# 541

Czy człowiek to ma jakieś granice?
Po tym wszystkim i wszystkich tych różnych uczuciach jakich doświadczyłem wciąż bywają chwilę, że nie mogę… nie mogę obojętnie znieść czegoś, wciąż są takie chwile, że dziwi mnie moja reakcja choć wcześniej myślałem, że łatwiej sobie z daną sytuacją poradzę.
Mama papla coś radośnie nawijając o jakiejś aktorce (czy nie wiem tam kim), coś tam o imionach i w końcu mówi, że też mnie może moim drugim imieniem nazywać. I się śmieje.
ona: Może być Ola?
ja: Może być Alex.
Ale ja nie powiedziałem tego głośno. Mogłem, ale nie powiedziałem. Właściwie nie wiem czemu (to w sumie najbardziej uniwersalne imię jakie można sobie wyobrazić). Może dlatego, że nie chcę absolutnie żadnych problemów przed letnim wyjazdem. Ale bardziej chyba dlatego, że mnie tak „zmroziło”, że normalnie sparaliżowało.
Czułem się pusty. Po prostu pusty w środku. Że tak to poetycznie ujmę, ale tak było i chyba wreszcie zrozumiałem to stwierdzenie.
I się rozpłakałem jak sobie poszła.
Ja wiem, że nie chciała zrobić mi przykrości (przecież nie wie, że to jest aż tak poważne). Poza tym przeżyłem gorsze upokorzenia, ale jakoś tak… nie wiem.
To tak mnie dobija kiedy są chwile, że ktoś wydaje się rozumieć, a potem strzela coś takiego, że trzeźwieję znowu na dnie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.