O którejkolwiek nie poszedłbym spać i jakkolwiek bym nie był zmęczony, mam kłopoty z zaśnięciem. To już nie jest śmieszne (chociaż wciąż mam nadzieję, że gdybym np. pracował, to byłbym zbyt zmęczony i spałbym może lepiej, dlatego nie panikuję na razie, a skoro nie pracuję, to nie jest aż taki wielki problem). Ostatniej nocy trzy razy miałem paraliż przysenny. Przynajmniej 3 razy. I za każdym razem to samo, najpierw niby usypiam i dziwny sen, gdzieś chodzę, błądzę, po lesie, labiryncie czy może po prostu oglądam błądzącą kropkę na ekranie monitora – nie umiem nawet określić, jak to w snach i w końcu nie daję rady, budzę się i paraliż. Za trzecim razem to już się nawet nie denerwowałem, wiedziałem, że zaraz przejdzie, ale uczucie jest paskudne. Myślałem że tej nocy w ogóle nie zasnę i chyba wstanę i czymś się zajmę, choć zmęczony byłem mocno. I ten paraliż mam ostatnio często przed snem właściwym, ale nigdy jeszcze kilka razy tej samej nocy. I dawniej raczej nie na boku, a ostatnio właśnie jak śpię na boku. W końcu zasnąłem jak zwykle – medytacja, skupienie na oddechu i tylko oddechu. Nie wiem co robić, melisę pić na noc, czy może medytować przed snem. Na pewno nie myśleć tyle, nawet o przyjemnych rzeczach.
Zrobiłem dziś sobie na szybko 8 zdjęć i muszę przyznać… że tylko jedno jest kiepskie, reszta nawet ok. Niebywałe, bez przygotowania, bez pozowania, na 7 z 8 zdjęć wyszedłem całkiem dobrze! :D I nawet nie jak piętnastolatek :D Jest postęp. Ależ mi się momentalnie poprawiła samoocena :D Normalnie wyglądam całkiem dobrze! (rozumiecie: autosugestia mode on XD ). Ale może to tylko dlatego, że to były zdjęcia rozmiarem na ememesa :D
Ale skoro wyglądałem dziś tak dobrze, to może mogłem przyjąć zaproszenie na wypad do poznańskiego klubu branżowego :> Ale taaa… nie zwykłem się umawiać na takie eskapady z ludziem znanym od dwóch godzin przez gg, nawet jeśli też jest ts. Ale kiedyś… czemu nie :> W prawdzie nie wiem jak się tam dostać, a co gorsza jak wrócić, ale coś się wymyśli.
W każdym razie te zdjęcia poprawiły mi humor ;) Ale to tak jest, że jak jest miło, to jest a jak się chrzani to też wszystko na raz. Ale dziś jest miło, przeczytałem fajny rozdział w książce i w ogóle coś tam jeszcze miłego mnie spotkało.
I zwyczajowo: Eurowizja :D
Jak dla mnie naprawdę fajna piosenka to tam była jedna (i to licząc oba półfinały i finał) – Azerbejdżan czyli Arash jak mówiłem (tylko ta Aysel co z nim śpiewała to nie była taka dobra na żywo, trochę drżał jej głos :P ), a zajęli trzecie miejsce… o ile pierwsze jest ok, to takich smętów jak druga Islandia to nie lubię. Poza tym Grecja, Mołdawia, Turcja, Albania i Niemcy były ok, jeszcze kilka innych w porządku i kilka takich jak Wielka Brytania (no nie lubię takiej muzyki). No i Ukraina miała najlepszą scenę, a i piosenka była też ok. I tylko mama mówi: „Dlaczego Niemcy tak nisko, taką mieli fajną piosenkę…” to musiałem jej niestety powiedzieć tą strasznę prawdę, że my po prostu nie mamy gustu ;D Wracając do zwycięskiej Norwegii… ok, słodki chłopiec i po raz pierwszy od czasu Rusłany wygrało coś, czego nawet miło posłuchać, a najlepszy z niej jest fragment:
I’m in love with a fairytale, even though it hurts
'Cause I don’t care if I loose my mind
I’m already cursed
tia… „podsumowanie naszego życia w kilku wersach” – cytat znajomej ;) (naszego = mojego i jej)