W ramach wstępu muszę zanotować dwie rzeczy: po pierwsze tym razem przejazdy i hotel zarezerwowałem ze znacznym wyprzedzeniem, dzięki temu w rozsądnej cenie dorwałem pokój jednoosobowy z łazienką i dużym oknem, w świetnej lokalizacji, w centrum, 200m od promenady. A po drugie postarałem się wreszcie o kartę kredytową (też oczywiście taką żeby wszystko było za darmo ;) czyli wypłaty i płatności na całym świecie, bez opłat rocznych itp., haczyk jaki jest to wiadomo – jak w każdej karcie kredytowej: jak się nie spłaci o czasie to 26% prowizji, ale tu jeszcze dodatkowo można było ustawić automatyczną spłatę, więc powinien być luz aczkolwiek i tak będę sprawdzać :D ), no może tym razem mi ta karta aż tak bardzo nie jest potrzebna, bo to strefa Euro, no ale wreszcie ją mam i dobrze. Relacja w połowie została spisana na bieżąco, reszta dopiero teraz aczkolwiek to już ta krótsza reszta ;)
8.06 – sobota – podróż
W sumie miałem dość dobry czas ze wszystkim co sobie zaplanowałem przed wyjazdem… prawie, bo jak wyszedłem na autobus, to jednak musiałem z najbliższego przystanku pojechać, więc droższy bilet i musiałem trochę podbiec ;) (ale zaczekał, z resztą następnym też bym pewnie zdążył ale chciałem być nieco wcześniej). A i tak to nie było tak wcześnie żebym zdążył do Rossmanna na dworcu i Colę musiałem w kiosku obok przystanku kupić za 2,55€ (nie licząc kaucji), no cóż ;) Podróż w zasadzie bez niespodzianek i w ogóle nie działo się nic ciekawego – Flixbus przyjechał o dziwo punktualnie ;) Ten drugi też, ale wcześniej miałem ponad 3 godziny na przesiadkę we Frankfurcie (nad Menem)… i długo się wahałem czy coś zrobić i co… Czy pójść do miasta, ale lepiej by było zostawić bagaż w skrytce ale to 4€ w monetach, a nie miałem. Poza tym no hej, 4€… wziąłem torbę i poniosłem ze sobą :D (była w połowie pusta, więc też nie aż tak ciężka), mam też kółka ale nie zamierzam rozwalić ich sobie na nierównościach chodnika, dlatego toczyłem tylko czasami ;) Na szybko zobaczyłem kilka punktów, które chciałem, zjadłem w BK na mieście – także tak, taki spryt, nie dość że na skrytce zaoszczędziłem, to jeszcze na toalecie :D (te na dworcu nie są darmowe), no i jeszcze aktywowałem kartę, bo trzeba było dokonać tej pierwszej płatności, a nie chciałem żeby pierwsza była w hotelu. Ale Frankfurt to wieczorem paskudne miasto, pełne hołoty wykrzykującej za przechodniami, zwłaszcza kobietami… Przykro patrzeć jak ci ludzie nie mają co w domu robić ani innych zainteresowań tylko wyzywać obcych przechodniów.
Ten drugi Flixbus też był o czasie, a nawet docierał za wcześnie do większości przystanków, ale wiadomo że nie za bardzo mógł nadrabiać, bo musiał na pasażerów czekać – w końcu oni byli punktualnie, a nie np. godzinę za wcześnie ;) Trasa prowadziła przez Zurych i Mediolan (do tego ostatniego też muszę się w końcu wybrać), więc pewnie najkrótsza trasa do Nicei to to nie jest ale no taki urok autobusów.
