Czy ja zawsze, gdy muszę wcześnie wstać, muszę sobie wieczorem wyszukiwać dodatkowe zajęcia, czasem bzdurne? Może dlatego, że nie chcę wstawać, a skoro pójście spać przybliża do wstawania… :D Tak było wczoraj. Dziś, kiedy jutro nie muszę wstawać, to nie mam co robić i najchętniej poszedłbym spać.
Tam gdzie chciałem się nie dodzwoniłem (znaczy dodzwoniłem, ale chirurg nieuchwytny, chciała mnie z pielęgniarką połączyć, ale właśnie o to chodzi, że z pielęgniarką się nie dogadamy…). Cóż, plus jest taki, że jak się dodzwoniłem gdzie indziej i powiedziałem, że mnie operacja interesuje jak najszybciej, to usłyszałem, że mogę przyjechać „jutro” :D Ale „jutro” to było jednak za wcześnie. Tyle, że „za tydzień” to też jest szybko :) No to latam załatwić co trzeba.
Poszedłem do lekarza (po skierowanie na badania), ujrzałem kolejkę pod przychodnią na własne oczy (Jezu, jak za komuny…), odsiedziałem 2 i pół godziny w poczekalni… Dwie i pół godziny! Z czego półtorej słuchałem gadania dwóch starszych kobiet o kwestii sprzątania kościoła (z dokładnością kto sprząta, a kto jest wstrętny i nie sprząta i nawet kasy nie daje! tak się zastanawiałem czy kobietom tym przyszło choć przez chwilę do głowy, że ktoś może być niewierzący ;) ), przez następne pół godziny gadały o księżach ogólnie (konkretnie o proboszczach, z tej parafii i jakiejś tam chyba sąsiedniej), a ostatnie pół godziny to już o czymś innym. A jak już wszedłem to się dowiedziałem, że akurat tych badań, to ja tu nie zrobię. Tylko gdzieś, gdzie mogą je zrobić na poczekaniu. Czyli w szpitalu. Miałem do wyboru dwa, to wybrałem wprawdzie ten dalszy, ale bardziej znajomy.
Badania zrobiłem, pani wyrozumiała i czekałem na wyniki tylko 2,5 godziny (a mogłem czekać 5 lub w ogóle przyjechać jeszcze raz), tylko, że te wyniki… to się przeraziłem odrobinkę ;) No bo parę rzeczy ponad normę, a jedna poniżej… ale w domu na spokojnie przeanalizowałem ze ściągami typu „jak interpretować badania krwi” i chyba będę żył ;) To znaczy chyba mam niedobór żelaza na co wskazywałoby właśnie tych kilka elementów… Ale tym się będę martwić później… bo mam nadzieję, że nie muszę teraz.
Co ciekawe, wszyscy w szpitalu mówili na „Pan”. Ale może wywnioskowali (słusznie z resztą), że jak ktoś sam coś w tym miejscu załatwia to musi być przynajmniej pełnoletni :D No poza panią z laboratorium, która zapytała: „Jak masz na imię?” ale to akurat było lepiej ujęte pytanie niż: „jak pani ma na imię?” :P