Do tej notki zainspirowali mnie „nowi” (znaczy nowi w blogowym świecie ;) ): A., Em. i Lawless (dzięki za inspirację chłopaki ;) ). Bo rozterki na początku leczenia są zawsze dość podobne… a z drugiej strony mentalność „ts-środowiska” się w jakiś sposób chyba na to nakłada… Ja w sumie bardziej o mentalności środowiska ts niż początkach leczenia, ale no nieważne ;)
Ktoś zaczyna leczenie i martwi się, że nie jest pewien jak dalece chce je przeprowadzić, czy operacje, czy wszystkie, czy hormony mu wystarczą, czy jest ts czy tg… Moim zdaniem nie ma nic złego w tej niepewności. Więcej powiem, uważam, że to jest wręcz normalne! Nie patrzę dziwnie na kogoś, kto zaczyna i nie wie jak daleko dojdzie, ale raczej na tego, kto zaczyna i zapowiada mi, że on to zrobi sobie tam i tam pełną falloplastykę itd. i w ogóle ma już wszystko zaplanowane ;) tak trochę patrzę na to z przymrużeniem oka. Tak trochę pobłażliwie.
Nie ma nic złego w tym że ktoś nie wie, albo się waha i nie jest pewien, ja sam przecież jak prześledzić bloga, to nie byłem na wszystko zdecydowany. Ok, jasne, że wiele rzeczy wypierałem sobie, żeby mi może łatwiej było przetrwać (łatwiej wmówić sobie, że się czegoś nie chce), ale… siedem lat temu realia były też inne. O tym za chwilę. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest coś złego w tym, że ktoś „wie wszystko”, tylko zwykle nie wychodzi dokładnie tak jak sobie planujemy na kilka lat wcześniej ;) no i myślę, że krótkodystansowe cele w przypadku naszego leczenia po prostu lepiej się sprawdzają.
W kwestii samego bycia ts bądź tg to… ja nie wiem skąd takie parcie na to, żeby to w ogóle określać? :P Może to presja związana z mentalnością Polaków… albo polskiego „środowiska ts”… (w cudzysłowie, bo pewnie generalizuję). I teraz chciałbym coś powiedzieć. To niemieckie forum, które odwiedzam to forum dla FtM. To nie jest forum dla „ts FtM” tylko dla „FtM” po prostu (a mimo tego jest tam parę dziewczyn i też zostały ciepło przyjęte ;) ). Nikt tam nie musi się określać i mało kto robi to tak szczegółowo. I wprawdzie trafiam na wpisy o treści: „Kiedyś to forum było inne, nie było podziału na prawdziwych i nieprawdziwych ts” ale ktoś kto tak pisze o tamtym forum, nie widział jeszcze naszych XD (bo nie mówię tutaj tylko o Niebieskim, w zasadzie tak źle jak niektórzy to malują to tam przecież nie jest, mówię też o „forach” pod artykułami o ts/tg/tv itp. i to tych wpisach napisanych przez osoby ts). I oczywiście na niemieckim też mówi się o różnicach między ts a tg czy tv, są nawet takie tematy. Ale tam, w temacie o Buck Angelu ze dwudziestu się wpisało, że fajnie, że spoko, że ich idol (no ok, tego też nie rozumiem :P bo mnie to on tak jakoś… no zawsze w pewne zakłopotanie wpędzał, ale teraz… ja już jestem po operacji, cudze… genitalia mnie nie interesują ;) ), po czym przyszedł jeden i napisał… w sumie nawet grzecznie ale wpisał się dość negatywnie, to go reszta zjechała :D To mnie w pewien sposób bawi, bo cały czas mam porównanie z tym co jest u nas… Albo inny przykład, wpisał się jeden k/m po zmianie imienia (czyli przypominam: zmiana imienia i oznaczenia płci w dokumentach, ale jeszcze nie płci w akcie urodzenia, to można dopiero po histerektomii) w temacie powitalnym i napisał, że jest w ciąży i martwi się, że mu cofną zmianę. Wszyscy przywitali go ciepło, najwyżej pisali, że oni sobie nie wyobrażają, ale większość po prostu gratulowała, życzyła szczęścia i pocieszała „A może nie cofną…” (ale raczej mu cofną, niemieckie prawo stanowi, że każdy ma prawo w akcie urodzenia mieć matkę i ojca, więc w takim przypadku zmianę imienia się cofa, ale przynajmniej tam nikomu do głowy nie przychodzi żeby rodzic musiał się zrzec praw rodzicielskich zmieniając metrykalną płeć, skoro tam nawet już rozwodu brać nie trzeba; ale tu znowu mi się nasuwa… no jaka to szkoda, że żaden k/m u nas nie wpadł na to żeby po wyroku urodzić dziecko :D jestem szalenie ciekawy tego, jak by sobie z tym poradzili urzędnicy, że dziecko miałoby dwóch biologicznych ojców w świetle prawa :D przecież nie mogliby wpisać kobiety… to byłby precedens, ale może wreszcie zmieniono by to durne prawo zabraniające ubezpładniać zdrowych „kobiet”; a swoją drogą ten chłopak teraz siedzi w Anglii, może tam prawo jest jeszcze inne), u nas to by go co niektórzy pewnie zjechali od zboczeńców, a połowa zaczęłaby pisać jak do kobiety :D (co tam połowa, pewnie większość).
