Mam dwa największe marzenia. Jedno to posiadać bardzo dużo pieniędzy (bo – patrz dwie notki niżej), a drugie to… Ale to by musiał być cud. Tylko, że ja kurcze wierzę w cuda. Na prawdę wierzę, baa, wręcz jestem przekonany, że się zdarzają. I dlatego nie wiem, na którym marzeniu się skupić.
Niektórzy ts zachowują jakieś pamiątki (np. dyskutowaliśmy na niebieskim forum o świadectwach), niektórzy nie chcą się pozbywać przyszłości, negować jej… Zazdroszczę im. Ja mam właśnie nieprzepartą ochotę… też mam stare świadectwa, wszystkie (a jak wiadomo wymienia się tylko ostatnie). Mam ogromną ochotę wsadzić to wszystko w piec i patrzeć jak się pali. Zdjęcia także. Ja bym chciał przeszłość zniszczyć, wymazać, uczynić niebyłą, wyrwać. I najchętniej bym nigdy nikomu o niej nie mówił. Nie to, że się wstydzę, bo bez sensu byłoby wstydzić się czegoś, na co nie ma się wpływu (aczkolwiek dumny też nie jestem). Po prostu… Tak czasem sobie myślę, że nie można dowiadując się o tym, że ktoś był (jest) ts patrzeć na niego tak samo i bez żadnych myśli jak się patrzyło wcześniej… A po chwili wyobrażam sobie siebie w roli tej osoby, która się dowiaduje i stwierdzam, że to oczywiście bzdura. Jak wszystkie inne moje głupie odczucia. Bzdura. Tylko co z tego? Problem jest w tym, że w stosunku do siebie mam o wiele większe wymagania niż w stosunku do wszystkich innych. I nie problem w tym, że chciałbym by inni nie wiedzieli, problem w tym, że to ja chciałbym nie wiedzieć, zapomnieć o tym. Szkoda, że się nie da. Jeśli kiedykolwiek technika będzie w stanie sterować ludzkim mózgiem, wbrew wszelkim obawom czarnowidzów zgłaszam się jako pierwszy – chcę by ktoś sprawił, żebym ja zapomniał…