Przeczytałem „Byłam mężczyzną – Pamiętnik Ady Strzelec”. Moje refleksje są takie, że doskonale oddała niektóre uczucia, że jeszcze nigdy takiego czegoś nie czytałem, że nikt o tym tak szczerze nie pisze… nawet ja. A przecież znam te uczucia.
Ale warto zauważyć (przynajmniej ja zauważyłem), że spotkała kilku facetów i ją zaakceptowali, nawet przed operacją (przynajmniej tak mówili). Jest to pocieszające, bo facetów zwykło się postrzegać jako tych najbardziej nietolerancyjnych super męskich samców… a to też jest stereotyp. Wręcz z przykrością muszę stwierdzić, że po moich doświadczeniach z koleżanką-homofobką, to często kobiety mniej rozumieją i tolerują. Choć znam jedną, która uwielbia gejowskie filmy, fotki, porno itp. :D (wręcz tylko o tym ze mną rozmawia :D), a że bardziej trafiałem na takie, toteż homofobki szokują mnie jakoś bardziej niż homofoby. Ale tak na prawdę to proporcje są chyba równe.
No to zwyczajowo cytaty (a spoooro tego jest, ona też często się powtarzała… do mnie też ta uczucia wracają), które są mi najbliższe (a czasem to odwrotne – tak jako ona pisze o kobietach, tak ja o mężczyznach).
I tylko jeden cytat… ten objęty gwiazdkami – * – wkleiłem bo… no bo tak. (a pomiędzy / / są wiersze, które pisała).
„Żal tkwił we mnie, lecz nie zwierzałam się z tego nikomu.
Boję się być między ludźmi, czuję bez przerwy jakieś zagrożenie. Widze te pytające spojrzenia. Najbardziej boli widok kobiet i dziewcząt. Patrzę na nie i czuję ogromny żal, ból i smutek. Dlaczego nie urodziłam się sobą?
Padłam z płaczem na kolana błagając Boga, by mnie już zabrał z tego piekła
/Ból straszliwy
bezgraniczne cierpienie,
beznadziejność każdej chwili
powaliły mnie na kolana
i wyjąc z rozpaczy
błagam
Boże kochany
Boże jedyny
zabierz mnie już stąd
zabierz do siebie
błagam Cię
nie pozwól mi się już dłużej
tak straszliwie męczyć./
/Pusto, pusto wokół
sama siebie jakże mam już dość
ludzie dajcie mi już święty spokój
ja dostałam w darze trudny los
Skądże ludzie u was tyle złości
inny człowiek też by pragnął żyć
miejcie w sobie choć trochę miłości
i pozwólcie swoim sercom bić./
(…) żyję tylko w marzeniach. Tylko tam jestem sobą.
Nie chcę żyć, chcę umrzeć i już nie widzieć i nie słyszeć tego, co niektórzy chcą mi uświadomić.
Nie potrafię i nie bardzo mam komu to wszystko wytłumaczyć. Gdy mówię, nikt mnie nie rozumie. Słowa nie oddają tego co przeżywam i czuję. Wszystko staje się coraz trudniejsze i ja jestem coraz bardziej wykończona.
/A kiedy w sercu pęknie już
gorycz porażki, osamotnienia
w zranionych dłoniach pęk krwawych róż
spływa spokojnie w mrok zapomnienia
myśli zmęczone gasną powoli
oczy przesłania gęsta zasłona
sercu w rozdartej piersi zbyt ciasno
rwie się do życia lecz cicho kona./
Przeżywam to tak bardzo, czuję się nerwowo wykończona myślami i tak trudną rzeczywistością, że na prawdę boję się, czy nie oszaleję lub sobie czegoś nie zrobię, Czy to piekło się kiedyś skończy, czy potrafiłabym żyć normalnie? Pytania, pytania, tysiące pytań skierowanych do siebie. Zadaję te wszystkie trudne pytania bez przerwy i nie znajduję odpowiedzi.
/(…)
los ze mnie zadrwił straszliwie
stworzył człowieka innego
i tylko zapomniał stworzyć
miejsce do życia dla niego
(…)/
Zastanawiam się bardzo często nad przyczynami takiego stanu rzeczy. Wracam pamięcią w przeszłe zdarzenia, jakby to mogło mi coś wyjaśnić. Wiem, że takiej zagadki nie rozwikłam, bo nie takie głowy próbowały poznać przyczyny transsesualizmu. Tyle, że ja to w sobie noszę i dlatego chyba zawsze będę starała się szukać przyczyn, coś sobie wyjaśniać.
Nieraz wychodzę stąd, patrzę na ludzi i jakże zazdroszczę im normalnego życia. Widzę chłopca z dziewczyną, kobietę z mężczyzną i wyję w sobie z żalu i smutku, że nie dla mnie takie życie.
Po prostu spojrzałam na swoją sytuację trzeźwym okiem. Wydaje mi się, że jestem beznadziejna.
Pisać? A o czym? Czy o tym, że nie wiem, jak dalej żyć, czy o tym, że najczęściej żyć już nie chcę. Czuję się tak samotna, jakby wywieziono mnie na obcą planetę. Boję się ludzi, boję się cierpienia bez końca.
