I mógłbym tak jeszcze parę rzeczy zauważyć… np. jaki kto ma interes w polecaniu swojego lekarza? Ja myślę, że żaden, bo co to w końcu mnie obchodzi czy się ludzie leczą u mojego lekarza czy też nie. Dlatego mówię jak jest, jakie są minusy też mówię. Przecież to nie wyścig ;) A jeszcze czasem mam wrażenie, że niektórzy mają zdanie: „jak cię ten mój lekarz odrzucił, to może coś z tobą nie tak, a może jesteś za słaby” itp. Ale… tak na dobrą sprawę… a dlaczego ja mam iść do lekarza i dać po sobie jeździć? (no tego już nie mówię z autopsji, ale tak z tego co czytam). Zupełnie nie rozumiem dlaczego jako pacjent mam znosić nieprzyjemności lekarza oraz coś mu kosztem własnego spokoju psychicznego udowadniać. No sorry, ale bez przesady. A jak się ktoś na prawdę na życie targnie po takiej wizycie u lekarza, to co? Powie on, że człowiek był słaby i tyle, tak łatwo to zniesie taki doktor? A niech się nawet nie targa, ale niech się nabawi np. nerwicy wegetatywnej i co, też żaden problem, nie? No nie, jasne, dla lekarza żaden.
Nieprzypadkowo wspomniałem o nerwicy wegetatywnej… W sobotę poszedłem spać z bólem brzucha. Znowu. Znowu no-spa nie pomogła (nawet dwie), lecz znowu nie był to ból ciągły, więc był do zniesienia (musiał być, skoro zasnąłem, bo musiałem zasnąć z bólem, gdyż 2-3 godziny później gdy się poruszyłem znowu ból). Więc niedziela na „diecie” i niezbyt przyjemne uczucie w żołądku (coś za coś, bardziej znośny ból, to za to tabletka nie pomaga no i potem dzień-dwa dyskomfortu). Dobiło mnie to. Jak tak żyć? Iść do lekarza? Nie iść bo nie ma sensu? Do rodzinnego czy od razu gastrolog? Nie wiem już co robić, więc całą niedzielę spędziłem na szukaniu informacji na temat chorób głównie jelit. W prawdzie nie mam reszty objawów (lecz badaniami należałoby wpierw takie choroby wykluczyć, dopiero potem stawiać sobie diagnozę), ale trafiłem na forum i poczytałem… poczytałem i… wcale nie poczułem się lepiej. Tam są głównie ludzie w moim wieku. Ktoś po pięćdziesiątce, ktoś 37, ze dwoje 14-15 latków a reszta to 25, 22, 21, 17… I na prawdę nie jest ciekawie. „Dlaczego jelita tak potrafią zniszczyć życie?”, albo zwierzenia jak przesiedziała z lekarzem całą noc na poczekalni i ona: „dlaczego ja” a on, że to nie wyrok, a ona, że tylko tak się mówi… Albo kryzys, bo nie każdy zawód w ogóle można wykonywać (więc studia może trzeba będzie rzucić). Albo „żarty” na temat badania endoskopowego kolegów („koledzy” trzydzieści kilka lat, a intelekt na poziomie pantofelka czy innej ameby). Ogólnie przygnębiający obraz. Ale najgorzej mnie przygnębiło co sobie uświadomiłem. Nie żebym nie lubił być bezrobotnym, ale… nie mogę być. Nie jeśli chcę zrobić trójkę. Uświadomiłem sobie, że jak nie będę zdrowy, to nie będę mógł wyjechać gdzieś do pracy, a jak nie będę mógł wyjechać to… jak ja zarobię? No tutaj już niemal wpadłem w histerię ;) ja muszę zarobić na trójkę!
W sumie pojawiają się głosy (na forum), słuszne oczywiście, że dlaczego nie mamy falloplastyki refundowane skoro mężczyźni mają? Trochę to nielogiczne – zgadzam się i dobrze byłoby coś z tym zrobić. Ale ja się w tą walkę nie będę angażować, bo tak na dobrą sprawę i tak nie jestem zainteresowany polskimi metodami.
W sumie od niedzieli minęło parę dni, przemyślałem sprawę (w zasadzie prawie nic innego w życiu nie robię tylko myślę, za dużo) i chyba postanowiłem… nic nie robić (może poza kontrolowaniem żarcia, chociaż ostatnio wcale dużo nie jadłem przed bólem), ale jak jeszcze raz mnie taki ból złapie, to gastrologa na NFZ już sobie wyszukałem. Co by się nie działo, lepiej wiedzieć na czym się stoi.
A forum o Crohnie jest fajne, sympatyczne, może się zarejestruję. Pierwej jednak chyba powinienem tutaj. A przed chwilą to w ogóle znalazłem wprost stworzone dla mnie miejsce: tadam! – tak więc święta miną mi zapewne na „zwiedzaniu” tych miejsc.
Chociaż tyle innych rzeczy też chciałbym zrobić (no ale ja praktycznie pracę to już skończyłem, trochę urlopu i pojawiam się jeszcze na 2 dni). Więc dziś obejrzałem też film. Nie powiem, że dla rozrywki, bo przygnębiający raczej, ale dobry, bardzo. I znowu zastanowiłem się nad tym czy przypadkiem nie mam Aspergera… ale nie, skoro to wrodzone, to raczej nie (myślę, że moje problemy są z innych źródeł, ale o tym innym razem), tylko po prostu trochę rzeczy mam podobnie.
Właśnie, święta, święta… nawet nie chce mi sie już pisać. Uwielbiam te „okołoświąteczne” przygotowania typu ubieranie choinki, strojenie domu… ale nei lubię samej wigilii, spotkań z rodziną, życzeń (to dla mnie prawdziwy problem, nie umiem składać życzeń, totalnie nie wiem co powiedzieć).
Ze dwa dni temu przeczytałem w necie, że sprzedawcy znowu się burzą, że oni muszą pracować w wigilię. Nie rozumiem. Jak dla mnie wszystko powinno działać codziennie (nie tylko sklepy czy infolinie, ale także urzędy, poczty, warsztaty, no wszystko), a ludzie pracowaliby po prostu na zmiany (więcej ludzi miałoby pracę; ja tu widzę same korzyści :P). Nie mam nic przeciwko pracowaniu w soboty i niedziele (nawet chętnie), a zamian za to chętnie miałbym wolne np. poniedziałki i wtorki. Bo taki już dziwny jestem, że lubię mieć wolne jak inni pracują :> (i nie mam problemu z pracą gdy inni mają wolne). Moim zdaniem zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie chciał w święta pracować, np. ja chętnie wziąłbym każde święta w zamian za zwykłe dni wolne.
Oj tak, eaR zdecydowanie trafił z tymi życzeniami… „niekoniecznie rodzinnych” – dobrze powiedziane…
Nie chce mi się dzisiaj poprawiać notki, jutro sobie sprawdzę i najwyżej edytuję.