Czy blog miał jakiś wpływ na Twoje życie? – fajny temat na debatę… i wreszcie postanowiłem założyć do tego specjalne miejsce skoro nie mogę tutaj z powodu zahasłowanego archiwum. No więc… jak bym bardzo nie chciał przyznać się do tego, że jestem słaby (chyba… no i nie wiem w sumie czemu nagle zaczęło mi to ciężyć bardziej niż zwykle), to muszę się przyznać… a więc i do tego, że nie wiem co by było gdyby nie ten blog… ale jako, że nie lubię wracać do wspomnieniami do czasu sprzed kilku lat, to na tym zakończę i powiem tylko, że ten blog wiele dla mnie znaczy. Chyba najwięcej, tak. I nie tylko jako miejsce gdzie się mogę wygadać i ktoś przeczyta, już nie tylko to… jest tu trochę notek ukrytych, takich tylko dla mnie i one też wiele znaczą. To mój pamiętnik i to właśnie wiele znaczy – to wszystko :)
Czasem słyszy się jak ktoś zginął np. w pożarze, bo próbował uratować cośtam i w pierwszej chwili nasuwa się myśl: „Mógł przecież ratować siebie! Życie jest najważniejsze, rzeczy można odkupić!”, tak – to prawda. Komputer, telewizor, wszelki sprzęt, samochód, a także filmy i książki, a nawet kolekcje można odkupić. Nawet jeśli się straci dorobek całego życia – to można odkupić. Ale są rzeczy bezcenne, np. wspomnienia i zdjęcia. Dlatego ja bym się też rzucił po mój komputer (bo nie chodzi o komputer, ale to co na nim jest), dlaaatego muszę to wszystko w jakiś sensowny sposób wgrać gdzieś do netu (bo jednak komp + kopia na dysku zewnętrznym to za mało bym czuł się zupełnie spokojny, chociaż blog jest jeszcze tu, więc to 3 miejsca, ale parę innych rzeczy… no oczywiście moje opowiadania są też w 3 miejscach :D ). Jakoś nie wyobrażam sobie żebym miał po co żyć bez moich zachowanych na dysku wspomnień i zdjęć.
Może kilka ciekawych, a pominiętych debat jeszcze (ale już w kolejności od tych starszych:
Czy bycie Polakiem to powód do wstydu? – oczywiście, że nie. Ale i nie do dumy. To tak jakby czuć dumę, że… ech, po prostu uważam, że jak można czuć dumę, z czegoś co nie jest naszą zasługą? To nie nasz wybór ani nasza zasługa gdzie się rodzimy i jakiej jesteśmy narodowości. Ale wiem, nie o to chodzi. No ale patrząc na historię Polski czy to co się dzieje… nie, nie uważam, że jest tragicznie (gorzej to zawsze może być), ale dumnym to też nie jest specjalnie z czego być.
Żadna praca nie hańbi? – ależ oczywiście, że nie hańbi, dlaczego by miała? Wszystko jest potrzebne. A często te mniej płatne i o mniejszym prestiżu prace dają więcej satysfakcji. Nie wiedzieć tylko czemu wszyscy w tej debacie zjechali na temat prostytucji. Tak jakby to byłe legalny w Polsce zawód. Z resztą nawet jakby, to cóż tu niby hańbi? Kogo? Zależy od podejścia.
Czy wolno nam umrzeć, kiedy chcemy? – tak. Czy wobec tego jeśli nie chcemy nie musimy umierać nigdy? Szkoda, że to działa tylko w jedną stronę. Tak, oczywiście powinniśmy mieć wybór (ale przecież go mamy, wyłączając osoby niepełnosprawne), jednak nie powinniśmy nikogo nakłaniać żeby nam w tym pomógł.
Ale co to w sumie znaczy godna śmierć? Śmierć jest zawsze taka sama.