9.06 – niedziela – Nicea
Flixbusy w Nicei zatrzymują się koło lotniska, oczywiście obadałem jak się stamtąd dostać do centrum miasta i hotelu, no i stwierdziłem że najlepiej promenadą na pieszo – żeby już coś pooglądać :) Tak też zrobiłem, to niby 5km ale szło się przyjemnie i walizkę mogłem przez większość czasu ciągnąć, bo podłoże było równe. Poza tym to Francja – sklepy są w niedzielę otwarte! Toteż już po drodze zaszedłem do supermarketu po kilka spożywczych zakupów (w tym colę – da się wypić ale nie powala smakiem ta marka własna ;) ). Było to też pierwsze moje jedzenie od powiedzmy północy kiedy to wykończyłem resztę zapasów z domu, także było trochę głodówki, a i tymi ciastkami się za specjalnie nie najadłem :D Hotel wciśnięty między dwie restauracje, dosłownie tylko wejście jest ;) Dzwoni się, recepcjonista otwiera i tłumaczy że windą na 4 piętro. Winda jest klaustrofobiczna, czego się spodziewałem bo już opinie czytałem, ale tak małej jeszcze nigdy w życiu nie widziałem – nie da się w niej obrócić z plecakiem (a bez też byłoby trudno), więc wchodzę tyłem :D no ale tylko nią wjeżdżam, zejść już wolę na nogach ;) mieszczą się tam max 2 osoby ale to chyba jak sardynki w puszce, z bagażami tylko jedna. Obawiałem się trochę recepcjonisty bo ludzie piali, że bardzo miły i pomocny – a ja nie lubię jak ktoś jest za bardzo pomocny :D Na szczęście rzeczywiście jest w porządku – opowiedział co warto zobaczyć i czym się dostać, ale był to przyjemy monolog, nie starał się mnie ciągnąć za język, także faktycznie miło i przydatnie ;) W pokoju chwilę odpocząłem, nawet się zdrzemnąłem ale szybko się sam przebudziłem i wyszedłem potem jeszcze pospacerować na miasto. W ogóle tego dnia było raczej pochmurno, co mnie na początku rozczarowało… ale potem pomyślałem, że to chyba nawet lepiej, i tak czuć było że jest gorąco, jakby słońce wyszło to by pewnie ostro waliło, no a z resztą pod słońce to i zdjęcia gorzej by wyszły :D Tylko od promenady wiało jakby łeb chciało urwać, nie wiem czy to normalne, że tak wieje od morza? ;) Wieczorem postanowiłem zjeść pizzę, bo znalazłem pizzerię z bardzo dobrymi opiniami, która w dodatku sprzedaje tylko na wynos i jest blisko hotelu – idealnie, bo pamiętacie – do restauracji nie zamierzam już chodzić. Rzeczywiście pizza była bardzo dobra (i za 8,90€ a nie jakieś kilkanaście…), nie wiem czy najlepsza, ale mógłbym to powtórzyć ;) To był mój pierwszy porządny posiłek tego dnia :D
Ogólnie mam wrażenie, że znaczną część miasta już obszedłem choć nie taki był plan :D no aaale moooże coś jeszcze wymyślę ;)
Największy problem to mam tu z internetem. Internet hotelowy jest ogólnie taki sobie, ale wystarczający… jeśli jest, bo niestety często mnie rozłącza ale to akurat bardziej jest chyba wina mojej karty sieciowej w starym laptopie niż internetu :/ Pokazuje problemy z DNSami, chociaż już wpisałem i w ogóle ech… No nic, akurat mi się kończy miesiąc w komórce, na kolejny wykupiłem dwa razy większy pakiet, w razie czego połączę się z internetu komórkowego na laptopie…
Jeszcze co do hotelu: do drzwi wejściowych na dole jest pin, do drzwi wejściowych na piętro hotelu jest inny pin, a do pokoju klasyczny klucz z wielkim plastikowym brelokiem – jeśli dzięki temu mam go nie zgubić, to obawiam się, że może być odwrotnie XD
10.06 – poniedziałek – Nicea
