Rammstein – 31.07 (i Gelsenkirchen, Wernigerode…)

Unikam tego ale tym razem dodam sobie notkę z datą wsteczną, bo tak mi pasuje żeby jednak była sierpniowa, kiedy jeszcze wspomnienie koncertu było nieco świeższe ;) Bo mianowicie po tylu latach wreszcie udało mi się iść na koncert Rammstein :D Jeszcze pamiętam jak pisałem o tym w 2005 roku… Jeszcze lepiej pamiętam jak próbowałem kupić bilet kilka lat temu ale jest to po prostu trudne ;) Tym razem dorzucili 2 koncerty (zamiast 2 w Gelsenkirchen zagrali 4), dzięki czemu udało mi się kupić bilet! Prawie najgorsze miejsca :D ale jednak! Bilet można było mieć elektroniczny ale zamówiłem papierowy… żeby było na pamiątkę do scrapbooka ;) (w końcu bilet z Die Toten Hosen też mam w tej formie :P ). Zaplanowałem sobie tak, że w drodze do PL na urlop (choć to nie jest po drodze :D ) pojadę na koncert, potem noc w samochodzie, potem gdzieś coś dalej pozwiedzać i do PL, tak też zrobiłem…

31.07 (środa)
Do Gelsenkirchen dojechałem przed południem, parking wybrałem sobie w mieście, w garażu podziemnym, który kosztował 5€ za cały dzień. Normalnie może i bym stanął gdzieś indziej i za darmo ale miałem ze sobą jednak bagaże, w tym komputer, mój główny, więc ważne było dla mnie zaparkować w jakimś w miarę monitorowanym miejscu. Wybrałem garaż na Margarethe-Zingler-Platz. Na miejsce koncertu poszedłem jednak na pieszo (choć mogłem pojechać, bilet na koncert upoważniał do skorzystania z komunikacji miejskiej), dotarłem około 18:00, więc myślę że akurat nie za wcześniej i nie za późno (żeby nie najgorsze miejsce mieć). Na wejściu przeszukania gorzej niż na lotnisku, macają torby i macają ludzi jak na filmach :D (ale dobrze, przynajmniej bezpiecznie). Dużo też takich wolontariuszy chodzi, których można było zapytać o drogę do odpowiedniego wejścia itp. Na zewnątrz ale i wewnątrz pełno barów z okropnie drogimi napojami, przekąskami pewnie też. Napój 7€ także ten… :D Ja nie wziąłem wody ale dałem radę ;) Tyle dobrze, że kubki z kaucją sprzedawali, to przynajmniej nie powstało tyle śmieci ;) W trakcie koncertu staliśmy choć to były schodki i zanim się zaczął, siedzieliśmy sobie, ale gdybyśmy siedzieli podczas koncertu, to by się wszyscy nie zmieścili :P ale ogólnie nie było bardzo ciasno i ludzie kulturalni itp, nie pchali się i jednak każdy patrzył żeby innym nie zasłaniać itp. (to zupełnie inaczej niż jestem przyzwyczajony z PL i pomniejszych koncertów…). Moje miejsce było dobre, bo taka metalowa barierka za mną byłą, to się mogłem oprzeć. Jedyny minus – niestety palenie nie było tam zabronione i niektórzy palili :/ (ale i niektórym innym też to przeszkadzało i nawet zwrócili komuś tam uwagę czy musi tu palić jakby nie mógł wyjść), a wyjście było możliwe. Ale nie rozumiem czemu w takich miejscach palenie nie jest zabronione, przecież palący też im tam robią syf, bo popiół strząsają i pety wyrzucają…
Nie byłem całkiem blisko sceny, właściwie byłem całkiem daleko ;) ale słychać było aż za dobrze :D głuchy by usłyszał, takie były wibracje :P (chociaż chyba szybko się przyzwyczaiłem ;) ). No ogólnie niektórzy ludzie mieli stopery i widać wiedzieli co robią, bo było naprawdę głośno. Po koncercie oczywiście taka kupa ludzi do tramwaju szła, że trzeba było czekać i czekaaać i czekaaaać… może i szybciej byłoby na nogach ale jednak to jest kawałek, szedłem już w jedną stronę, potem po staniu na koncercie, to już nogi bolały (mogłem jednak zrobić odwrotnie i przyjechać na koncert, a w drodze powrotnej iść…) No ale miałem rację, że samochodem byłoby jeszcze gorzej, też stali w dłuuuuugich sznurach, które długo w ogóle się nie przesuwały… No w każdym razie jak już dotarłem do parkingu, to tam drzwi garażowe zamknięte, ale pisze, że 24h otwarty i „proszę wolno podjechać” – no fajnie, tylko że ja jestem na pieszo :D coś tak czułem, że będzie jakiś problem :D obszedłem garaż naokoło, można było wejść przez wspólne wejście z REWE ale otwierane na zeskanowanie biletu parkingowego… który zostawiłem w samochodzie z taką myślą, żeby nie zgubić :D No ale jakaś obsługa tam też jest całodobowa, jakiś przycisk był, więc przycisnąłem (to dla stale parkujących – tak przy nim pisało, tylko nie wiem co miało to znaczyć, może oni też coś skanują), no w każdym razie ja nie miałem czego zeskanować, więc poczekałem i odezwał się jakiś facet, to mówię, że zostawiłem bilet w samochodzie i czy może mnie wpuścić, pyta gdzie jestem, to mówię „Pod REWE”, oni najwidoczniej obsługują kilka tych Parkhausów ale się domyślił adresu i jeszcze pytał czy pod sklepem czy przy bramie, mówię że pod sklepem i mnie wpuścił :) Wyjechałem już bez dalszych problemów.