Płaczę rozpaczliwie z tęsknoty za własnym „ja” (…) ponownie wpadam w rozpacz. Już nie płaczę tylko wyję i nie mogę się uspokoić. Wyję z bólu, że taka jestem i że tak na prawdę to nigdy nie będzie mi dane być sobą. Błagam Boga o śmierć, modlę się o to płacząc. Nie chcę, nie chcę żyć! Zresztą czy ja żyję, przecież to nie życie tylko ciągłe piekło. Trwam w tym piekle od lat i jakże mam już dość.
Na pewno osądzają mnie po swojemu. Skąd jednak mogą wiedzieć jak naprawdę czuje się człowiek uwięziony w nie swoim ciele. Skąd mogą wiedzieć, jakim bólem jest widok każdego normalnego człowieka będącego sobą i nic nie udającego.
Czuję się sama w całym wszechświecie. Jestem niczym, żyjącym myślącym niczym. Rozpacz. Takie życie to obłęd.
Jak wytłumaczyć ludziom, co przeżywam? Przecież nawet w najkoszmarniejszych snach nikt tak jak ja nie cierpi. Jak mam to wytrzymać? Jak długo uda mi się jeszcze nie oszaleć?
Jakże głupi i mali są dla mnie ludzie, którzy nie potrafią zrozumieć miłości ponad płcią i cielesnością. Ludzie wulgaryzują życie intymne tych innych, różniących się od nich. Mówią, że miłość nie zna granic, że miłość jest silniejsza niż wszystko, nawet śmierć, a nie mogą pojąć, że kobieta może szczerze pokochać drugą kobietę.
W jakim celu akurat ja zostałam stworzona do takiej męki? Za co dla mnie to wieczne trwanie w bólu i rozpaczy. Ciągle mam wrażenie, że życie mi się wali, że wszystko jest nie tak, jak być powinno. Kto da mi receptę na to, by mnie przekonać, że tak też można żyć? Nie! Nie można! To nieludzkie. Ja nie chcę tak żyć! Nie wytrzymam tego piekła i oby mnie piekło pochłonęło wraz z tym bólem.
Otoczona myślami i wątpliwościami przez wielu potępiana, bez szans na ostateczne zwycięstwo, bez miłości i nadziei na nią, pogrążona w nicości ginę co dnia, umieram tysiące razy.
Jak trudno tkwić w tym samooszustwie. Łudzę się nieosiągalnym szczęściem. Czym próbuję się oszukać? Czymkolwiek. Koszulką nocną, jakimś ciuszkiem (…). Pierwsza napotkana dziewczyna burzy ten cały oszukańczy świat. Jakieś długie rozwiane włosy, zgrabne kobiece nogi, wyraźnie rysujące się piersi powodują we mnie całkowite zwątpienie, niewiarę, ból i nienawiść do swego ciała. W takich chwilach rozszarpałabym swoje ciało na strzępy, rozbiła na atomy, by z nich stworzyć siebie na nowo.
Patrzę na siebie w lustrze i jakże się nienawidzę. Jeśli zauważam w sobie coś z mężczyzny – wyję z bólu.
Mimo że psychika mówi mi, kim być powinnam, to czy będzie kiedykolwiek to możliwe? Co będzie, jeśli zatrzasnę za sobą jedne drzwi, a żadne inne się nie otworzą? Gdzie wtedy się znajdę? Co mnie wtedy czeka?
Na zewnątrz spokój, lecz we mnie istne piekło. Boże, jak trudno jest tak żyć. Dzień po dniu walka, żeby się nie poddać, żeby przetrwać, mimo że wiem, iż każdy następny dzień to nowe cierpienia.
Boję się, boję się wszystkiego. Boję się żyć i umierać.
Gorycz i żal mówią czasami przeze mnie, i ból i beznadziejność, i pustka. To słowa człowieka w rozpaczy, który ma żal do żyjących i ocalonych.
Mam w dupie takie zasrane życie. Komuś jest przykro, że tak mówię? No to niech pożyje we mnie choć trochę, to zobaczymy, czy nie powie, że też chrzani takie życie.
*Od dość dawna młodzi chłopcy z okolicznych domów starali się mi w różny sposób dokuczać. (…) Parę dni temu wyjaśniłam o co im chodzi. (…) Jeden z nich powiedział, że wiedzą kim jestem i nie mogą tego zrozumieć, jak ja mogłam coś takiego zrobić (operację). (…) Inny dodał, żebym się cieszyła, że mnie tylko zaczepiają, bo gdzie indziej to mogliby mnie za to zabić.
Boże, jakże oni byli okrutni i głupi, bezwzględni. Poczułam, że życie kogoś takiego jak ja nie ma dla nich najmniejszego znaczenia.*
Dla większości ludzi być sobą jest normalne i wcale nie przywiązują do tego żadnego znaczenia. Po prostu są sobą i koniec. Nawet nie przypuszczają, co mają, jaki dar otrzymali. Dostali siebie i to bez żadnych wyrzeczeń, bez bólu i strachu. A dla mnie i innych mi podobnych być sobą to marzenie, wieczna pogoń za nieosiągalnym.
**
Muszę jednak przyznać, że pomimo tego, że czytając ją wpadałem w depresję, o teraz jest mi lepiej i czuję się nad podziw dobrze. Ale to następnym razem…