Dzisiaj ruszyłem w pieszą wędrówkę! Najpierw przez targ, który w poniedziałki jest targiem staroci. Na wzgórze, najpierw mniejsze, to między starym miastem a portem, i myślałem że to tyle, że potem zejdę jeszcze do portu najwyżej… ale tak szedłem i szedłem i stwierdziłem, że to nie są długie odcinki, więc wszedłem jeszcze na Mont Boron. Ogólnie mam wrażenie, że wszędzie tu jest blisko ;) No na pewno są to mniejsze odcinki niż w Zurychu, Atenach czy nawet w Heidelbergu… ok, wprawdzie jak nawi pokazuje 400m, ale jest to pod górę w 30 stopniowym upale, to te 400m czuje się trochę jak 4 kilometry ale i tak jest wszędzie bliżej :D Tak więc szedłem, w wielu miejscach posiedziałem, podziwiałem widoki, a te są naprawdę piękne… Głodny zrobiłem się dość późno, bo wczoraj zjadłem chipsy przed snem, a to mnie dość długo trzyma ;) (ale próbuję intensywnie, mają tu ciekawe smaki, np. czosnkowe, serowe, sos curry, mozarella z pesto – no właśnie, bo tu chipsy raczej nie są po prostu serowe, tylko mają ze 3-4 smaki różnych rodzajów sera ;) ), w jakiejś piekarni kupiłem 2 croissanty maślane i coś tam z czekoladą, szkoda że nie było croissantów nadziewanych, ale na to kupowałem już pewnie za późno… w każdym razie kosztowało to razem 3,70€ więc tanio. A kiedy już ze wzgórz zszedłem… to nie miałem ochoty na duży posiłek, więc dziś tylko zakupy w supermarkecie i jakieś drobne przekąski na wieczór ;)
11.06 – wtorek – Monako
A dzisiaj czas na Monako! Poszedłem na dworzec a tam kilka automatów biletowych i kupa ludzi, do każdego sznurek… ustawiłem się przy jednym a baba wybiera, kasuje, wybiera… Wyciągnąłem komórkę i myślę, że pewnie by było najsensowniej skorzystać z rady recepcjonisty w hotelu i kupić bilet przez aplikację. Wprawdzie już na nią zerkałem ale jakoś tak nie wiem… no ale to przecież się nie doczekam, więc może jednak ta aplikacja… popatrzyłem, podałem kartę kredytową (ha, teraz się przydała!), kupiłem (kolejka nie skróciła się ani o jedną osobę w tym czasie), bramka zadziałała :) W pociągu czytam sobie co tam zwiedzić w Monako, aż tu na stronie ostrzeżenie, że to nie UE i uważaj na internet… No kurde, faktycznie! Zapomniałem całkiem o tym… No Boże, przecież ten kraj ma 2km kwadratowe, nie mogłoby łapać tych samych sieci co we Francji? Nie mogłoby, natychmiast łapie inną sieć :/ Na szczęście że jeszcze w porę o tym przeczytałem i w panice wyłączyłem przesył danych ;) nawet się chwilę zastanawiałem czy może dałbym radę bez internetu aale jednak wolałem nie ryzykować, kupiłem pakiet na Europę (kolejne 7€, a jeszcze aby go kupić musiałem przecież włączyć transfer i jeszcze 1€ mi za jeden MB zjadło…). Dobrze, że w ogóle o tym przeczytałem na czas, bo inaczej zjadło by mi wszystko i nie wiem co bym wtedy zrobił jakbym nawet nic już sobie wtedy nie mógł wykupić… No mniejsza o to, kryzys zażegnany, ruszyłem do wyjścia, totalnie za ludźmi, do jakiejś windy, jakiś facet wcisnął „+1”, ja bym kompletnie nie miał pojęcia jak z tego dworca wyjść (pociąg staje w tunelu)… Jak się miałem przekonać, to był dopiero początek… bo jakby to powiedzieć żebym został dobrze zrozumiany? I dlaczego tego nikt nie napisał w przewodnikach? Pisali tylko że obszar niby mały ale może być ciężko bo trochę w górę i w dół się chodzi… A powinni byli wprost napisać, że to miasto jest piętrowe, ma ulice (czy przejścia) na różnych poziomach, na mapie to oczywiście wygląda jak drogi obok siebie ale one nie są obok, tylko na różnych poziomach (w dodatku GPS nie idealnie pokazuje pozycję, no bo też skacze w takich warunkach) i ileż to razy było tak że idę gdzieś, idę, patrzę, że to jednak nie ta droga, ale żeby się dostać na tą drugą, to muszę gdzieś znaleźć jakieś schody… To jest może mały teren ale jak pięć razy pobłądzisz, to i tak narobisz kilometrów :/ Za pierwszym razem człowiek jest jeszcze skupiony i w końcu trafi, za drugim już większy wkurw, za trzecim i czwartym po prostu mi się odechciało po tym mieście chodzić… No ale doszedłem pod pałac książęcy, nawet zdążyłem na zmianę warty (chociaż to nic takiego i tylko sobie pomyślałem: ale głupoty XD ludzie chyba bardzo się nudzili że sobie takie rytuały powymyślali, co