Kilka luźnych faktów z ostatnich dni:
# Chyba jednak doszczętnie popsułem sobie mp3 player. I tak mnie wkurzał. Kupiłem sobie nowy, ale stary ;) bo używany, ale markowy – miejmy nadzieję będzie lepszy. Już mi się podoba, już go kocham :D jest śliczniejszy, masywniejszy (choć mniejszy) i ma ładniejsze odcienie podświetlania :D (nie żeby mi to było potrzebne aż tak bardzo, no ale).
# Maxthon mi zaczął zżerać 100% procesora, no więc musiałem coś z tym zrobić. Już się zacząłem załamywać, że co ja w ogóle zrobię… przecież ja wielbię Maxthona i nie mieć go to dla mnie jak nie mieć przeglądarki :P Już zacząłem się zastanawiać czy Google Chrome bym strawił (bo Firefoxa na pewno nie, Opera to też nie to), ale w sumie… jak mnie Maxthon będzie zawodził, to chyba po prostu zostanę na IE (wcześniej mi to nie przyszło do głowy :D a przecież teraz już ma karty). Ale póki co Maxthon w wersji Classic śmiga aż miło :) kiedyś ją miałem, potem nie wiem czemu przeszedłem na nowszą. W sumie ta jest spoko i nawet dA znowu mi działa :D Więc nie zapeszając, jest cudownie.
# Allegro dalej moje dane „weryfikuje”, od ponad 2 tygodni, napisałem do nich.
# Osoba, którą znam przez internet od kilku lat, jest w ciąży. A nie skończyła jeszcze liceum. Ma trochę problemy (z innych względów) i współczuję jej, poza tym lubię ją… Jakiekolwiek gadki umoralniające nie mają sensu, z resztą nieśmiałbym cokolwiek powiedzieć już po fakcie. Ale czy ludzie nie wiedzą skąd się dzieci biorą? To po prostu przykre, że można sobie całe życie… no nie powiem „zmarnować”, bo to nie jest właściwe słowo (zwłaszcza, że ona sobie poradzi, wierzę w nią, będzie fajną mamą, gdyby nie te inne problemy…), ale życie „zmienić”, bo się nie użyło gumki (bo o tabletkach już nawet nie mówię, choć jak się ma stałego partnera, to i o tym możnaby pomyśleć).
Cóż, za tydzień o tej porze ja będę bezpłodny :D Chociaż jak dla mnie to jestem od urodzenia, nigdy mi nawet do głowy nie przyszło, że mógłbym w jakikolwiek sposób mieć biologiczne dzieci. Toteż nie widzę tu powodów do żalu i rozpaczy. A najwyżej do radości, że się pozbędę zbędnych wnętrzności. Niby to w środku, ale… im bliżej operacji tym się więcej myśli o tym, że się już by nie chciało tego mieć co się ma :P
Odnośnie samego wyjazdu to nie wiem kiedy znowu będę w necie (no najpóźniej za 2 tygodnie), bo ma to być wyjazd połączony z wakacjami… w związku z czym jak będzie ciepło to spędzę resztę dwóch tygodni w jakimś miejscu odciętym od świata ;) Z komputerem ale bez netu, jedynie mobilne gg. Zawsze jakieś namiastki techniki ;) Cóż, może będę pisać najnowsze opowiadanko.
A propos opowiadanek… doszliśmy na forum do wniosku, że pornosy wpływają na naukę języków :D bo jak czegoś nie ma po polsku, a bardzo się chce przeczytać, to trzeba niestety zrozumieć język obcy :D
Btw. przeczytałem pierwszą w swoim życiu książkę po angielsku. I nawet zrozumiałem! :D
To było przyziemnie (w większości). Teraz nieco mniej przyziemnie. Materialnie ale nie przyziemnie.
Teraz to wiadomo, potem… powiedzmy, że zrobię sobie wakacje (bo nie wyjeżdżam jak co roku – wiadomo, operacja), może nawet pojadę gdzieś, gdzie jeszcze nie byłem… Ale w końcu trzeba będzie zacząć życie. W sensie – pójść do pracy. Och, oczywiście mógłbym pójść na studia… tylko, że dzienne wiązałyby się z przeprowadzką, a na to trzeba mieć pieniądze (a poza tym dostaję drgawek na samą myśl o nauce w systemie dziennym ;) więc – not an option). Na zaoczne też trzeba mieć pieniądze, chociaż przypuszczam, że jakbym na prawdę chciał, to znalazłyby się, tylko że… ja nie chcę. Tylko najwyższy czas pomyśleć czego w takim razie chcę… Bo owszem, ja potrafię powiedzieć gdzie chcę mieszkać, jak powinien wyglądać mój dom, ile chcę mieć dzieci i o jakich imionach, ale żeby to wszystko mieć, to trzeba mieć pieniądze, a żeby je zarobić to trzeba coś robić… I tu się pojawia problem, który się przewija prawie od początku tego bloga… i którego to problemu nie chciałbym w całości zwalać na ts, bo to byłoby usprawiedliwianie się. Tylko że ja całe życie myślałem o tym jakie życie jest do dupy, więc nie miałem czasu myśleć co będę robić jak się poprawi… nie wierzyłem, że się poprawi.