Więc pewnie ta „konieczność” określenia się jest w dużym stopniu podyktowana oczekiwaniami środowiska. Wciąż i znowu przewija się ta nieszczęsna Rafalala (tak, będę o niej pisał per „ona”, ponieważ skoro tak sobie życzy, to nie widzę powodu dla którego miałbym tak nie pisać, czy jest ts, tg, tv czy kosmitą to zwisa mi zupełnie, bo generalnie ja pytam ludzi jak chcą żeby się do nich zwracać i to respektuję), co to by jej niektórzy tru-ts chcieli zabronić nazywania siebie ts. Ale w sumie powtarzać mi się nie chce, jak już kiedyś pisałem – nazywanie siebie np. cukrzykiem choć się nie ma cukrzycy jeszcze o ile mi wiadomo nie jest karalne. Analogicznie z ts (tylko jeszcze trudniej jest określić kto jest właściwie ts a kto nie). I żeby to na prawdę było tak ważne, to nie uważam. Owszem, na niemieckim forum może i też się kłócili, ale argumentu: „co sobie inni pomyślą o ts jak ktoś taki będzie nas reprezentował?” to jeszcze tam nie widziałem :D Bo czy ktoś na prawdę sądzi, że przeciętnego Kowalskiego obchodzi czym się różni ts od tg czy tv? Jak kogoś to obchodzi, to on różnicę będzie znał (a prawdopodobnie bez względu na to czy człowiek będzie ts, tg czy tv, to będzie mógł liczyć na szacunek takiej osoby), a jak kogoś nastawiony jest negatywnie, to dla niego będzie jeden kit i jeden zboczeniec ;) czy ktokolwiek sądzi, że takiego kogoś interesuje różnica między tym co czuje tv a ts? No nie bądźmy śmieszni. Ale, jak już też mówiłem, dla mnie przede wszystkim powinno się szanować ludzi bez względu na to kim są.
Wracając do fragmentu: „siedem lat temu realia były inne” – tak, były inne w kwestii operacji. Wiedziałem, że można zrobić „operację zmiany płci”, więc skoro można to sprawa załatwiona – można i już. Tyle wiedziałem wtedy, do głowy by mi nie przyszło, że np. przedłużenie cewki to taka skomplikowana procedura, a że tego się w Polsce nie wykonuje… nie, ja wiedziałem, że można, więc równoznaczne było to dla mnie z tym, że „wszystko” się tam operuje ;) Potem wszedłem na Niebieskie Forum i sprowadzono mnie na ziemię ;) Dowiedziałem się mianowicie, że tego się nie robi (nie przedłuża się cewki, nie zaszywa się pochwy). Nie pamiętam co wtedy o tym myślałem, nie pamiętam żebym w jakąś wielką traumę wpadł z tego powodu ;) bo… i tu zdanie kluczowe: nie byłem jeszcze na tym etapie! :) Prawdopodobnie przyjąłem, że skoro tego się nie da, ale „coś tam” się da, to jak będę na tym etapie to zrobię to „coś tam”. Z czasem pojawiły się słuchy, że gdzieś tam to się jednak robi, ale nie u nas ;) (btw. robi się to z mniejszym lub większym powodzeniem np. w Niemczech już od dawna; mam taki dokument cały na temat falloplastyki, sporo to jest, już sprzed kilku lat, więc też nie takie super aktualne, ale właśnie tam widać, że od wielu wielu lat to się robi… na zachodzie). Ceny pewnie były kosmiczne, mało kto się tym interesował. I nagle (ja już wtedy chyba zacząłem leczenie) pojawiły się Czechy! Cena przystępna (no w miarę…), ktoś zaczął procedurę, czekaliśmy… Ktoś zrobił, był zadowolony, napisał coś w stylu: „jeśli ktoś się będzie zastanawiał czy tam się operować, to wtedy mogę pokazać zdjęcia”. Nie napisałem z prośbą o zdjęcia. Oczywiście, że efektu to byłem ciekawy, ale stwierdziłem po prostu że… nie jestem jeszcze na tym etapie :) I co się okazuje? Że po pierwsze cena wzrosła dwukrotnie i tym samym nie jest już tak przystępna, a po drugie lekarz zrezygnował z przedłużania cewki. I po co by mi były te zdjęcia i zawracanie chłopakowi głowy? Z czasem pojawił się Belgrad – no i wiadomo :) Chociaż właściwie to wcale jeszcze nic nie wiadomo (no właśnie – sam jestem po meto i wcale to nie znaczy że już jestem pewien co dalej, więc się zupełnie nie dziwię, że nie jest tego pewien ktoś, kto dopiero zaczyna albo jeszcze nawet nie zaczął), bo mnie się średnio 2 razy w tygodniu zmienia zdanie na temat tego czy chcę kiedyś robić fallo czy starczy mi to co mam :D Ale naaa ten temat, to napiszę notkę innym razem. Wcześniej chcę jeszcze zrobić ankietę na forum i bardzo nie chcę żeby się ktokolwiek sugerował wcześniej moimi argumentami, bo będzie mi zależało na każdego subiektywnym zdaniu.
Do tematu polecam esej „Opresja i odwaga osób transseksualnych”, a zwłaszcza dalszą część akapitu „Powolne zmiany”. Identyfikacja z opresorem – normalny mechanizm psychologiczny, dobre.
I może ja nie uważam, żeby będąc ts było z czego być dumnym, chociaż… natrafiłem ostatnio gdzieś na taki cytat:
„Jestem Żydem i jestem z tego dumny. Gdybym nie był dumny, dalej byłbym Żydem – w związku z tym wolę już być dumny.” (Kurt Tucholski)
i zasadniczo to coś w tym jest :D (oczywiście za Żyda można podstawić kogokolwiek).
A taki jeszcze bardziej optymistyczny cytat (i taki też uważam pasujący do nas, bo zamiast narzekać jak to nikt nie rozumie ts…):
„Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie.”
(Mahatma Gandhi)