Jeszcze coś się stało w 2021, o czym zapomniałem napisać w notce podsumowującej… – zmarł jeden k/m, założyciel grupy tu mojej regionalnej… dość niespodziewanie i nie miał jeszcze sześćdziesięciu lat (choć trochę chorował). Dla wszystkich była to szokująca wiadomość, dla mnie też była bardzo smutna, choć nie jestem tu ani tak długo ani tak bardzo nie byłem zaangażowany… ale spotkałem się kiedyś z nim dwa razy prywatnie i hmm… no miałem poczucie, że dobrze się rozumieliśmy i tak naprawdę chciałem z nim jeszcze porozmawiać…
W ogóle dużo myślałem w zeszłym roku o przemijaniu, właściwie nie wiem dlaczego, a może właśnie dlatego, że się o nim dowiedziałem i jakoś podświadomie to kierowało moimi myślami? Myślałem o tym ilu ludzi, których znałem już na tym świecie nie ma (dawni sąsiedzi, pradziadek, prababcie, dziadkowie), taki jestem sentymentalny że jednak wspominam ich i na razie jeszcze dość dobrze pamiętam wyraz twarzy pradziadka, kiedy nas rozśmieszał, ton głosu sąsiada kiedy sprawdzał mój akumulator… i… no nie ukrywam, że przykro mi kiedy pomyślę, że już ich nie spotkam na tym świecie. Czuję stratę, oczywiście. A co jeszcze gorsze, to prawdopodobnie nie koniec strat… mam jeszcze wielu starszych krewnych, a ciężko sobie wyobrazić życie bez nich… I właściwie na tym chciałem zakończyć tą notkę, dodając jeszcze jeden, jednak bardzo inspirujący cytat, który mi pomaga:
„Nawet, jeśli z jakiegoś powodu coś się kończy, odchodzą konkretni ludzie, sytuacje, relacje czy okoliczności to przecież ich echo pozostaje w nas na zawsze. W sercu, w umyśle, w przekonaniach czy choćby w rzeczach, które pozostają. Możemy z tego czerpać. To, co było, na zawsze nas zmienia i w pewnym sensie kształtuje w ten czy inny sposób.”
– tak, to z pewnością prawda. I to jest pocieszające, bo rzeczywiście mnie ukształtowali, więc nie odeszli tak całkiem :) I tej myśli warto się trzymać.
Więc chciałem na tym skończyć ale jest jeszcze inny aspekt tego przemijania, który wiąże się z tematem, o którym chciałem kiedy indziej napisać… ale w sumie czemu ich nie połączyć skoro się łączą…
No bo większość ludzi coś traci (swoich krewnych) ale i coś zyskuje (dzieci, potem ich mężów/żony, potem wnuki itp.)… u mnie prawdopodobnie będzie się działa tylko ta pierwsza część… Ale to też jest trochę taki wieloaspektowy problem (czy może po prostu wieloaspektowe zagadnienie), do którego potem wrócę, ale na razie trochę o tych dzieciach napiszę… Przyznam że z każdym dzieckiem mojego kuzynostwa, trochę mnie to boli… choć z drugiej strony wcale nie jestem pewien czy sam chciałbym mieć dziecko (im starszy jestem tym mam mniej pewności ;) )… W ogóle mnie czasem tak nachodzi że zazdroszczę ludziom ich żyć, tylko to w sumie trudno określić czego, bo jednocześnie nie chciałbym tego samego. Chciałbym chyba mieć dwa życia obok, w jednym mieć, a w drugim nie mieć dzieci, w jednym mieć zwyczajne życie i być zwyczajnym, a w drugim być jaki jestem ;) Więc co do dzieci, to w sumie którykolwiek scenariusz się spełni, to chyba nie będzie źle ;) No depresji raczej z powodu nieposiadania potomstwa nie będę nigdy miał, ale czasem trochę boli… tylko to boli raczej coś innego – chyba bardziej to, że ciężko jest ciągle nie być standardowym (i to że inni mogą tacy być i że mają lżejsze życia). Także tak, często zazdroszczę innym tego bycia kimś innym… a jednocześnie równie chyba często (a może i co raz częściej) cieszę się że jestem sobą ;) Zwłaszcza jak potem słucham historii choćby kogoś z rodziny, z perspektywy jeszcze kogoś innego… i już to się nie wydaje takie idealne życie, a co przyszłość jeszcze przyniesie to tym bardziej nie wiadomo… W sumie to że się ma rodzinę i dzieci, wcale nie gwarantuje, że się nie zostanie samotnym na starość (ani to że się nie ma, nie gwarantuje że się zostanie). No bo właśnie – oczywiście czasem mi też przemknęło że jeśli wszyscy mi bliscy będą raczej odchodzić niż dochodzić… to będę kiedyś prawdziwie samotny. I nie żeby mnie ten stan aż tak przerażał (w sumie dobrze, że na mnie padło, bo i tak jestem samotnikiem ;) dla mnie to może być dyskomfort czasem, ale są ludzie, dla których to mogłoby być prawdziwą tragedią), ale czasem myślę, że to i dla mnie może być dziwne, kiedy tak kiedyś np. w wieku 80 lat zatrzymam się i pomyślę, że nie mam nikogo, bo krewni z którymi byłem blisko już nie żyją, a to jednocześnie oni byli pośrednikami między mną, a resztą rodziny, bo ja jakoś słabo umiem pielęgnować te więzi z resztą… I o ile kiedyś uważałem, że przyjaciół można zawsze znaleźć w internecie, tak teraz… internet się zmienił. Fora upadają, wszyscy scrollują instagram i FB, a tam wszystko jest szybko i szybko przemija, blogi są już prawie tylko profesjonalne… to nie są miejsca, gdzie jest przestrzeń na poznawanie siebie nawzajem i nawiązywanie głębokich przyjaźni, czego bardzo żałuję. Nie chcę popaść w drugą skrajność i nie mówię, że nie można dziś znaleźć przyjaciół w internecie ale na pewno jest to trudniejsze niż 20 czy 15 lat temu… Dziś ostrożnie posługiwałbym się radą: „znajdź przyjaciół w internecie”. Ale żeby nie było tak pesymistycznie: nadal są kółka zainteresowań i inicjatywy sąsiedzkie, przynajmniej tu gdzie mieszkam, jeśli ktoś czuje się samotny, to na pewno można poznać życzliwych ludzi w realu z pomocą internetu. Z resztą jak miałem te takie wnioski, że może na starość będę samotny bez kontaktów nawet z rodziną… To jakoś niedługo później mama przeczytała mi swoją wymianę wiadomości z kuzynką… jak ja sobie pomyślałem, że tego nie muszę robić (tylko w nadziei, że na starość nie zostanę sam), to jednak myślę, że samotność jest niską ceną za oszczędzenie sobie tego :D I jeślibym kiedykolwiek wpadł w smutek, to sobie przypomnę czego wżyciu NIE musiałem robić – jakieś wstawanie i zabawianie dzieci, jakieś kurtuazyjne życzenia, wiadomości wnoszące mało treści itp., jakieś na siłę spotkania z rodziną i interesowanie się ich dziećmi, w ogóle to całe życie rodzinne, śluby, dzieci, kariera, to od razu mi przejdzie :D
A co do wytłuszczonego fragmentu – tak, zauważam to też co raz częściej, a to jednak bardzo pozytywna rzeczy. Ale o tym pewnie jeszcze będę wspominał w niejednej notce… (pewnie już nawet w następnej, bo jest jeszcze jeden temat, o którym muszę napisać).