A niech tam, opiszę ten sen i moje refleksje.
Wczoraj śniło mi się, że miałem dziewczynę. Zdaje mi się, że już kiedyś wspominałem, że u mnie zawsze równowaga w przyrodzie musi być. Bo dwa dni temu śniło mi się, że miałem już coś ten ze znajomym XD
Ale ten sen wczorajszy… był taki dziwny… Niby, że miałem tą dziewczynę (ładna dziewczyna i sympatyczna, wspominałem kiedyś parę razy o niej :P) i ona miała mieć urodziny, a ja kompletnie nie wiedziałem co jej kupić. Czy coś kupić, czy gdzieś zaprosić i jak się zachować. I czułem się na prawdę paskudnie. Na prawdę, bo ja tak mam. Ten sen uświadomił mi… że związek to nie jest prosta sprawa. Że ja miałbym wielkie problemy choćby z taką banalnością jak prezent na urodziny. I w ogóle z masą innych rzeczy… Co mnie doprowadza do wniosku, że związki są do kitu ;D Ale to nie jest zdrowy wniosek, a to z kolei doprowadza mnie do wniosku (po raz kolejny), że stanę kiedyś w progu gabinetu psychologa i zacznę ze słowami: „Mam tyle problemów, że nie wiem od czego zacząć”.
Może to i z mody niektórzy chodzą do psychologa, ale mi się na prawdę wydaje, że są rzeczy, z którymi sam sobie nie poradzę.
Inna sprawa, że na prawdę nie wiem też od czego miałbym zacząć u psychologa mówić.
Ale ten sen to ja wiem czemu. Piszę opowiadanie w którym główny bohater (przypominam – jak ja coś piszę, to zwykle główny bohater to ja :D ) ma żonę… i zdradza ją z mężczyzną ;) Ale pomysł jest fajny i się przykładam. Jak widać tak się wczuwam, że aż mi się śni :D
Poza tym jest godzina po 3:00, a ja jeszcze nawet poczty e-mail od dwóch dni nie sprawdziłem, bo mi się nie chciało (i chrzanić tam subskrypcje, a pisać i tak nikt nie pisze, tylko że Allegro i te sprawy, ja przecież tu transakcje prowadzę). No ale przecież po co, kiedy ja mam takie bogate życie… seksualne… w pliku .rtf XD