Przyznaję się, zgapiłem tytuł z notki sprzed lat innego ts… I tak mi dziś tu pasuje…
Tak sobie myślę, że dobrze, że tak wyszło, że zacząłem pisać bloga będąc jeszcze w szkole. Teraz już to wszystko się zaciera, a wtedy mogłem o tym pisać na bieżąco… A to i tak wszystko mało. Zbliża się wrzesień, stąd takie przemyślenia, ale też stąd, że czasem na jakimś forum typu te onetowe przeczytam durny wpis jakiegoś młota dotyczący ts (czy nawet sam nie wie o czym właściwie pisze) i czasem już mam coś napisać, a potem myślę sobie… że życie transa (przed leczeniem) jest w każdym drobiazgu zdeterminowane przez ts. Każda pierdoła i prawie każda minuta, a ja miałbym w kilku zdaniach tłumaczyć to komuś? Wyłączam stronę i się nie ścieram, żeby to wszystko opowiedzieć nie wystarczy 5 zdań ani nawet 5 dni. Prawdopodobnie trzeba by jeszcze raz tyle lat ile mam.
Miałem koszmarny, po prostu beznadziejny tydzień (w tym dwie noce z koszmarami przerywanymi paraliżami przysennymi). Chyba każdego dnia z jakiegoś powodu czułem się jak debil i uświadamiałem sobie swoje wady. Raz to nawet pomyślałem sobie, że najlepiej to by było to wszystko skończyć, nie musiałbym się martwić o kasę na trójkę ani o nic i w ogóle miałbym z samym sobą spokój. Z jednej strony było to zupełnie nowe uczucie, które mi pozwoliło zrozumieć „normalnych” (znaczy nie ts), że też można mieć po prostu wszystkiego dosyć, bo to nie miało nic wspólnego z ts, chociaż…
Zastanawiam się co decyduje o tym jacy jesteśmy? To znaczy przecież człowiek chyba nie rodzi się z charakterem zdeterminowanym od razu, prawda? To jaki się staje, to chyba wynik procesu wychowania, doświadczeń, przeżyć i tak dalej. Więc dlaczego jestem jaki jestem? W rodzinie było zawsze w porządku, nie przeżyłem nigdy jakiegoś szoku, traumy, nie byłem molestowany, bity, nie mam w rodzinie alkoholików, właściwie miałem chyba całkiem niezłe dzieciństwo… więc dlaczego? Więc dlaczego jeśli nie przez ts, który systematycznie mnie pogrążał, oddalał od ludzi, powodował blokady… Och jasne, nie każdego ts to pewnie spotyka. Ale ja nie widzę innego wytłumaczenia, zaburzenia psychologiczne/psychiczne chyba nie biorą się same z siebie, prawda? I te wszystkie blokady też nie.
Ostatnio znowu dowiedziałem się, że na studia idzie ktoś, kogo bym o studia nigdy nie podejrzewał ;) I znowu się poczułem tak dziwnie. Nic na to nie poradzę, że zawsze się tak czuję kiedy słyszę o kimś idącym na studia, to chyba uczucie, które najprościej określiłbym tak: „zaraz-od-kogoś-usłyszę:-’no-popatrz-nawet-on-studiuje-a-ty-?’-i-po-chuj-mi-to-mówi-i-dlaczego-nie-rozumie-że-ja-NIE-CHCĘ”. Tak, masę rzeczy robimy pod presją, a jak stawiamy na swoim i ich nie robimy, to i tak mamy poczucie winy. Z drugiej strony po co ja się tym wszystkim tak przejmuję, edukacją, pracą… przecież ja wiem czego chcę! Najbardziej chcę trójki w Belgradzie i to jest mój najważniejszy teraz cel i wiem co robić żeby go osiągnąć: wyjechać za granicę i zarobić! A to najważniejsze wiedzieć, bo jak się nie wie, to jest problem. Może jestem taki podenerwowany, bo siedzę tu i dostaję jakieś grosze zamiast zarabiać pieniądze… ale też nie siedzę tutaj od tak sobie, tylko żeby uporządkować trochę spraw, inaczej rzuciłbym ten staż po 3 miesiącach (i kto wie, może przerwę wcześniej jeśli załatwię inne rzeczy, wtedy mógłbym jeszcze w tym roku wyjechać do pracy).
Ostatniego doła pogrążył piątek, a potem w sobotę machnąłem cztery odcinki serialu i zapomniałem o całym świecie :D Dawno już tego nie czułem, super uczucie. To jest właśnie terapeutyczna rola seriali – jak mi kiedyś powiedziała pewna pani psycholog :)