Zrobiłem sobie test, a oto mój wynik:
70% – Max
60% – Carmen
55% – Lara
50% – Helena
50% – Tina
45% – Dana
40% – Alice
40% – Shane
40% – Jenny
20% – Bette
no nie da się ukryć, żem jest jak Max, ale rozwalił mnie komentarz do wyniku: „Are you really Max? poor you..” mhehe, jaka szczerość :D przynajmniej pożałowali :D
felieton – bardzo fajne zdanie na zakończenie…
rozmowa z 'Pytania na śniadanie’ – można mieć do D. jakieś wąty, ale gada tu nieźle. Tylko pytanie „warto było?” jest bez sensu, to tak jakby pytać osobę po przeszczepie czy warto było to robić.
link – :D (znalezione u Kuby, mam nadzieję, że się nie obrazi, że sobie linka zapisałem ;) ).
Co tam jeszcze… link – świetne :D I pamiętajcie – dzieci trzeba lać po pysku, żeby wiedziały kto tu rządzi! XD
Jest dobrze. Chociaż właściwie to średnio dobrze. Bo już teraz tak, wszyscy widzą mnie jak należy, tylko jest to mniej fajne, kiedy wszyscy myślą, że to mama ma zamiar coś rejestrować, a „syn” ma być współwłaścicielem czy coś ;) Bo i ludzie w urzędach nie czytają, chyba tak taśmowo wszystkich załatwiają, że nawet niespecjalnie zwracają uwagę na to kogo właśnie obsługują. Dopiero jak dziś powiedziałem: „Ale to ja” i niemal pod nos podsunąłem jednej pani dowód osobisty, to dopiero zajarzyła, że to mnie obsługuje :D a potem było: „Aha, no tak… bo nie przeczytałam.. imienia…” ;) swoją drogą, to jest dobre, że to oni się tłumaczą z głupią miną. Poważniejszych problemów jeszcze nie miałem, może dlatego, że w dowodzie mam odpowiednie zdjęcie.
Może jeszcze nawiążę do drugiego akapitu poprzedniej notki… Bo to też nie jest tak, że taką informację ludzie przyjmują zupełnie bez reakcji. Mam wrażenie, że niektórzy (chyba większość) czuje zawód (choć niby nie ma powodu, jestem tą samą osobą). Ale ja to rozumiem całkowicie. Znałem kiedyś kogoś, kto się okazał osobą płci przeciwnej. I też czułem zawód, autentycznie poczułem zawód, ale co było robić poza przyjęciem tego do wiadomości. A teraz… teraz nie zamieniłbym tej osoby na nikogo innego ;) Nie ma znaczenia płeć, ale pierwsza reakcja jest jaka jest. Tylko, że no… to nie jest najprzyjemniejsze. Ale to nie jest przyjemne dla żadnej ze stron.
Jeszcze jeden temat, o którym myślałem będąc TAM. O którym zawsze TAM myślę. Jak byłem mały, marzyłem by posiadać trzy rzeczy: komputer przenośny, samochód i dom (mogłem jeszcze marzyć o telefonie komórkowym, ale teraz jest to tak powszechna rzecz, że już nawet nie pamiętam). Brakuje mi jeszcze domu, nie takiego w jakim mieszkam, ale mojego własnego, z moimi wskazówkami zaprojektowanego (i oczywiście stojącego w jakimś miejscu, gdzie chciałbym mieszkać). To jeden z moich celów w życiu. No i jeszcze w sumie zamierzam mieć rodzinę. Chociaż może niekoniecznie… to znaczy co do niektórych rzeczy nie można mieć pewności czy się je osiągnie, niekiedy chęci nie wystarczą. Więc może nie żonę/partnera, ale dzieci zamierzam na pewno mieć. Czwórkę jeśli będę miał żonę :D jeśli partnera płci męskiej, to wystarczy nam jedno, a jak będę samotny… to i tak sobie adoptuję jako osoba samotna. Nie, ale całkiem poważnie – zamierzam mieć dziecko/dzieci i to bez względu na związki bądź ich brak. Często wtedy spotykam się z pytaniem „A jak partner nie będzie chciał?” (głównie jest to pytanie o partnera płci męskiej), moja odpowiedź brzmi: jak się kogoś poznaje, to takie rzeczy powinny być jasne, ktoś nie chce mieć dzieci, więc ciężko będzie stworzyć związek z kimś kto chce.
No tak, ale to łatwo mówić, a jednocześnie wyznaję zasadę „nigdy nie mów 'nigdy'”… Ale po prostu na chwilę obecną czułbym się bardzo, bardzo, bardzo zawiedziony, gdybym sobie pomyślał, że mam nie mieć dzieci.
Znowu wyjazd. Tym razem całkowicie urlopowy. Zamierzam leżeć plackiem ile się da i nie robić absolutnie nic, no może poza zdjęciami ;) Kilka lat nie byłem w Beskidach.