opatrunek

No więc byłem na kontroli. Jak mnie odbandażował to zerknąłem… zobaczyłem coś w rodzaju czarnych „XXXX” :D także nie było na co patrzeć ;) Aczkolwiek jestem płaski! :D to najważniejsze :P co prawda widziałem tylko na leżąco ale rzeczywiście wyglądało w rodzaju „tak płaski że aż wklęsły” więc chyba jest ok :D Ponadto chirurg popatrzył i powiedział, że kosmetycznie wygląda bardzo ładnie. No więc pozostaje mi uwierzyć na słowo, bo jak już wyciągnął część szwów, to nie patrzyłem (jeszcze bym zobaczył gdzieś jakąś kropelkę krwi i wkręcił sobie następną schizę, że może tym razem jednak się wykrwawię :D ja wiem, chore, ale cóż poradzić na te schizy ;) ). W każdym razie poszło szybko, resztę zdjąć mi mają już gdzie tam chcę i tylko mam się pokazać za jakieś 2 miesiące bo jest ciekawy jak będzie wyglądać. No nie, jeszcze mam masować blizny, ale to po zdjęciu reszty szwów jeszcze trochę.
Skoro więc tak szybko poszło, tego samego dnia udałem się do USC (swoją drogą w dzisiejszych czasach powinno się móc załatwić takie sprawy w dowolnym USC a nie tylko koniecznie właściwym dla miejsca zdarzenia). Tłumaczę w sekretariacie, nie skończyłem nawet jak się dowiedziałem, że tak, zmiany są naniesione, mam iść do archiwum o wydanie poprosić. Pod archiwum kolejka i numerki, a ja nie kumam co z tymi numerkami :D więc podszedłem do jakiejś urzędniczki, wzięła wyrok, poszła pytać. Przyszła inna i pamiętała mnie, że miałem pisać… to wyjaśniłem, że napisałem… 2 tygodnie temu (i dwa dni dla ścisłości), ok poszła sprawdzić i się dowiedziałem, że „jest w trakcie realizacji” (czytaj: „to normalna procedura”). Aha. Ale jeśli sprawa „pilna” realizuje się 2 tygodnie, to boję się pomyśleć ile realizuje się nie pilna. W każdym razie nie było problemu żebym (skoro już tam byłem) dostał odpis do ręki niezależnie od tego co mi mają przysłać. Więc wniosek musiałem wypełnić i pobrać ten straszliwy numerek. Ale jednak nie było to takie straszne :D i poszło nawet szybko i wreszcie, po ponad 2 miesiącach: mam odpis skrócony aktu urodzenia z właściwymi danymi! Jutro idę szukać Wydziału Ewidencji Ludności :D nie no, żartuję, to chyba w naszym USC czy gdzieś w Urzędzie Giminy… mam nadzieję. Tyle przynajmniej mam w swoim mieście :D (nie no USC to tu jest, tylko cóż z tego jak się tu nie urodziłem :P ).
A potem zaliczyłem jeszcze Silesię, ale chyba mam pecha… podobno w Tesco bywa fajny papier ozdobny, a jak ja byłem to nic specjalnego nie było, no ale jakiś tam jeden wyszukałem.

No i dzisiaj jestem już w domu. Ale ta podróż to też… No ok, jechałem z dziadkiem no bo ja nie mogę tyle dźwigać (a on ma tanie bilety, więc to nie problem). Ale z nim jechać to jest masakra po prostu. Najpierw panikuje, że nie będzie miejsc (kiedy zwykle to jest wręcz odwrotnie – muszę szukać przedziałów z pasażerami), potem strategicznie obmyśla, w którym miejscu się ustawić co by szybko wsiąść, najlepiej jako pierwszy (kiedy ja znowu przeciwnie – zazwyczaj czekam sobie z tyłu aż ludzie powsiadają, bo… wtedy wiem kto gdzie siedzi i mogę się dosiąść gdzieś gdzie już ktoś siedzi). Wsiedliśmy do wagonu co nie ma przedziałów – ja te z resztą wolę (bo bezpieczniejsze, zawsze to trudniej sterroryzować cały wagon niż przedział :D poza tym fajne są), ale nie, oczywiście on nie lubi. Poszedł gdzieś i za chwile przychodzi, że tam jest z przedziałami i żebyśmy szli. Ja mówię nie, bo nie będę wrzucał i ściągał torby co chwilę (pomagałem mu włożyć do góry), a on że on włoży i chodźmy. Wkurzyłem się, no ale co było robić, poszliśmy (oczywiście potem to nawet palcem nie podtrzymałem tej torby, no sorry, ale nie po to się męczę – choć nie mogą i mi ciężko, żeby to robić co chwilę). Jak zobaczyłem ten wspaniały przedział, to wkurzyłem się jeszcze bardziej (i stwierdziłem, że mogłem się nie ruszać, sam se mógł tam iść i byśmy się spotkali na peronie na miejscu). Mianowicie siedział tam tylko jeden facet wyglądający dosyć podejrzanie. W dodatku później chciał od nas 6zł… nie omieszkałem skomentować (do dziadka, jak facet wyszedł, bo nie dostał), że dlatego właśnie nie wsiadam do takich przedziałów. No ale ten facet podobno (tak mówił) popił ze znajomymi i przysnął na peronie, no i go okradli, że mu nic nie zostało, a pół Polski miał do przejechania, podobno na bilecie na kredyt jechał (sprzedali mu, bo dokumenty miał przy sobie), faktycznie bez bagaży jechał i dalej niż my. A 6zł chciał na piwo – szczerze powiedział :P mówił, że jest tak zdenerwowany tą kradzieżą, że by się napił. No i chyba prawdę mówił (co nie zmienia faktu, że w pierwszej chwili każdy pomyślałby, że podejrzany typ). Cóż, przynajmniej się dowiedziałem, że można jechać na kredyt, to dobra wiadomość dla tych koło Wrocławia co to im ciągle na bilet brakuje, bo też ich „okradli” :D Wyjątkowego pecha ci ludzie mają, bo co jadę tą trasą, to chodzą i żebrają na ten bilet… tia ;)
Za to jak znalazłem się w domu… no to wreeeszcie. Nie ważne, że zimno (swoją drogą to dziwne… niby że czucie po zabiegu oczywiście jeszcze nie wróciło, ale że zimno to czuję… czyli chyba wszystko działa :D ), ważne, że wygodnie i w ogóle. Dobrze być w domu, w swoim rytmie (zwłaszcza posiłkowym). Ech… babcia nie przewidziała (a ja wolałem jej nie uświadamiać, bo nie chce mi się słuchać wykładu na temat jak można w ogóle tak żyć i co ja zrobię jak pójdę do pracy), że skoro ja śniadania jadam o 12:00, to obiady koło 17:00 (choć bywa, że i o 19:00 ale o 16:00 też się zdarza), więc „kolację” jadam koło 24:00 – 1:00 (ale bywa i o 3:00 :P ).
Ale jutro będę chyba sobie musiał opatrunek zmienić. Bo jakby mi zjeżdża (nie mam już przyklejonego), tylko tak myślę, że czy mama da se radę, czy to zbyt drastyczny widok jednak może być :P

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.