Gadałem sobie wczoraj z jedną emką, wspominaliśmy przeszłość. W sumie to takie dziwne, że rozmawiamy o tym ze śmiechem, bo przecież nie było śmiesznie. Ale z mojej strony wyglądało to tak, że ona się śmieje, więc ja też, a potem piszę, że tak na prawdę to nie było zabawne, a ona, że też nie… Jednak nasze życiorysy są dość podobne.
Zerknąłem na zdjęcia galerii klasowej na n-k, całe szczęście malusieńkie takie, że mało co widać, ale i tak przedstawiam obraz nędzy i rozpaczy :P a te ciuchy, mój Boże… dziś wywalam o połowę mniejsze jako „za duże” więc brzydkie :D Kiedyś jak coś było dopasowane, to było za ciasne, nie mogłem w tym wytrzymać. Dziś moje ulubione spodnie SĄ za ciasne i wcale mi to nie przeszkadza :P Może ciuchy przestają uwierać w miarę jak ciało przestaje uwierać… Jak tak na siebie z wtedy patrzę, jak sobie siebie przypomnę, to jest mi autentycznie siebie żal. Z drugiej strony jak sobie pomyślę, że tamtego już nie ma, to czuję szczęście.
Nie, zdecydowanie nie podoba mi się wizja podróży w czasie (że czas jest zakrzywiony czy coś takiego), nie, wolę żeby nie było już nigdy i nigdzie tego co minęło.
Jednak pisałem sobie niedawno mój transowo-fobiczny życiorys… (trochę tak żeby rozpoznać co przez co i z czego się wzięło) i to jest tak że od czasu do czasu przypomni mi się coś odkrywczego, co jakoś tak „wskakuje na swoje miejsce” jak puzzel budujący moje doświadczenia… no i ten obraz jest co raz pełniejszy.
Nie, nie przytoczę tutaj całości (takiego nagromadzenia żałosności nie mam ochoty znosić po raz kolejny :P ), wkleję tylko fragment, aczkolwiek myślę że najważniejszy i wcale nie przyjemny.
Do podstawówki trafiłem do klasy z dziewczyną z ADHD. Znaczy wtedy nikt tego nie zdiagnozował, ale dam sobie rękę uciąć, że ona to miała (wszystkie objawy się zgadzają). W sumie znałem ją już z przedszkola, ale wtedy jakoś nie wchodziła mi w drogę, a nawet jeśli, to jej najwyżej przywaliłem, wtedy się jeszcze nie bałem.
Niestety w podstawówce usadzono mnie ławkę za nią :/ Dziś wiem, że ADHD-owcy też cierpią i nie mają lekko, ale wtedy wiedziałem tylko, że ona terroryzuje całą klasę, a nawet szkołę łącznie z nauczycielami, a siedzenie za nią to chyba największy koszmar (może za wyjątkiem siedzenia przed nią, ale siedziała w pierwszej ławce). Normalnym było, że się odwracała i zabierała mi długopis/książkę/zeszyt itp. – i tak parę razy dziennie, każdy by się zestresował :/ Nauczyciel wiele nie pomógł, bo jak powiedziała, że nie odda, to nie i już, z resztą jak oddała to i tak za chwilę było to samo.
Poza nią i poza tym, że moja inność była zawsze tak jakoś odczuwalna (no trudno żeby nie była… skoro odmawiałem ubierania się jak dziewczyna – z dziwakami mało kto chce się kolegować), to jeszcze jakoś to szło.
(…)
Około czwartej-piątej klasy stało się jednak coś jeszcze… już sam dokładnie nie pamiętam co i dlaczego i kiedy, może jest w tym trochę mojej winy, bo być może ogniskiem zapalnym była moja „kłótnia” z „koleżanką” (zawsze miałem najwyżej „koleżanki” które siedziały ze mną, bo nie miały z kim) o jakąś pierdołę, ale jakoś tak później byłem już w ogóle na uboczu i wyśmiewany za każdy błąd jaki popełniłem. A nawet jak nie popełniłem, to zawsze coś można było za błąd wziąć :/ Oczywiście na samą myśl o szkole chciało mi się rzygać.
W gimnazjum zmieniłem klasę – i to były najlepsze lata mojej edukacji, ale i tam nie nawiązałem żadnych dłuższych znajomości, bo to już było niemożliwe.
Te dwie rzeczy muszę jeszcze jakoś rozpracować… Myślę o rejestracji na forum ADHD. A co do drugiej sprawy… haha, to jest jeszcze zabawniejsze… bo niektóre z tych osób czasem pytają co u mnie (nie mnie, rodzice się znają). Haha, doprawdy… gówno was obchodzi co u mnie – chciałoby się rzec :] Mam czasem ochotę tak porządnie wygarnąć wszystkim razem i każdemu z osobna tak żeby im też w pięty poszło. Zwłaszcza jak oglądam te mordy na n-k :D