Humaniści kontra ścisłowcy – zawsze chciałem zadać ludziom słabym z matematyki jedno pytanie: kiedy przestałeś/przestałaś rozumieć matematykę? dlaczego? w której klasie się to stało? na jakim programie? Oczywiście, że ludzie mają różne predyspozycje, ale tak często widziałem tych, którzy się po prostu nie uczyli… to nie zawsze była ich wina, często wina leży po stronie nauczyciela, ale taki uczeń też woli wybiec na przerwę niż poprosić o ponowne wytłumaczenie lekcji. Mama (sama z matematyki raczej słaba), od pierwszej klasy mówiła mi, żebym się uczył z lekcji na lekcję, po kolei, bo opuszczając choćby jeden dział, dalej już tylko się sypie. Taka jest matematyka. A ja to nie wiem kim jestem… matematyka spoko, ale fizyka i chemia – ble. Z fizyki nigdy nie miałem dobrego nauczyciela, chemii się nawet w liceum uczyłem, ale nie znoszę tego przedmiotu, a w równaniach reakcji chemicznych to do dzisiaj zielonego pojęcia nie mam o co chodzi. Znaczy wiem, tam coś strony się mają zgadzać czy jakoś tak… ale ni cholery nie wiem jak to się liczy, nigdy nie wiedziałem. Mimo to logiczność matematyki przemawia do mnie o wiele bardziej niż abstrakcja humanizmu. Prawdziwą czarną magią była interpretacja dowolnego wiersza. Bo kiedy widzę 2+2 to wiem, że to 4, a kiedy widzę tekst o dziurawych łyżkach, to widzę tekst o dziurawych łyżkach, a tu się okazuje, że poeta miał na myśli obraz świata czy ch** wie co jeszcze XD zupełnie jakby nie mógł tego po prostu napisać.
Dlatego właśnie uważam, że to humaniści są prawdziwymi artystami, oni potrafią zrobić coś z niczego, ścisłowcy opierają się na tym co mają w określonej kolejności.
Jednak zarówno wiedza jedna jak i druga w zbyt zaawansowanej formie nie jest nikomu do niczego potrzebna (poza tymi, którzy ją nabywają dla własnej przyjemności). Na prawdę nie uważam za niezbędne do życia umiejętności wyliczenia czy wyrysowania paraboli, tak samo jak nie jest niezbędna umiejętność interpretacji wiersza.
Czy można jednocześnie wierzyć w Boga i horoskopy? – można, a nawet należy, ale o tym za chwilę ;)
Nie no „wiara w astrologię”… zapewne mówiłem już nie raz, że wierzyć to można w życie pozagrobowe, na astrologii trzeba sie znać”, bo co tu jest do wierzenia? Że istnieją planety, Słońce i Księżyc i one się poruszają, to chyba nie jest kwestią wiary? ;) Skoro więc się poruszają, oczywiste jest, że bez przerwy pozostają w stosunku do siebie w określonych konstelacjach (odległościach). I to wszystko. Horoskop nie jest wróżbą, jest obrazem nieba na dany moment. Jest faktycznym odzwierciedleniem położenia planet na niebie o danej minucie danego dnia, roku i z danego miejsca na Ziemi (czysta matematyka). I teraz… ktoś kiedyś zaobserwował, że jeśli określone planety są w określonej odległości, to wywierają określony wpływ (pozytywny lub negatywny) i dopiero to… a nawet jeszcze nie to jest kwestią wiary, bo to też wystarczy sprawdzić. Astrolog to nie wróżbita, to są dwa oddzielne zawody. A co do wróżb, to też się interesowałem, ale się nie znam, więc się nie wypowiadam, poza tym w listopadzie komentowałem pierwszy raz debaty i wtedy mówiłem.
A z tym początkiem „można a nawet należy”, to chodzi mi o to, że astrolodzy, których widuję w internecie nie są ateistami. Może nie wierzą w takiego Boga jak chrześcijański, ale wierzą w coś. I o czymś to świadczy. A poza tym często jestem pod wrażeniem podejścia do życia tych ludzi i właśnie z nimi się zgadzam.
Czy komercja zabiła radość Świąt? – nie, myślę, że nie. Jeśli o mnie chodzi, to zrobił to wiek. Co z tego, że mogę dostać prezent, to już nie te czasy, kiedy prezenty były moją jedyną możliwością nabycia jakiejś rzeczy. Jeśli czegoś chcę, po prostu to sobie kupuję (no ok, jeśli ma to rozsądną cenę, ale niczego w nierozsądnej i tak nie dostanę, bo mojej rodziny na to nie stać, najdroższe rzeczy sam sobie kupuję jeśli mam pieniądze). Tym bardziej człowiek starszy, który ma stałą pensję. Co może dostać? Jakiś kurzozbieracz? Tia.
Jaki prezent najbardziej pamiętam? Chyba misia pluszowego, bo zawsze lubiłem maskotki :) (btw.: giantmicrobes.pl – są zajebiste :D kiedyś sobie kupię takiego ebola, superbakterię, HIVa (kto by pomyślał, że taki uroczy) albo pleśń, ale najfajniejszy to jest jednak neuron :D
A cała reszta „świątecznego klimatu”… ja tam lubię ozdoby, nie zawsze lubię świąteczną muzykę i nie lubię presji: „święta, to trzeba spędzać z rodziną i nie wykonywać ciężkich prac, bo to święto”. Lubię, bo to oderwanie się od monotonii :) Najpierw przystroić choinkę/pokój/dom, a potem to rozebrać i czekać na wiosnę! :)