No i się zaciąłem. A w nocy w głowie ułożyłem sobie taaką piękną notkę. Wiedziałem, że powinienem był wstać i napisać ją chociaż na kartce. No ale jakoś zacznę.
Starość jest okropna. Człowiek się męczy i męczą się z nim wszyscy wokół. I przykro na to patrzeć, a jednocześnie jeśli się wie, że może już niedługo… to jest świadomość, że tylko teraz jest czas ze sobą spędzić. I jest świadomość, że czasem koniec to byłaby ulga, a z drugiej strony że i tak będzie przykro. Bo zawsze jest. Bo dziadka (w zasadzie pra) pamiętam chociaż to już tyle lat. I niby to pięknie pamiętać, ale z drugiej strony wciąż przykro. Mimo, że nie zawsze było fajnie, więc może to dziwne, że po tylu latach wciąż widzę go tak wyraźnie. Jestem więc absolutnie pewien, że każdy kto odejdzie, w mojej pamięci zostanie na zawsze. I nie wiem czy to błogosławieństwo czy przekleństwo…
Ale jak się obserwuje starość to przychodzą myśli, że bez sensu. Że życie jest bez sensu jeśli tak ma się kończyć.
Plus wszystko inne. Presja społeczna. Presja do rzeczy na które wcale nie mam ochoty, a jednak świat ma takie na nie parcie że źle ze świadomością, że się nie robi tego/jest w tym (studia, związek, praca). Tzn. do pracy to miałbym autentyczną ochotę iść (znaczy ochotę ze względu na to, że jest z tego kasa, z innych powodów to nie ;) ), ale… Znowu się czuję (bo tak jest) jakbym na coś czekał. Mam wrażenie, że moje życie jest ciągłym czekaniem – to nie jest fajne. Z drugiej strony jeśli nie czekanie na to, to mogę obrać zły kierunek, a ja wolałbym ten, na który muszę trochę poczekać. Chociaż właściwie nigdy nie wiadomo który wybór będzie dobry – to mnie najbardziej wkurza. Życie.
Nie jest fajne też to zawieszenie, to niezdecydowanie… Właściwie zdecydowanie (bo wiem na co czekam, „tutaj za 1000zł? nie, lepiej tam za 1000€ bez kwalifikacji” /bo tutaj to i na 1000zł to i po woli coś umieć trzeba/), tylko ta niepewność ile jeszcze… czasem myśli: „a może coś innego”, „a może tymczasowo” i zaraz: „jak coś jest tymczasowo, to zostaje na za długo i tak właśnie zamiast spełniać marzenia, się tego nie robi”, więc lepiej twardo: „czekam”. Ale i myśli: „czy to dobra decyzja?”. Bez przerwy wątpliwości.
Plus wybory moralne (nie moje 'ale’), z którymi niekoniecznie się zgadzam. Choć w sumie sam już czasem nie wiem z czym się zgadzam. Nie tak wyobrażałem sobie życie. Nie podoba mi się to co zastałem w realu.
No i że się nic nie chce jak nie trzeba. Spanie 6:00-14:00. A potem czytanie o oczach. Kurwa, jest gorzej :/ Nie czekam, idę do okulisty prywatnie. W końcu: „Po co mi potem pieniądze, jak ich nie będę widział” – jak ktoś słusznie zauważył :D Ino pewnie i tak mi to nic nie da. Bo na to nie ma lekarstwa :/ Ale może choć dostanę Vitreoplacebo – jak to ktoś nazwał. Ja tam zrobiłbym witraktomię, co z tego że duże ryzyko, jak w tej chwili też mi daleko do normalnego widzenia :/ Więc znowu kasa. Zrobiłbym, ale mam wszak ważniejszą operację w pierwszej kolejności ;)
Ale ogólnie jak na to wszystko patrzę… To czy jest dziedzina, w której byłbym absolutnie zdrowy? Ale spox, w sumie jakoś super też nie dbam o zdrowie, więc coś za coś. Zdrowie lub wygoda (choć za zdrowiem idzie wygoda… tylko inna), wybrałem tą pierwszą, trudno, pretensje tylko do siebie. Ale jak tak to wszystko podsumowując to nieciekawie. Chociaż to zabawne, jedno przechodzi, to można się skupić na drugim (ts „przeszło”, więc fs), przyjdzie coś poważniejszego, to inne schodzą na dalszy plan (męty, więc fs na później…).