Dziś przeczytałem wątek na tg forum, w którym przewinęła się sugestia że może tg są silniejsi od ts, bo dążą do egzystowania w świecie w odczuwanej płci bez tych wszystkich zmian. Hmm… przyznam, że ciekawa sugestia. Coś jest w tym, że ja tak bym sobie nie dał rady. Inna sprawa, że w ogóle bym nie chciał, bo z każdym krokiem ciało ciążyło mi co raz bardziej zamiast co raz mniej (z resztą to to co pisałem wyżej – im bliżej operacji tym bardziej nieznośne wydaje się to co jest). Ale fakt faktem, że ja sobie nigdy nie radziłem… niektórzy potrafią będąc tg, a ja nie.
Wracając do edukacji, zawsze było to proste skojarzenie: instytucje edukacyjne = koszmar. Tego skojarzenia pewnie się nigdy nie pozbędę, choć już nie muszę chyba rozwijać go jak kiedyś: koszmar, gdzie trzeba myśleć przede wszystkim o przetrwaniu, bo przecież ludzie, a oni mogą zrobić coś, co uczyni moje życie jeszcze bardziej nieznośnym…
No ale co chciałbym robić, ale tak na prawdę? (umówmy się, że to ma być realne… bo podejrzewam, ze 'funkcjonariuszem służby penitencjarnej’ też nie mógłbym zostać). No więc gdybym sobie na chwilę obecną mógł coś wybrać… to chciałbym być astrologiem. Ale nie będę, ponieważ… ja się tego wszystkiego nie nauczę, nie poradzę sobie, nie… i tu się zaczynają te wszystkie „nie”. Nie wierzę w siebie – ot jaka jest prawda. Nie poszedłbym na astrologię nawet gdyby wróciła na uniwersytety, bo po prostu nie wierzę, że mogę się nauczyć tak dużej ilości materiału… Z resztą to nie tylko o to chodzi… Trzy ciekawe ogłoszenia ostatnio napotkałem w mojej okolicy, takie na które właściwie mógłbym startować:
1. doradca finansowy, do przeszkolenia, średnie + prawo jazdy to jedyne wymagania. No ale to jest praca, gdzie trzeba być pewnym siebie, a ja sobie jakoś tego nie wyobrażam…
2. rzeźnik – do przeszkolenia. A jeśli to nadal taki poszukiwany w Unii zawód… podobno w Niemczech rzeźnik zarabia 4 tyś €… wszystko super, ale tutaj się boję, że sobie nie poradzę fizycznie. Wprawdzie bywają i kobiety w tym zawodzie, ale wydaje mi się, że jestem słaby…
3. kierownik supermarketu i to dokładnie w moim mieście. Średnie, tylko tyle. I jakbym miał jaja to bym złożył CV :D ale nie mam (o lol, dosłownie i w przenośni, buhahaha). Więc nawet nie spróbuję.
Jeszcze A. dzwoni do mnie i marudzi, że ciężko jest, nie ma pracy i co ja o tym myślę… No ja nie wiem, ludzie mają mnie za cudotwórcę jakiegoś? :D Ona myśli, że ja cudownie znajdę jej pracę, jak nawet dla siebie pomysłu nie mam? Z resztą ona jest bardzo wybredna, do Biedronki nie pójdzie bo ją ludzie zobaczą, za granicę do opieki nie pojedzie bo ona nie będzie takich rzeczy robić… No heloł! No to ja już nie wiem. Ponieważ ja ostatecznie pójdę do Biedronki (chociaż to zabawne, bo ona przyznała, że ostatecznie to też może ale tu u nas, a ja z kolei tam gdzie ona ma bliżej :D bo nie chcemy żeby ludzie nas znali ;) ), a najchętniej to bym w ogóle wyjechał, opieka nad starszymi jest zupełnie ok… tylko pewnie bym sobie nie poradził (znowu się zaczyna) no i facetów mniej chętnie biorą :/
Są fajne prace w większych miastach… ale co z tego jak ja mieszkam tutaj. A może powinienem rzucić się na głęboką wodę, jechać w ciemno, wynająć mieszkanie i pójść do jednej z tych „fajnych prac”?
Wracając do tego „całe życie myślałem o tym jakie życie jest do dupy, więc nie miałem czasu myśleć co będę robić jak się poprawi… nie wierzyłem, że się poprawi”… no dobrze, teraz nie wiem co z sobą zrobić, ale jakby się nie poprawiło… to już zupełnie nie wiem co bym robił. Po prostu nie miałem przyszłości. Więc tak czy siak jest teraz dużo lepiej, bo teraz mam przyszłość i mogę o niej myśleć :)
Edit (6.06): Małe sprostowanie: nigdzie powyżej nie napisałem, że chcę iść do Biedronki :P Oczywiście, że nie chcę, bo kto by chciał? Ale mówimy o KONIECZNOŚCI. Mało rzeczy tak mnie wkurza jak ktoś, kto siedzi na d*** i marudzi, że nie ma pracy, ale tam nie pójdzie bo cośtam, w inne miejsce też nie bo też coś mu nie pasuje… No sorry, ale jak się nie ma za co żyć, nie ma się wykształcenia, to się idzie do pracy jaka jest. Ja tu na prawdę mówię o podbramkowej sytuacji. Bo jeśli ktoś materialnie może sobie pozwolić na bezrobocie i poszukiwanie lepszej pracy, to super i rzeczywiście nie musi chwytać się takich prac. Gorzej jak nie może…
A pewnie, wykładanie towaru i „doradzanie klientom” jest super :P ale też niestety nigdzie w pobliżu :(