Dzwonię do USC, tłumaczę panu o co mi chodzi (chodziło mi o to ile potrwa wydanie aktu ur), a on: „proszę poczekać, przełączę do kierownika”. No to tłumaczę od nowa kierownikowi, a on, że wyrok muszą dostać z sądu i przełączy mnie… gdzieśtam. Tłumaczę „gdzieśtam” (jak się potem okazało – w referacie ds. zmian) znowu od nowa i się w końcu dowiedziałem, że tak – z imionami na wyroku dostanę akt od ręki, ale nie dostali jeszcze z sądu… WTF? a czy oni w ogóle muszą dostawać z sądu? bo mnie się wydaje, że nie, że jak ja przyniosę im wyrok to też starczy (w końcu wyrok taki sam). Mam dzwonić. Ale szczerze mówiąc wątpię żeby dostali, bo ten sąd to taki jakiś niechętny wysyłaniu. Chociaż jeszcze zależy czego, bo tego samego dnia dostałem informację ile zażyczył sobie drugi biegły za opinię. Oczywiście przyszło w dwóch egzemplarzach w dwóch kopertach (do mnie i rodziców), jasne, na to nie szkoda (cud, że w dwóch, mogło przyjść w trzech, poprzednim razem taka informacja przyszła w 3), ale wyrok to mi jeden przysłali. Bez komentarza (zwłaszcza, że to formalność dla formalności, bo przecież i tak ja nie płacę). Ech, mam dość, ja już bym wolał dwa razy przechodzić diagnostykę, było to dużo przyjemniejsze. A nie wierzyłem jak mi mówili, że teraz dopiero się zacznie… Zwariuję. A to dopiero początek. Jeśli jeszcze ktoś uważa, że „ktoś zmienia sobie płeć, bo mu się nudzi”, to jest pojebany. Dziękuję za uwagę.
Na domiar złego spieprzył mi się dysk zewnętrzny. Zaczął mi wariować i cóż… jutro robię format i zobaczymy (szczęśliwie udało się zachować tu i tam większą część tego co na nim było). Oby to nie było jakieś poważniejsze uszkodzenie.
Był dziś ksiądz po prośbie ;) (jak to mawia moja mama, bo po cóż łażą jak nie po forsę? przeca nie po to żeby 10 minut posiedzieć i pogadać o pogodzie). Jeszcze zostawił kopertę na ofiarę jakąśtam… jaaasne, jak my ledwo dla niego coś wyskrobaliśmy, bo co miesiąc na minusie a tu jeszcze jakieś ofiary. No i zrobił rozeznanie (lata urodzenia rodziców itp. no ej, ja się pytam co to ma być? co go to obchodzi?), a potem przeszedł do mnie i się trochę zawiesił :D Musiałem wytłumaczyć co by sobie zmienił imię w notatkach, to zmienił. No i się o parę rzeczy pytał (przynajmniej było o czym pogadać :D ), ale w sumie to sam zaczął mi tłumaczyć, że w parafii chrztu trzeba zmienić wpis i nie będzie problemu ze ślubem kościelnym. On chyba nie wie o czym mówi, tak se myślę :D ale przyznać trzeba, że rozumowanie miał bardzo logiczne i na prawdę bardzo na plus, że aż się zdziwiłem. Stwierdził mianowicie, że jeśli to jest nakaz sądu, to ma to wpływ na kościelne dokumenty (czyli coś przeciwnego do tego co słyszy się od duchownych zazwyczaj: że sąd, państwo nieważne, ich zdanie najważniejsze). Nie żebym zamierzał kiedyś brać ślub kościelny ;) ale ogólnie pozytywne wrażenia po wizycie i wydawał się nawet kumaty w temacie jeśli chodzi o medyczny aspekt. Aaa, bo miał do czynienia z takim przypadkiem w jakiejś tam innej parafii, gdzie taka osoba starała się o ślub kościelny… i dostała. Usiłował mnie przekonać, że to nie zależy od parafii, ale ja wiem, że zależy :P Ale ten wpis w parafii chrztu to chyba postaram się sprostować. A co, idziemy na całość ;)