wiosna samobójców

Wszystko się na mnie uwzięło.
Najpierw net, na razie działa. Teraz nie mogę kom. z kompem połączyć przez podczerwień (tak czasem bywa, ale dziś mnie to wyjątkowo wkurza), także mój ukochany telefon miałem dziś zamiar rozwalić, wkurza mnie też że joystick się w nim zacina, zawsze się zacinał i nic nie mówiłem, ale jak jedno wkurzy to już potem taki łańcuszek.
Dalej… tak sobie myślę – jak ja mam cokolwiek zacząć kiedyś jak ja zdrowy nawet nie jestem? Jak mam iść do jakiej pracy i co, zacznie mnie brzuch napierdalać tak, że nawet ustać się nie da. Albo zgaga taka, że możesz wpierdolić całą paczkę tabletek i tak nic nie daje (jeszcze o szczęściu można mówić jak chociaż w chwili ssania tabletki przechodzi – bo czasem i wtedy nie) więc biegać co miesiąc do lekarza po receptę na odpowiednie tabletki (a ile je można brać? aż się lekarzowi znudzi wypisywać i pośle na dalsze zabiegi, albo zostanie operacja?). /nie nie, akurat z żołądkiem na razie ok, ale zgaga znów się odzywa, na razie lekko… na razie…/. Do alergologa jadę jutro. A jeszcze do dermatologa by się przydało (ze znamieniem) i do okulisty. Że kurwa nie wspomnę o takich lekarzach, do których nie pójdę. I kurwa czuję się jak śmieć. No jak wrak normalnie, sypię się. I tylko tak się zastanawiam czy to wszystko z jakiejś przyczyny (np. jedno pociąga drugie) czy taki zbieg okoliczności. No, a z drugiej strony za dużo tego i wcale mi się nie chce biegać od jednego lekarza do drugiego (i czuć się jak hipochondryk), bo nigdy nie należałem do specjalnie chorowitych. To już zakrawa na jakąś kpinę, że tak wszystkie dolegliwości na mnie się uwzięły. I staję się co raz bardziej żałosny w swoich własnych oczach, choć przecież to nie moja wina, że mam kłopoty ze zdrowiem (a nawet jeśli moja, to przecież nie świadomie).
Wracając do sprzętów… tak dziś wkurzony i wrogo nastawiony do świata siedzę u babci, a ona mi nawija coś tam i co chwilę o coś pyta, staram się odpowiadać grzecznie (acz z trudnością mi to przychodzi). I takie sytuacje też mnie wkurzają, bo staram się być grzeczny, a nie wychodzi – co widać – i znowu to do mnie mają wszyscy pretensje. Jakby kurwa nie mogli zrozumieć, że każdy ma czasem gorszy dzień.
No i tak mi nawija babcia, że by chciała być na moim weselu i doczekać aż będę miał dziecko i w ogóle żebym sobie takiego a takiego męża znalazł… No kurwa to jak niewidomemu opowiadać o pięknych widokach. Siedzę, słucham i jest mi tak niedobrze, że jakbym był sam to bym się chyba rozpłakał, ale że nie jestem to siedzę wyzuty z emocji – niezdolny potwierdzić tak oczywistych bzdur i za słaby by zaprzeczać. I jeszcze się pyta co jej na to odpowiem? No kurwa… No odpowiadam: „To jest chyba niemożliwe” i słyszę dalej, że to zależy ode mnie. Tak, zależy ode mnie, ale nie w tym sensie w jakim oni wszyscy myślą.
Przynajmniej mama mnie dziś nie męczy – powiedziałem, że nic mi się nie chce, a ona zgodziła się, że czasem są takie dni. A wcześniej kupiła mi piwo – dobrze, może poprawi mi się humor.
Bo teraz faktycznie nic mi się nie chce – ta złość kiedy miałem ochotę rozwalić telefon już przeszła, teraz pozostała tylko ta złość „bezsilna”, której nie umiem dać ujścia. Może szkoda że choć tej irdy nie rozwaliłem – pewnie nie kosztuje takie coś więcej jak 20zł na Allegro, a może warto było zniszczyć 20zł by poczuć się lepiej.
Ale czemu miewam takie nastroje? Wahania kurwa hormonalne (taa, wszystko się kręci wokół tych jebanych hormonów).
Jestem facetem, a byłem zmuszony poznać co to PMS.
Jak tak sobie siadłem dziś to stwierdziłem, że najnormalniej w świecie nie chce mi się żyć. Po prostu mi się znudziło. Pojąłem sens zdania, że wiosna to pora samobójców. Kiedy ona nadchodzi ja też się cieszę – bo będzie lepiej, bo wiosna/lato to zawsze lepiej niż zima. Ale kiedy ta wiosna już nadchodzi, a nic poza tym się nie zmienia, to entuzjazm też topnieje.
Jeszcze potem muszę wyjść. Jak sobie pomyślę, że te dzieci ulicy znowu będą się na mnie gapić to robi mi się jeszcze gorzej (o ile to w ogóle możliwe), w dupie ich mam, i tak będę słuchał mp3, ale to z kolei jest kolejny powód żeby się na mnie pogapić – wszak na takiej prowincji słuchanie czegoś w trakcie chodzenia po mieście to ciągle jeszcze szpan.
A potem zapewne czeka mnie tłumaczenie, że tak to ja jestem córką tej pani. I tak, mam na prawdę więcej niż paręnaście lat. Już nawet nie liczę takich upokorzeń.
Niektórzy wolą więc wyglądać jak kobiety, rozumiem ich, może unikają dziwnych spojrzeń, tłumaczeń. A my nie mamy prawa ich oceniać. Nawet jeśli wszyscy są transseksualistami, to nie ma „lepszych i gorszych”. Jesteśmy po prostu inni, nawet między sobą.
Ale ja nie mogę dać z siebie więcej. Nie zapuszczę włosów i chybabym umarł gdyby mi ktoś zrobił makijaż albo kazał nosić stanik.
Nie jestem buntownikiem, ale więcej niż teraz też udawać nie będę. Bo to mój próg i więcej się nie da.
I tak każdy dzień to kurwa kombinowanie. Każdy gest przemyślany na tysiące sposobów, a i tak zawsze wyjdzie dokładnie odwrotnie niż chciałem. Jak można siebie nie nienawidzić potem? A jak można znieść nienawiść do siebie, kiedy siebie się kocha? DLATEGO, właśnie dlatego jest tak trudno. Bo to miłość i nienawiść do tej samej osoby – tej najbliższej – siebie.
No i miało być o chorobach i złośliwości rzeczy martwych, a wyszło o wszystkim. Tak bywa.
Jeszcze kurwa zapomniałem hasła do torrenty.org (albo loginu, albo jednego i drugiego…), teraz se poczekam aż mi raczą maila wysłać… a coś nie nadchodzi…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.