodzi). Do tego dreny… same w sobie też nie bolą, ale no ogólnie dla mnie to jest ble :P I jeszcze ogólnie te ściskanie bandaża.
Na efekty nie patrzyłem też dziś… właściwe zerknąłem na sekundę, ale zobaczyłem głównie te czarne linie pisaka :P Dokładniej się nie przyglądałem, nie żebym był jakiś specjalnie wrażliwy, ale na uszkodzenia mojego ciała to jestem :P
Ale ogólnie to nie umiem nic powiedzieć. Nie powiem żebym wyglądał płaściej (no ale wiadomo, jak rozmiar nie był duży to nie widać tak różnicy zwłaszcza jak jest opatrunek), ale może to bandaż + ewentualnie opuchlizna, także nic nie mówię, dopóki nie zobaczę efektu pod bandażem.
Jeszcze niefajnie jak się zmęczę, albo zdenerwuję albo coś, bo serce wali i to takie głupie uczucie przez ten bandaż :P Dziś śpię se i nagle sms, a że mnie obudził to i przestraszył i znowu takie łupanie w klacie.
Tylko pewnie straciłem kolczyka :( Na zabieg wiadomo – trza wyjąć, a on był jeszcze niezagojony… (ponad rok go mam i się nie zagoił, no pięknie, to już sobie wyobrażam te rany ;) ). Szkoda, że ten, a nie ten drugi (tamten był zagojony, to wcisnąłem), ale tamtego bym olał bez żalu, a tego szkoda mi cholernie, ale cóż… następna stówa i se i tak zrobię za jakiś czas.
A jutro mam zastrzyk, ale chyba nie pójdę :P ee tam, nie mam siły ;) przełożę se o dzień.
Wybierz sobie szablon...
Archiwum
-
Ostatnie wpisy
- Podsumowanie 2024 wtorek, 31 grudnia 2024, 03:52:06
- Jarmarki świąteczne 2024 (Hamburg i Brunszwik) niedziela, 29 grudnia 2024, 02:35:14
- Barcelona: 1-9.11 sobota, 30 listopada 2024, 23:27:59
- Groningen (25.08) i Köln (7.09) piątek, 29 listopada 2024, 17:50:19
- Bildungsurlaub – „Urlop edukacyjny” ;) czwartek, 31 października 2024, 00:39:24
Najnowsze komentarze
- Groningen (25.08) i Köln (7.09) | wendigo blog - sierpniowe seminarium
- Lou Fontaine - Uwaga! Kończę bloga!
- Królowa Karo - „Skąd się bierze nieheteronormatywność?”
- wendigo - wojna reality show
- wendigo - O przemijaniu, rodzinie, przyjaciołach i ich braku i samotności… (ale nie całkiem pesymistyczna notka…)
Tagi
- allegro
- bog
- codzienne
- cytaty-aforyzmy
- filmy
- filmy-trans-itp
- fobia-spoleczna
- fobie-leki-i-inne-zaburzenia
- forum
- homoseksualizm
- ksiazki
- ksiazki-trans-itp
- leczenie
- moje-zdanie
- muzyka
- o-blogu
- okazyjne
- osobiste
- pamietnikowe
- piosenki-teksty
- pisarstwo
- podroze
- polityka
- praca
- przemyslenia
- przypowiesci-itp
- przyszlosc
- religia
- seriale
- smieszne
- sny
- testy
- transseksualizm
- transseksualizm-linki
- transseksualizm-po
- transseksualizm-przed
- transseksualizm-przed-wzmianka
- transseksualizm-w
- transseksualizm-w-wzmianka
- ubior
- wiersze
- wspomnienia
- wycieczka
- wyjatkowe
- zdrowie
Wyszukiwarka