1.08 (czwartek)
Na czwartek zaplanowałem zwiedzić Wernigerode. Już nic aż tak ciekawego nie ma po drodze ;) (tzn. jest jeszcze Lipsk ale nie chciałem po tylu km jeszcze więcej tym razem robić, więc to jeszcze kiedyś), przejechałem więc około połowę drogi i postanowiłem się przespać (koncert skończył się dość późno bo przed 24:00, zanim dotarłem do samochodu, to około 1:00 było), spałem 4 jakieś godziny, mógłbym dłużej ale sam się obudziłem, więc uznałem że wystarczy, poza tym zaczynało robić się zimno. Ale tym razem miałem na tyle mało bagaży, że nie musiałem składać foteli, kartony weszły między fotele na podłogę, a parę innych rzeczy po prostu na czas spania przestawiłem z tyłu do przodu i mogłem się z tyłu położyć :) Dojechałem bez problemu, na P+R dużo miejsca było (choć później już nie, więc też lepiej rano tam stawać). Przeszedłem się po mieście, zjadłem gofra „bąbelkowego” z lodami i owocami, kupiłem sobie widokówkę, postanowiłem wdrapać się pod zamek… I spotkała mnie najbardziej nieprzyjemna przygoda, bo telefon mi się zrestartował i zapomniałem pinów do kart… (tak rzadko je wpisuję, że zapomniałem). Nie dało się przejść dalej, pomyślałem, że może wyłączę i włączę ale wtedy było jeszcze gorzej, bo nawet ponownie wyłączyć nie mogłem! Mój telefon zawsze na początku pyta o kod (cyfrowe hasło ustawione na telefonie) ale zanim zdążę je podać, to pyta już o piny – jeśli nie podam pinów, to nie wróci też do podania hasła telefonu i nie da się już zrobić nic :/ Wkurzyło mnie to niezmiernie, no bo ej – nie ma dostępu do kart sim to ok, niech sobie nie będzie ale dlaczego nie ma opcji tego pominięcia? Chcę przynajmniej uruchomić telefon i korzystać z aparatu! A tu się nie da. Siedzę tak pod tym zamkiem i się wkurzam, już pomijając że trudno mi będzie wrócić do samochodu bez nawigacji ale no zdjęcia! Wymyśliłem, że jedyną opcją jest wyjęcie kart sim (powinien wtedy zadziałać), a jeśli o drucik chodzi to dzień wcześniej zobaczyłem w torbie spinkę od chleba i nawet się zastanowiłem co ona tam robi ale zostawiłem i na szczęście! dzięki temu mogłem zerwać z niej plastik i wydobyć drucik (najpierw zacząłem palcami ale za trudne, kluczem się udało oskrobać plastik :P ). Skoro się nie dało wyłączyć to kij z tym – pomyślałem i wyjąłem karty na włączonym. I udało się, telefon zadziałał! :) mogłem przynajmniej robić normalnie zdjęcia, no to wycieczka uratowana :D Do samochodu sprowadziła mnie HERE, no bo przecież mam mapy pobrane (tylko ona czasem nie chce działać offline mimo tego :/ ). Potem zdecydowałem jednak pojechać do muzeum lotnictwa, też jest w Wernigerode. W sumie po tym zdarzeniu z telefonem to tym bardziej, bo wiedziałem że oferują audioguide na komórce, co znaczy że muszą oferować też niezłe wifi i tak było faktycznie :D (mogłem przynajmniej mamie napisać na WhatsApp co się stało i że więcej z drogi nie napiszę i jak przyjadę to będę ;) ). Muzeum ma mały parking i jak nadjechałem, był już szyld że zajęte i gdzieś tam są możliwości parkowania, ale pomyślałem że, a jednak wjadę, boże ktoś odjechał a przecież co chwilę nie sprawdzają i tak było znalazłem jedno miejsce. Samo muzeum też ciekawe, taki kokpit samolotu robi wrażenie ale żeby docenić każdy kolejny czy zobaczyć różnice, to trzeba być chyba pasjonatem ;) W dalszej drodze też jeszcze miałem trochę przygód, bo do Polski już mnie HERE nie chciała doprowadzić… pomyślałem więc, że włączę mapy Google, zobaczymy co tam mi pokażą, choć się nie spodziewałem że cokolwiek bez internetu.. a tu niespodziewanie wczytało mi chyba z historii trasę, którą sprawdzałem wcześniej. I o dziwo doprowadziła mnie poprawnie! Owszem, bez uwzględnienia ruchu i nie zawsze był nawet lektor :P aale wystarczyłoby mi mieć trasę widoczną na ekranie. Po drodze zatrzymałem się jeszcze na 2h snu, znów z tyłu, tym razem jednak duszno było kiedy się obudziłem, (do toalety też mi się już chciało od popołudnia, więc to też nieprzyjemne…). Ogólnie jednak dojechałem około 00:30 i tymi jakimiś mapami Google :P No i takie to przygody ;)

Podsumowując… czuję się muzycznie usatysfakcjonowany, że udało mi się być na koncercie ulubionego zespołu :) lubię koncerty. Ale takie mam poczucie, że lepiej by było być tylko na koncercie, nie łączyć tego z podróżą donikąd (jeszcze lepiej by było jakby ten koncert był bliżej, np. w mieście zamieszkania :P ), wtedy mógłbym skupić się tylko na nim, a tak jeszcze musiałem ogarniać logistykę itp. i wrażenia trochę się rozmyły ;)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.