Jak widać nie wyjechałem w tym roku jak zwykłem każdego lata… oczywiście ze względu na operację, praca fizyczna odpada przez jakiś czas. Pojawiły się takie propozycje, że może później, choć na pół miesiąca… niestety to „później” i tak byłoby za wcześnie. Niby wiedziałem, że tak będzie, ale i tak mi trochę smutno, że nie jestem TAM. Wyjazd z tego kraju w pewnym sensie ładował mnie na nadchodzący rok, kiedy muszę tu być, (w kraju, którego zwyczajnie nie lubię), a w tym roku muszę poradzić sobie bez tego. Jednak obiło mi się o uszy, że ktoś mógłby może mi znaleźć tam jakąś bardziej stałą pracę i… choć to nic pewnego, zacząłem myśleć o tym jak by było fajnie. przede wszystkim kasa. W euro, to ja mogę zbierać euro, może by mi się to nawet udało w przyzwoitym czasie bez kredytów… I nawet niedogodności mieszkaniowe, jakiekolwiek by one nie były, mógłbym znieść. Zwłaszcza, że nie musiałbym chyba zbytnio się denerwować o swoją przydatność, ten kto by mi z tą pracą pomógł, na pewno nie wysłałby mnie gdzieś, gdzie nie dałbym sobie rady. Więc plusów jest sporo, o minusach nie chcę myśleć.
Ale póki co to idę na staż… hmm… Stwierdziłem kiedyś, że pracując w jakiejś instytucji ważnej dla miasta, mieszkać w takim miejscu to raj. Bo miasto – czyli z grubsza wszystko jest, a jednocześnie na tyle małe, że cisza i spokój. A dla większych rozrywek można zrobić wypad gdzieś dalej. No ale ja nie idę do pracy, no przynajmniej niezupełnie, sami oferujący przedstawili to jako bardziej możliwość zdobycia doświadczenia niż zarabianie. Ale niech będzie (zwłaszcza, że stanowisko poniekąd zgodne z moim wykształceniem), a wyjechać zawsze mogę za pół roku…
Ten pomysł z pracą na zachodzie, to tylko tak zasłyszałem, ale… chciałem wyjechać, na prawdę chciałem. Wczoraj nawet sobie pomyślałem że choćby po to by zapomnieć…
Rozmowa z tym ts w pewnym sensie mnie przygnębiła. Bo on jest taki bardzo… przywiązuje wagę do wyglądu. Nie miałem serca mu mówić, że jeśli zdecyduje się leczyć, o pewnych rzeczach może zapomnieć.
Nasze (właściwie moje, nie wiem co myślą inni ts) blizny są jak te ratujące życie u innych. Człowiek patrzy na nie i myśli jak fajnie byłoby ich nie mieć, jakie to okropne, że jego ciało tak wygląda… ale jednocześnie wie, że gdyby nie to, to wcale by nie żył… więc tu jakby nie ma alternatywy (przejaskrawiam, ale ja tak to widzę). Są, bo muszą być, ale to jeszcze nie znaczy, że nie przeszkadzają…
Tylko, że ta rozmowa uświadomiła mi boleśnie wszystkie niedoskonałości mojego ciała (bo mówiąc „blizny” używam pewnego skrótu myślowego znaczącego wszystkie niedoskonałości). Wiem teraz co mają na myśli niektórzy mówiąc, że ts się „kaleczą”, przecież coś było… kurwa, ale nie potrafię tutaj użyć słowa „ładne”, wcale nie było ładne, było paskudne, no ale ujmijmy to tak: było prawidłowe anatomicznie, a teraz jest krzywe i z bliznami. Te sutki to nadal mi się nie podobają. Oczywiście jest lepiej niż przed poprawką (a już na pewno lepiej niż przed operacją ;) ), ale i tak… nie wiem, może jeszcze za krótko po poprawce żeby oceniać (no a pewnych rzeczy zmienić nie można, bo są jakie są), ale to też to, że właśnie chciałbym przyspieszyć czas i zobaczyć jak to wszystko będzie wyglądać np. jak się zagoi, po paru miesiącach. A do tego jeszcze „schodek” na brzuchu (co też może i się zniweluje w końcu ale kiedy to będzie?), no i nadwaga (no to akurat nie ma związku z ts) i oczywiście trądzik – moje plecy wyglądają… ech, szkoda pisać, w związku z czym pisał nie będę. A do tego (bo to przecież mało) przeczytałem znowu co-nieco o trójce i takich tam i się zdołowałem. Nie dość, że w Czechach podrożała ponad dwukrotnie (czyli już tylko Belgrad zostaje na prawdę), to nawet ten Belgrad… no jest jedno pocieszenie – meto „tylko” 9.000€ (nie 10 tyś. jak myślałem, ale to i tak żadna różnica, i tak trzeba liczyć podróż, pobyt, tłumacza? no przecież ja się nie dogadam), ale fallo to już 21 tyś.€ (3 etapy) + cena protezy… Tia, jeszcze operują w Niemczech, ale tam cena jest jeszcze bardziej kosmiczna.
Dobra, kończę, bo odechciało mi się. A jak sobie pomyślę, że miałbym nie przejść trójki, to dostaję histerii, po prostu robi mi się gorzej. Nic tylko muszę jakieś mieszkanie w spadku dostać albo w totolotka wygrać, bo inaczej to nie wiem skąd ja wezmę tyle kasy.
Czasami mi się wydaje, że jedyną możliwością osiągnięcia przeze mnie szczęścia w życiu są właśnie pieniądze. I to nie tylko ze względu na operacje. Bo pewne rzeczy można sobie kupić, pewnych nie, ale można inne, kompensujące nieco te, aż w końcu można kupić jeszcze inne rzeczy, umilające życie w inny sposób.