Jakoś tak nie mogę się zebrać, nie wiem co napisać na koniec tego roku. Nic nie muszę w sumie, ale chcę. Tylko krótko będzie. I z szablonem nie zdążyłem ;) Znaczy będzie jaki był, tylko trochę inny układ. Z niczym nie zdążam, planów sporo (tych „komputerowych”), nie takich że muszę, ale chcę, m.in. napisać 4 opowiadania, na tyle mam pomysły tylko zabrać się ciężej, bo jak zaczynam pisać to przepadam i tylko piszę. No i strony, nauka php…
Ale nie miałem zaczynać od planów, tylko od podsumowania tego co minęło.
Tylko jakoś nie wiem co napisać… opinie, sąd, wyrok… z dokumentami nie zdążyłem, jeszcze trochę. Ale co jest to wiem i każdy wie, bo piszę na bieżąco… A co się zmieniło? Przeczytałem notki z grudnia 2007 i choć już tam dostrzegałem zmiany w psychice, to dziś dostrzegam je jeszcze bardziej. Ja pisałem o miłości? A cóż ja mogłem o niej pisać skoro nic o niej nie wiem? ;) Czy to była presja społeczna czy naiwność? ;) A może na prawdę marzenia aż tak mi się zmieniły. Może poznałem siebie :PA może jeszcze się zmienię – też możliwe
A jednak przeczytałem ostatnią notkę 2007 roku, nie mogłem się powstrzymać ;) Jeśli chodzi o wenę, to mam w dalszym ciągu (z resztą już wyżej piszę o pomysłach), ten rok zaowocował 20 (na prawdę! sam w szoku jestem) opowiadaniami (jest kilka krótkich takich na stronkę – dwie, ale generalnie są dłuższe, jest i takie na 30 stron)… i wszystkie o tematyce homoseksualnej XD Ostatnio nawet napisałem baśń :D a wcale nie jest tak łatwo trzymać się baśniowego języka. Ale mówię Wam, to będzie hit większy niż bajka o homoseksualnych pingwinach! Nie, już mi całkowicie odbija ;) to zdecydowanie najśmieszniejsza rzecz jaką napisałem (i krótka), ale tak miało być, no i chciałem spróbować takim językiem pisać :D
Dobra dość tego, już rok temu w ostatniej notce zachwycałem się pisaniem, ale to wciąż mi się podoba.
A z tym zainteresowaniem, to jest wciąż namieszane, bardziej niż było :D
A coś o planach? Dokumenty, operacja (oby na NFZ, a jak nie to w Bielsku, bo najtaniej), praca… i tu się zaczyna, bo znów tak przed świętami zacząłem o przyszłości myśleć… Boję się… Ale to „lepszy” strach niż kiedyś. Bo teraz boję się jak każdy normalny człowiek zaczynający dorosłe życie, a nie jak ts. Bo teraz mogę zacząć życie, lepsze lub gorsze ale przeciętne (do pewnego stopnia) życie jak każdy inny. Bogu dzięki, że w tym wieku, a nie na przykład po czterdziestce… No i jak ten cholerny Uran przestanie mi robić kwadraturę do Urana urodzeniowego, to może przejdą mi te grobowe myśli ;)
Więc planów jest trochę, ale konkretnie zadania na styczeń: zbadać poziom hormonów, odebrać wyrok a następnie w tej mniej-więcej kolejności (i podczas jednego wyjazdu w tamtą część Polski) załatwić: wizytę u lekarza (z tymi wynikami i po receptę), USC akt urodzenia, odwiedzić Fielmanna i Vision Express i porównać ceny i może zdecydować się na zakup u nich (albo stwierdzić, że za drogo, więc oba mogą mnie w d* pocałować i kupię u miejscowego optyka jak już koniecznie będę potrzebował nowych, ja nie wiem, czy okulary na prawdę muszą być tak cholernie drogie?). No a najważniejsze: od jutra dieta (no dobrze, od pojutrza, bo jutro mi coś wypadło). Bo przed operacją nie jest to zły pomysł, a poza tym jakieś urozmaicenie w życiu ;) South Beach. I nie musicie mi życzyć powodzenia, bo wiem, że jak się uprę, to wytrwam. Jeszcze żeby tak z łaski swojej w tej cholernej dziurze raczyli sprzedawać w jakimś sklepie nieco więcej odmian sera żółtego to by było super. A tak to się będę musiał odżywiać niemal samym zielskiem ;)
Chociaż jeszcze bardziej podoba mi się dieta kopenhaska, ale to może kiedyś (teraz nie, bo nie będę osłabiać organizmu na nie wiadomo ile przed operacją, lepiej nie, ale kiedyś pewnie zastosuję).
Ekhem, miało być krótko. Widocznie tak nie umiem :D
Dobrego roku życzę!