Ale nie, trzeba przyznać, że dermatolog pomógł. Teraz już tylko czasem coś mi wyskakuje, więc coś to dało (więc przyznaję, że choć jedną sprawę załatwiłem). W prawdzie ostatnie smarowidło wygląda jak g*** rozcieńczone czymś jasnym, a śmierdzi chyba jeszcze gorzej (jak spalona guma), ale no cóż…
Najgorsze jest to, że na podpis do UP poszedłem dzień później. Tak mnie to dobiło, że do dziś mi gorzej jak sobie o tym pomyślę. Taka pierdoła, a wszystko zmienia. Fart w tym, że mogę być domownikiem (mogło być gorzej, większość ludzi w takiej sytuacji nie ma innej opcji ubezp.), ale to w przeliczeniu koło stówy miesięcznie :/ Więc jeszcze nie wiem (a w ogóle to drugi, trzeci, czwarty, a może szósty wniosek?, ech trzeba by popytać). Ogólnie to chyba i tak zrezygnowałem z wizyty u psychiatry (długie terminy, a przez to skreślenie z UP mi się wszystkiego odechciało, a terminy odpływają). Ściągnąłem „Toksyczny wstyd”, może kupię: tą (podobno warto), ściągnąłem jeszcze terapię i może sam zacznę coś działać (tylko jak ja mam kurwa to wszystko czytać mając taki wzrok?!) /jeszcze ta książka Susan może być ciekawa: link, znaczy chciałem ją przeczytać tak ogólnie/
W dodatku rano obudziłem się z tak zdrętwiałą ręką, że nie byłem w stanie palców złączyć :/ jak nigdy choć nocą to czasem mi drętwieją (w sumie jedna bardziej, a dziś to jeszcze na niej spałem). Ale i tak to nie jest normalne i nie wiem co to i czy coś z tym robić. To może być to – objawy jak ulał pasują (ręka na dół to lepiej, w górze zaraz drętwieje, no i te palce – właśnie tak połowa dłoni). Ale mama ma to samo na obie ręce, czasem jest lepiej czasem gorzej, więc nie wiem, możliwe, że na obie i możliwe, że oboje to mamy?
Porządkując wczoraj deviantARTa swego, tak sobie pomyślałem… w sumie prawie każda moja praca ma jakiegoś fav-a, zwykle kilka, kilka nawet kilkadziesiąt no i ta Deviacja Dnia… A pamiętam jak kiedyś cieszył mnie każdy fav. A jak już się osiągnie pewien poziom, to… nie wiem, nie ma już tej przyjemności gonienia za czymś.
Tutaj wciąż w pierwszej 50, to akurat cieszy, przynajmniej do czegoś się mimo wszystko przydaję.
Ten blog też już bywał ciekawszy. Po prostu po woli robi się to już nie „blog ts” tylko blog przeciętnego człowieka. Ale to akurat dobrze. A notki zamierzam otagować w końcu. Znaczy nowe taguję już od dawna, tylko te stare nadrobię jak kiedyś przeczytam. Ale tagi chyba nie działają w archiwum (się zobaczy, pokombinuje, jak coś działa na głównej, da się to na podstrony przekleić choćby „ręcznie”). Na głównej nie będzie, bo… z tego samego powodu, dla którego ta notka nie jest zupełnie wprost. Bo ktoś mógłby znaleźć coś wpisując jakąś użytą przeze mnie frazę. I w ogóle, czasem mam wrażenie, że już nigdy nie będę anonimowy w internecie… Ma to swoje plusy lecz także minusy.
Wracając do „ważniejszej operacji”… Dziś kolega znowu pytał, bo ktoś inny mu tam powiedział, że nigdy meto tylko proteza… I ja mam wrażenie, że kolega chciał ode mnie usłyszeć jak go jednak przekonuję ;) Kurcze… pomóc komuś, kto jest na wcześniejszym ode mnie etapie – tak oczywiście. Ale nie podejmować za kogoś decyzję. Co ja mam mu powiedzieć? „Tak, rób tam, penis 2cm – super!” ;D Wedle mnie rzeczywiście może sobie kupić protezę za jedną dwudziestą piątą tej ceny… Ja podjąłem inną decyzję niezachwianą niczym skała ;) Bo ja chcę własne ciało. I co z tego że choćby i te 2cm ale realistycznie (a już jest chyba jasne, że i genetyczni miewają takie wielkości jak mają pecha). A powiększeniem pomartwimy się później. No chyyyyba że jak już się doczekam tego na co czekam i zarejestruję w ichniejszej kasie chorych, to się dowiem o jakiejś fajnej opcji tam. To może może fallo (bo patrzę na trzecie zdjęcie i od godziny już przeżywam – ładny! też chcę takiego! ;P ). Ale jak ktoś mnie o to pyta i wyczuwam, że się waha sam nad sobą, to jakoś tak nie wiem co mówić nie chcąc brzmieć jakbym przekonywał. Nie chcę przekonywać, ta decyzja należy do każdego z osobna.
Tak samo „jedynka”. Też nie chcę zachwalać. Z resztą skąd mam wiedzieć jakie są efekty po innych chirurgach? Tak na prawdę foty na stronie mają moim zdaniem drugie dno… Fota to w ogóle bardzo łatwa do zmanipulowania rzecz… na której niby coś widać, ale tak na prawdę nie widać (zwłaszcza jeśli o klatę chodzi fotografowaną na wprost). Dlatego tu też uczciwie zawsze mówię: no ja mam nierówności, ale pewnie nie tylko ja (poza tym powinienem trochę poćwiczyć :P). W zasadzie jak się wnikliwie przyjrzeć tym fotom, to też mają, więc… Kolega zrobił tam gdzie ja i teraz mówi, że jeszcze raz by to miejsce wybrał. Ale póki co to on jest pod wrażeniem opieki ;) No ale, ale… ja też tęsknię :P (fobicy społeczni tak mają – wystarczy odrobina sympatii od kogoś już są gotowi uwielbiać osobę; także lekarzy to ja zawsze albo uwielbiam albo nienawidzę ;) ).
Znów mi wyszła długa, wielotematyczna notka… ale to dlatego, że nie lubię się rozdrabniać z żalami.
A teraz se idę poczytać książkę poleconą przez kolegę.