w sumie nie służy niczemu, no ale jest rytuał i jeszcze gromadzi mnóstwo gapiów, w tym mnie XD no ale ja akurat tam byłem, a nie przyszedłem specjalnie ;) ). Potem obszedłem wszystko, nawet w ogrodzie różanym posiedziałem odpocząć, btw. w tej części miasta toalety są jakoś tak mniej uczęszczane, a darmowe i czyste, także polecam ;) (tzn. wszędzie w Monako są darmowe i jest ich sporo). Potem stamtąd poszedłem w zupełnie przeciwnym kierunku, do Monte-Carlo zobaczyć najsłynniejsze kasyno. A potem jeszcze w drodze na dworzec na lody do Rossi La Bottega del Gelato – wziąłem dwa smaki (violet, cokolwiek to jest, fiołkowy? :D i z alg spirulina), super smakowały, a jakbym wiedział że tak tanio (4,50€), to wziąłbym 3 ;)
Wieczorem, po powrocie do Nicei, przeszedłem się jeszcze pod cerkiew – Sobór św. Mikołaja, jest bardzo malownicza, wprawdzie teren był już zamknięty, ale można było obejrzeć i sfotografować zza płotu ;) Wychodzić na jakieś żarcie mi się nie chciało, na dziś też miałem przekąski ;)
12.06 – środa – Nicea
To miał być spokojny dzień, spędzony na spacerze po mieście i taki też był. Najpierw poszedłem na ten sam targ co w poniedziałek, tyle że przez resztę tygodnia to normalny targ. Kupiłem 2 ciasteczka z ciasta filo, jakieś brownie i ciastko z czekoladą i jeszcze kilka drobiazgów, a także pamiątki w postaci mydełek, woreczka z lawendą i olejku lawendowego. Potem poszedłem pod klasztor, jego ogrody to zaciszne przyjemne miejsce, dużo przyjemniejsze niż park obok. Zszedłem też dosyć spory kawałek miasta, choć dzisiaj bardziej w głąb lądu, z dala od promenady. Na koniec zaszedłem pod kościół św. Joanny d’Arc (tam jakiś remont i ciężko było zrobić sensowne zdjęcia) i bazylikę Notre-Dame. A wieczorem znowu na tanią pizzę, chociaż w inne miejsce, jeszcze bardziej obskurnie wyglądające :D jeszcze tańsze :D I chyba jeszcze lepsze! :D Nie, serio, bardzo dobra pizza, warto czasem sugerować się poleceniami, bo z własnej inicjatywy na pewno bym w takim miejscu nie zjadł ;)
13.06 – czwartek – Eze
To już ostatni pełny w Nicei dzień, miałem go spędzić na plażach wzdłuż promenady… Tam też poszedłem rano, posiedziałem, poleżałem… i pomyślałem jak bardzo to nie jest w moim stylu :D a przecież jeszcze jest Eze, takie miasteczko z perfumerią… co ja tu będę tak siedział cały dzień… chyba jednak wolę je zobaczyć! Tak więc postanowiłem ruszyć na dworzec. A po drodze do piekarni (La Boulangerie Par Michel Fiori), bo też gdzieś już przeczytałem że mają croissanty z różnymi ciekawymi nadzieniami. Tak też było, kupiłem dwa, z matcha i pistacjowy (ten drugi bo tak było najprościej, mimo że turystyczne miejsce, panie nie mówią po angielsku, zwłaszcza te starsze ;) ). Potem pociąg do Eze, to już bliżej niż Monako, choć w tym samym kierunku. Z dworca w kierunku perfumerii prowadzi droga zwana ścieżką Nietzschego – pod górę, trochę męcząca, około godziny drogi… Gorąco, na niebie ani jednej chmurki, także jak tylko zobaczyłem że paru facetów idzie bez koszulek, też tak zrobiłem i było o wiele lepiej ;) Perfumeria daje trochę wytchnienia. Można ją zwiedzić za darmo, tylko że to zwiedzanie to 10-15 minut z krótką opowieścią o tworzeniu perfum, a potem jest sklep bo przecież chodzi o to żeby tam coś kupić :D No ale nie ma co się czepiać, to i tak miły gest, że to zwiedzanie jest za darmo :) Podobno pracują tam też Polki i można mieć takie zwiedzanie po polsku (ale to pewnie nie tak często jak w innych językach), ja najpierw zaszedłem z grupą angielskojęzyczną ale zamiast poczekać na zwiedzanie, poszedłem za jakąś parą do sklepiku (to te nieliczne przypadki kiedy nie dobrze się wychodzi na chodzeniem za kimś :D ), już myślałem że mnie zwiedzanie ominęło, ale wróciłem na dół jeszcze raz i udało mi