Nowy endokrynolog

Dawno nie pisałem tak o życiu… ale może zacznę od leczenia jednak, bo jeszcze nawet o tym nie napisałem. A mianowicie w zeszłym roku zmieniłem endokrynologa. Nie żeby coś z poprzednim było nie tak, tylko no – odległość… Mieszkam w dużym mieście, a musiałem godzinę (50km) dojeżdżać do innego, tak jakby u mnie nie było endokrynologów ;) nie mówiąc już o tym, że z parkowaniem tam też było ciężko: albo musiałem zapłacić, a i tak nie był to wygodny parking, albo iść kawał drogi… no i czas oczekiwania w poczekalni w ostatnich latach to już też był naprawdę nieznośny… Teraz… no raj po prostu: mam lekarza 1200m od domu, więc mogę pojechać rowerem, a nawet się przejść jakby trzeba było. Chodzę też tam na zastrzyki, bo po pierwsze mogę o każdej porze (więc też po południu jak mam akurat pierwszą zmianę), a po drugie myślę i mam nadzieję, że tam zawsze będzie ktoś, kto wie jak robić takie zastrzyki… Jak dotychczas (cztery razy) robiła mi ta sama kobieta, taka sympatyczna i wesoła (zawsze pyta: „z prawej? lewej? po środku?” :D ) i robi dobrze. Już przy pierwszym zastrzyku jak zaczęła, od razu mówię: „Dobrze, że pani wolno robi…” – nowym zawsze wolę to podkreślić w razie gdyby to był tylko przypadek i ktoś miał ochotę przyspieszyć :D A ona na to: „Tak, to nie można szybko”, a ja sobie myślę: Oj można, niestety XD i jej opowiedziałem o tym pewnym razie, że po zastrzyku prawie nie mogłem chodzić. Złączyła się ze mną w bólu ;) No, a po trzecie to tam nawet mam bliżej niż do lekarza rodzinnego.
Natomiast co do lekarza to jest młody, chyba młodszy ode mnie :D (to już ten czas, kiedy człowiek zaczyna mieć lekarzy młodszych od siebie, ale się staro poczułem teraz ;) ), wydaje się taki… zaangażowany, np. powiedział że on preferuje kontrolę dwa razy do roku, bo raz do roku to za rzadko – no spoko, blisko mam to mogę przychodzić (i jak na razie to chodzę co kwartał :D chociaż niby wszystko jest ok). Ale też on pracuje… powiedziałbym: tak bardzo „po niemiecku” :D to znaczy że dba by nie za rzadko być na chorobowym XD Z czterech terminów trzy mi przekładano, bo „Doktor jest chory” :D No to nie jest dla mnie nic nowego, że tutaj się dba by te około 30 dni w roku być na chorobowym ale akurat wśród lekarzy się z tym dotychczas nie spotkałem ;) (no chyba że naprawdę też na coś choruje przewlekle, w sumie nie trzeba być zdrowym by studiować medycynę). Mnie tam wszystko jedno, grunt że recepty dostaję na czas (i nie muszę już odbywać tej pielgrzymki do przychodni lekarza rodzinnego po skierowanie, wysyłać jej do endo, czekać na receptę… Tu nawet nie potrzebuję już skierowań! (choć co za tym idzie oni nie wysyłają moich wyników do lekarza rodzinnego i lekarz rodzinny ich nie ma, więc nawet na te zastrzyki to nie bardzo mógłbym już do rodzinnego chodzić, bo jakby nie ma „świeżej” podstawy do tego…). Jedyny dla mnie minus jest taki, że wyników też nie dostaję… a jak już to bardzo okrojone. Ale ostatnio o kopię prosiłem, bo… i to będzie następna część tej notki: zacząłem wreszcie diagnozować moje inne dolegliwości…
Przedostatnio na wizycie kontrolnej, kiedy mnie zapytał jak się czuję, to powiedziałem że dobrze „ale…” Ale że często cierpną mi ręce, zwłaszcza rano, że to nie nowość dla mnie i mam tak od lat, ale bywały przerwy, a ostatnio znowu to się dzieje… I że ja w sumie podejrzewałem że przyczyną może być liczba czerwonych krwinek, która bywała wysoko, no a gęsta krew – może wolniej krąży? Powiedział, że myśl jest dobra, ale moje wyniki są w męskiej normie i on nie widzi żadnej przyczyny w moich wynikach (i sugeruje może oznaczenie… czegośtam – chodzi o reumatyzm). Tak też zrobił (ale nic nie wykazało). No ok, to powiedziałem że pójdę do rodzinnego w takim razie, tak też zrobiłem i dostałem skierowania do neurologa (na cierpnięcie) i do chirurga naczyniowego (na objaw Raynauda – to też mi się dzieje). Neurologa zaliczyłem w styczniu – bardzo sympatyczna kobieta, jednak uparła się, że to zespół cieśni nadgarstka ;) sam już nie wiem, może też? W jakimś stopniu chyba też, jakaśtam odpowiedź nerwowa na stymulację prądem (miałem to badanie robione) była… noszę też szyny (do spania) ale czy to coś pomaga… miałem wrażenie, że nawet pomaga i znowu: może coś pomaga na podrażnienie nerwów, ale no mam takie jakieś wrażenie, że to będzie coś z krążeniem, a na to nie pomoże… no zobaczymy… Natomiast u drugiego lekarza byłem na początku marca. Ale nie u chirurga, bo to było tak: zdzwoniłem do jednej przychodni, a tam mi mówią, że ich chirurg naczyniowy to nie, on się raczej żylakami zajmuje… ale polecili mi innego lekarza, który podobno właśnie tym się zajmuje. No to pojechałem tam bo to taka dziwna przychodnia – w sumie lekarzy rodzinnych ze specjalizacją… ale nie chirurga naczyniowego tylko angiologa – babka w rejestracji nie bardzo wiedziała co ze mną zrobić :D (bo miałem skierowanie do chirurga naczyniowego), ale przyjęła je (w sumie niespotykane, najczęściej biorą skierowanie dopiero na wizycie i to musi być z aktualnego kwartału, no ale jak wzięła tamto…) i umówiła termin… na 1 marca (a było to w zeszłym roku…), no więc czekałem na ten termin jak na zbawienie ;) Również bardzo sympatyczna pani dr, zrobiła mi usg kończyn górnych (na dolne musiałem zrobić kolejny termin… za następne prawie 3 miesiące…), wszystko jest w porządku tylko niskie ciśnienie i małe żyły (ale tkanki są dobrze natlenione itp.). Na wyniki krwi jeszcze czekam… więc może to po prostu tylko tyle – niskie ciśnienie i małe żyły…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.