Podsumowanie piszę tradycyjnie ale Wujek Lucyfer ma rację, że warto.
Niestety o tym roku nie mogę powiedzieć, że był lepszy niż poprzedni… był gorszy. Tak, znowu ocenę mą definiuje praca. To znaczy moja „główna” praca w tym roku była ok, ale to nie to co 2014 i 2015… Z resztą „była ok”, a teraz już za długo tam pracuję i zaczyna się pieprzenie z odmeldowywaniem, powrotami, odmeldowywaniem… Powiem szczerze i dobitnie: wkurwia mnie to niemożebnie i trzeba pomyśleć jak to zmienić. Trzeba wreszcie przestać radośnie sobie prokrastynować i wziąć się za siebie. Ale na jutro mam zamówioną wizytę u fryzjera, a potem robię sobie zdjęcia portretowe – specjalnie do CV. Jeszcze tylko muszę napisać podanie do poprzedniej firmy… I w ogóle zacząć przeglądać ogłoszenia, a nóż znajdzie się coś jeszcze ciekawego.
Jedno mi się w tym roku udało – osiągnąć życie seksualne ;) (gdybym tylko przy tym miał fajną pracę, to byłby najlepszy rok, a tak to jedynak nie przebija). To ważne, bo teraz już nie czuję, że jest jakaś dziedzina życia dla mnie niedostępna. Żyłem tym jakiś czas a teraz już mnie tak nie ciągnie… ale o tym będzie inna notka.
Co jeszcze? Jedna skromna wycieczka… z braku czasu itp. Chociaż na nadmiar środków też nie narzekam :/
Książkowo natomiast dużo lepiej – ostatnio nie szaleję i wyznaczam sobie cel przeczytania tylko jednej książki na miesiąc, czyli 12 książek w roku. Wprawdzie mój Reading Challenge na goodreads pokazuje cel 16 książek, ale to tylko dlatego, że jak mówię „czytać” to chodzi mi o czytanie, a nie słuchanie audiobooków itp., nie chcę więc do celu wliczać (nie chcę żeby mi zawyżały statystyki) audiobooków, jakichś dziwnych ebooków, krótkich drobiazgów i książek, które w dużej mierze polegają na przeglądania zamiast czytaniu od deski do deski, więc stąd 4 więcej podane jako cel. Więc 12 książek byłoby ok, a wszystko co ponad, to już tylko na plus. Przeczytałem 34, nieźle, naprawdę nieźle :) (też bez szału – książka tygodniowo, czego nie osiągnąłem, to by było coś, ale jak mówiłem – daję sobie na luz, więc jak na luz, to poszło mi świetnie).
No i co jeszcze mam napisać? Szczerze, to nie mam ochoty więcej pisać o tym roku, liczba „2016” nawet nie bardzo mi się podoba :P ale za to „2017” podoba mi się bardziej, więc mam też nadzieję, że i będzie lepiej…
I o tym właśnie chcę napisać – o planach i postanowieniach. Postanowień nigdy nie robiłem… a teraz mam kilka! I chcę je zrobić.
Ale jeszcze zanim o nich napiszę, jedno jeszcze muszę napisać: kończę psychoterapię! :) Tak mniej-więcej z końcem roku, bo nie urywam jej z dnia na dzień, tylko teraz będziemy się spotykać raz w miesiącu, potem może co kilka… co bardzo mi pasuje, tak uważam jest idealnie, nie jakoś drastycznie przerwać tylko tak stopniowo… W każdym razie najgorsze już za mną i oczywiście, że mi ta psychoterapia ogromnie dużo dała. No hej, bez tego raczej by nie było największego osiągnięcia tego roku :D I chociaż sam też dużo nad sobą pracowałem, to psychoterapia przypomina pracę z trenerem :) No i teraz mam więcej narzędzi… Szczerze mówiąc, od kilku miesięcy nie mam żadnych negatywnych myśli na swój temat. No nie powiem, to duża ulga. I mimo, że być może nie osiągnąłem wszystkich celów jakie na początku zakładałem… to po prostu gdzieś w trakcie zdałem sobie sprawę, że nie potrzebuję ich (już teraz) osiągać.
Plany i cele? Tak, mam. Ten chyba najważniejszy: znaleźć stałą, bezpośrednią pracę – najlepiej wrócić do mojej ulubionej, albo chociaż znaleźć coś, co by mi się co najmniej tak samo podobało i chociaż prawie tak samo dobrze było płatne i o podobnych warunkach.
Mieć faceta do ślubu kuzyna :D (mam jeszcze parę miesięcy do tego czasu…)
Codziennie wrzucać jedno zdjęcie na Instagram! Tak ambitnie, ale chciałbym się podjąć takiego wyzwania, może to by jakoś obudziło moją artystyczno-kreatywność ;) (no dobra, może co drugi dzień…)
Może zdobyć obywatelstwo jak się uda… (nie wiem co to za szczególne warunki, które pozwalają na to o dwa lata szybciej niż standardowo).
I ćwiczyć regularniej… może. Ale z pewnością zdrowiej się odżywiać. I tym razem to już nie mówię tylko tak sobie aby sobie pogadać. Bo tak w ogóle, to podejrzewam u siebie nietolerancję laktozy albo jakąś inną nietolerancję i nawet noszę się z zamiarem wybrania się do lekarza z tym, bo jednak tak strzelać w ciemno to może trochę słabo…
I chciałbym jeszcze regularnie medytować.
Co jeszcze… to już rok jak nie widziałem M… Skłamałbym mówiąc, że mnie to nie boli. Nie, nie zapomniałem o nim, u mnie to tak szybko nie działa. Nie zapominam właściwie nigdy, tylko czasem pojawia się ktoś, kto podoba mi się bardziej. W tym przypadku będzie o to ciężko, z różnych przyczyn… (choćby z takiej, że to pierwszy realny facet, który mi się spodobał…). Przykra jest myśl, że on ma jakieś życie, do którego ja nie mam dostępu. Ale najgorsze jest to, że nie wiem jakie jest to życie. Gdybym wiedział, że jest szczęśliwy, choćby z kimś innym, to choć początkowo zabolałoby bardziej, to potem byłbym spokojniejszy. A tak nie wiem czy przypadkiem nie marzy też o czymś i czy nie mógłbym jakoś się przyczynić do spełnienia tych marzeń…
Szczęśliwego nowego roku, oby był lepszy niż mijający…