się dołączyć do grupy niemieckiej – to jeszcze lepiej! :) Więc jednak się udało. Nawet coś tam kupiłem, bo już wcześniej słyszałem że to dobre perfumy, kosztowały 35€ (niezbyt duża butelka). Potem poszedłem jeszcze kawałek, zwiedzić konkretnie „wioskę-Eze”, która jest dosyć urokliwa ze swoimi wąskimi uliczkami i kamiennymi domami :) Zdecydowanie warte odwiedzenia miejsce i cieszę się, że się na to zdecydowałem. Pod koniec dnia byłem już dosyć zmęczony, mogłem odjechać stamtąd autobusem do Nicei, byłoby nawet trochę taniej niż pociągiem ale… autobus był za godzinę, pociąg wprawdzie niewiele wcześniej i na pociąg musiałem wrócić w dół tą samą drogą… ale pomyślałem że właśnie wrócę, bo po pierwsze jak mam godzinę siedzieć, to chyba lepiej jednak się przejść, a po drugie… bilet kolejowy umiem już kupować i nie muszę do nikogo nic mówić, a tak to bym musiał ustnie kupić u kierowcy, więc ten… lepiej jednak nic nie mówić :D No więc wróciłem. Na pociąg i pociągiem, a potem jeszcze w Nicei poszedłem na lody, też w polecanej lodziarni, u pana, który mówi wszystkimi językami turystów ;) każdego klienta pyta skąd jest i zawsze jakieś: „dzień dobry, dziękuję, jak się masz” potrafi powiedzieć, tak, po niemiecku i po polsku też ;) (niezły pomysł na zdobycie klientów, nauczyć się kilku słów w wielu językach ;) ), no a ponadto można popróbować kilku smaków przed zakupem i lody same w sobie też są dobre, więc warto (Gelato D’Amore Nice). Wieczorem znów pizza, z tej drugiej pizzerii :D
14 i 15.06 – piątek i sobota – powrót
Na lotnisko/przystanek Flixbusa znowu spacer wzdłuż promenady, czasu miałem dość. Aha, wcześniej jeszcze poszedłem po croissanty te co wczoraj :D tylko dziś matcha, truskawka i owoc pasji. Niedaleko lotniska jest Muzeum sztuki azjatyckiej (czy jakoś tak?), do którego wstęp jest wolny, więc pewnie warto… ale nie byłem bo z tego co wyczytałem nie mają przechowalni bagażu i z bagażem nie można. Pokręciłem się więc trochę po okolicy, a potem miałem Flixbusa.
Przesiadka we Frankfurcie też była dość długa, poszedłem więc znowu trochę w miasto, częściowo zobaczyć te same obiekty, ale trochę dokładniej i dłużej. Udało mi się zaliczyć także tam, to co planowałem, więc jestem usatysfakcjonowany :)
Chcąc podsumować podróż… fajnie, że trochę spokojniejszy urlop w trochę bardziej letnim miejscu ;) Nie żałuję, ale… ale we Francji nie znając francuskiego jest naprawdę średnio :P Pomijając hotele to oni, nawet młodzi, mówią bardzo mało po angielsku, o ile w ogóle. Poza tym Nicea jawiła mi się jakoś inaczej, tak jakoś ekskluzywnie :D a to takie zwyczajne miejsce… gdyby nie widoki z góry i samo wybrzeże, to by chyba nawet nie było zbyt ciekawie ;) No i w końcu… porównując ze Szwajcarią, to chyba jednak w Szwajcarii podobało mi się bardziej :P
Podsumowując koszty… niemal wszystko ładnie spisałem ale jakoś nie chce mi się tym razem rozdrabniać ;) więc tylko ogólnie:
– przejazd tam i z powrotem: 165€
– hotel: 420€
– pamiątki: 13,70€
– przejazdy tam: 17€
– dodatkowe pakiety internetu itp..: 13€
– supermarkety, żywność i inne: 110€
= 739€ perfum nie liczę, bo jakieś kiedyś i tak bym kupił, ale także zakupy spożywcze jakieś bym robił nigdzie nie wyjeżdżając więc myślę, że można powiedzieć, że mnie jakieś 700€ ta wycieczka kosztowała.
Aaa teraz trochę zdjęć. Nicea (9 i 10.06):
takie tam z miasta:
wybrzeże z promenadą, zdjęcia robiłem wchodząc na pierwsze wzgórze:
widok z tego samego wzgórza na drugą stronę (na port), za nim widać drugie wzgórze:
widok z drugiego wzgórza na wybrzeże, widoczne pierwsze wzgórze:
widok z drugiego wzgórza na drugą stronę, to już chyba poza Niceę ;)
Monako (11.06):
Tu jeszcze raz Nicea, katedra (12.06):
Widok na Eze z terenu perfumerii:
i w środku „wioski-Eze”: