bo dawno nie było szkolnych wspomnień ;)

Zanim jednak napiszę o tych moich marzeniach, planach na przyszłość i przemyśleniach z tym związanych napiszę o wspomnieniach (w ogóle mam sporo przemyśleń, więc sporo tematów na notki ;) ).
Ta notka może się wydawać namieszana, bo operuję tylko inicjałami imion, ale mimo to staram się pisać jakoś po kolei o danych osobach, zresztą… to nie jest takie istotne.

Nie wiem czemu, ale ostatnio wszędzie widzę wspomnienia ludzi z ich czasów szkolnych albo czytam że o tym myślą albo coś ;) I mnie tak jakoś naszło pewnej nocy… Ale nie te negatywne wspomnienia, tylko te miłe :) Z resztą nie ma co pielęgnować negatywów, lepiej wspominać miłe rzeczy! Chociaż… może jest w tym coś, że dopiero im więcej lat minie od czasów szkolnych tym bardziej miło ją wspominamy, bo wcześniej to nie… Mówiąc „miło wspominać szkołę” to ledwie mi przechodzi przez klawiaturę :D ale było parę zabawnych sytuacji (o innych nie zamierzam myśleć już nigdy – to również część mojego nowego pozytywnego podejścia do życia ;) ).
Tak mi jakoś przypomniał się A. Z A. chodziłem do gimnazjum, uwielbiałem go :D to był taki chłopak… niby przyjaciel nikogo, a zarazem wszystkich. Był zabawny, nigdy się z nikim nie kłócił a przynajmniej nie na poważnie. Kłótnia z nim była wcześniej czy później obrócona w żart, bo słysząc ją cała reszta obserwatorów pokładała się ze śmiechu więc w końcu i kłócący się też. W ogóle nieziemsko mnie rozbawiał. Pamiętam jego: „I co ja pocznę teraz?” z tą zajebistą intonacją, nawet dziś się uśmiecham na to wspomnienie :D Nie był ładny (ale wyładniał :P widziałem go chyba raz… prawie nie poznałem… no chyba, że to na prawdę nie on :D). Siedzi chyba teraz w Anglii (haha, nasza-klasa niezawodne źródło informacji :D chociaż on chyba nie ma swego profilu ale widziałem go na zdjęciu u M.). A. tak samo jak M. Oboje byli słabi z matematyki. Obojgu nie raz dawałem zadania spisać, w sumie oboje mnie rozbawiali i dlatego miło ich wspominam :) M. też była w Anglii, teraz mieszka podobno w Wawie. No proszę, więc jednak nauka nie ma tu nic do rzeczy ;) W. już nie była taka miła, ale nie każdy jest idealny. Do ich „paczki” należała też A., a A. to bardzo miła dziewczyna. Pamiętam ją jeszcze z przedszkola. Inną A. też pamiętam z przedszkola, ze względu ma jej nazwisko wymyśliliśmy fajną grę słów, ale nie przytoczę ze względu na to nazwisko :) Ale w gimnazjum kolegowała się z K. (chociaż czasem siedziałem z którąś z nich jeśli drugiej nie było), a K. spotkałem nie tak dawno wyrabiając recepty (jak już kiedyś wspominałem – w naszym województwie nie masz po co iść do lekarza na NFZ bez książeczki RUMowskiej z receptami… czyli tak: generalnie możesz leczyć się w całej Polsce, ale tu musisz mieć książeczkę i już :D ), K. jest młodą mamą (A. zresztą teraz już też), nie wiem czy mnie poznała, bo patrzyła się na mnie, ale pewnie jak zwykle coś świtało, ale nie do końca ;) K. jest malutka, sporo niższa ode mnie (a to jest wyczyn ;D). P. też jest mały, widziałem go niedawno, jest gdzieś mojego wzrostu… i jest całkiem przystojny :P noo to chyba najprzystojniejszy chłopak z jakim chodziłem do klasy (ale on palił, pewnie stąd wzrost…). Z kolei inny P. był zawsze bardzo wysoki – byli kolegami :D Oo, z nimi też się kłóciłem, niby na poważnie, ale tak na prawdę też z uśmiechem. Podobnie z A. (który też był dość niski) i jeszcze innym P. Co innego R. W sumie należeli do takiej małej grupki przyjaciół, z tym że bardziej 3+2 niż zgrane 5, no ale w każdym razie to była jedyna piątka z którymi tak czy inaczej kłóciłem się w tej klasie. I zauważcie, że nie piszę o konfliktach, bo takowych nie było prawie… to były raczej wzajemnie sobie czynione złośliwości i nawet nie chamskie, raczej takie śmieszne. Chociaż nie z R., on był na prawdę złośliwy. I to da się wyczuć kto jest „złośliwy” na żarty a kto na prawdę złośliwy. Pisząc kiedyś „wróg nr 2” (albo „3” bo zdanie mi się zmieniało ;) ) miałem jego na myśli. Dziś mam go gdzieś :P Nasze drogi się rozeszły, nie muszę się nim przejmować. A. i H. pracują w sklepie, no przynajmniej A., a ich koleżanka M…. nie mam pojęcia co z M., a szkoda, bo to była też taka sympatyczna dziewczyna. Ci cisi, spokojni, wycofani byli najsympatyczniejsi (pomijając A. tego z początku :D był wygadany i zabawny, ale „dobry”), i co najgorsze… oni nie mają swoich profili na n-k… a chciałbym wiedzieć co u nich. A…. ona ma profil i stąd wiem, że ma dziecko. Już od ładnych paru lat. To było coś szokującego, po takich dziewczynach nikt nie spodziewa się ciąży. Spokojna, raczej sympatyczna, wybierająca najlepsze liceum w okolicy i pewnie równie dobrą uczelnię w skali kraju… i dziecko na pierwszym czy drugim roku studiów. Ale zdążyła wziąć ślub, urodzić, obronić się chyba nawet w terminie… po prostu wow! To jest to co właściwie podziwiam. M. z tego co wiem też wzięła ślub, ale bez dziecka :P Ona też świetnie się uczyła (jako jedyna w klasie prześcignęła mnie w teście gimnazjalnym o kilka punktów :P). Przyjaźniła się z J., ale ja J. jakoś tak do końca… no nie to że nie lubiłem, ale wolałem M. bo oprócz tego że była świetna w szkole, to była też z tych, którzy niczego nie wyśmiewają i pomagają każdemu. Myślę, że ich przyjaźń zepsuła B. zaprzyjaźniając się z J. I jest w tym trochę mojej „winy”, bo to ja „wziąłem ze sobą” B. zmieniając klasę (ale zrobiłbym to i bez niej). Tak, była moją koleżanką, a potem zaprzyjaźniła się z J. i znowu zostałem sam. Ale nie mam do nich żalu, bo ja do nich nie pasowałem :) O czym miałem gadać z dorastającą dziewczyną? ;) Za to one obie miały swoje tematy i klimaty… mam wrażenie, że J. przyjaźniąc się z M. miała szansę być niezła, a z B. uczyły się co raz słabiej. W ogóle B. podobno szkoły nie skończyła (poszła do tej co ja, ale do technikum, miała konflikt z nauczycielką podobnież… chyba nawet wiem z którą /bo tego to się akurat łatwo domyślić/ ), w ogóle B…. dla mnie była ładna nawet w dresach ;) w jakiś sposób podobała mi się, ale później zaczęła nieco zbyt agresywnie podkreślać swoją urodę i to już nie to samo. W każdym razie dobrały się z J. Nie podobało mi się tylko jak potraktowały M., ale M. szybko sobie znalazła koleżanki w osobach wyżej wspomnianej A. (tej z dzieckiem i studiami) i I. A I. z kolei… też się dobrze uczyła. Tylko że myśląc o niej przypomina mi się pewna niemiła sytuacja, a to miała być raczej wesoła notka. W każdym razie ona zawsze patrzyła na mnie jakby z trudem się powstrzymywała przed jakimś niemiłym komentarzem (a tamtego jednego dnia się nie powstrzymała). A teraz pewnie wie o mnie – ze względu na miejsce w którym obecnie pracuje :P I bardzo dobrze. Była jeszcze inna I., też potrafiła być złośliwa, ale nic szczególnego, z resztą starałem się żyć dobrze z resztą klasy. Czy kogoś pominąłem? Hmm… K. i B…. B. była z domu dziecka, ale ogólnie to też była sympatyczna. Mówię ogólnie, bo obracała się w podejrzanym towarzystwie i prawdopodobnie brała narkotyki (nie mówię tego jako zarzut, po prostu szkoda sympatycznej i całkiem też ładnej dziewczyny). A koło (albo za, przed, w pobliżu) K. ciężko było nawet siedzieć. Ja osobiście nigdy nie powiedziałbym nic przykrego nawet jej, ale na prawdę nie przesadzam, ciężko było siedzieć (i jak ostro kogoś wkurzyła, to jej wytykali, ale ona i tak nic sobie z tego nie robiła). Ale cóż zrobić, jej matka miała ciekawsze rzeczy do robienia niż pranie, z resztą sama nie była lepsza. Mimo tego wszystkiego K. zdołała (co mnie na prawdę zadziwia) zajść w ciążę. Ale to już po szkole (której z resztą nie skończyła, nawet gimnazjum). Ogólnie trzymałem się od niej z daleka, bo K. zwyczajnie mogła być niebezpieczna, potrafiła zrobić krzywdę i to realną (z resztą towarzystwo w jakim się obracała było to samo co B. i też mogło być niebezpieczne). Ale jeszcze był D., on też był z domu dziecka i był po prostu słaby w nauce. Ale mimo tego on się tak jakoś starał, no i miał jakieś plany na przyszłość. To był na prawdę fajny chłopak, nie kolegowałem się z nim jakoś blisko, ale parę razy z nim siedziałem. Fajnie się wtedy bawiliśmy (bo to była religia i tak jakoś strasznie nas bawiło to o czym mówiła katechetka :D ). Z resztą on jako jedyny z 5 osób napisał mi najfajniejsze życzenia na warsztatach (takie coś raz mieliśmy, żeby klasa się zgrała, wycieczka i jakieśtam zabawy psychologiczne w tym to – losowanie 5 osób i trzeba im było czegoś miłego życzyć), reszta jakieś głupoty mało znaczące. Do dziś powinienem gdzieś mieć tą karteczkę od niego.
Ale ja tak od gimnazjum… bo bądź co bądź wspominam je na prawdę najsympatyczniej :) Wróćmy jednak do podstawówki… tylko, że wiecie co? Ludzie z którymi chodziłem do podstawówki to albo ludzie, których ni jak nie wspominam (jak S., A., M., A., R.) – ot po prostu byli, albo wspominam negatywnie… Aż muszę iść po zdjęcie żeby coś sobie przypomnieć… A więc… No właściwie trudno tu cokolwiek dobrego powiedzieć :D Za wyjątkiem mojego przyjaciela oczywiście. Chociaż jeszcze R., też z domu dziecka i miał swoje głupie zagrania (choć nic jakoś mocno wkurzającego), ależ byłem wściekły jak mnie jedna nauczycielka z nim usadziła. Ale kilka razy zdarzyło nam się uciąć jakąś sensowną nawet pogawędkę na tych lekcjach :D W sumie jeszcze A., P. i E. – to były sympatyczne dzieciaki. Bo P., M., o A. nie wspomnę… o następnej A. to już w ogóle… chociaż nie, teraz wiem, że ta ostatnia miała ADHD, więc obwiniać mogę tylko czasy, że takie były, że nikt o tym nie wiedział. Natomiast ta wcześniejsza A…. była po prostu głupia. Przepraszam, ale chyba mogę tak powiedzieć. W zasadzie w podstawówce niczym się szczególnie nie wyróżniała, dopiero z czasem jakby coś jej odbiło i miała na prawdę głupie zachowania (jak widać z wiekiem niekoniecznie się mądrzeje). Stolicy współczuję, też podobno tam mieszka :P Jak na złość… do liceum później też za mną trafiła.
Z resztą z liceum to tak było. Na początku nieźle, potem co raz gorzej (z czasem kilku osobom znudziło się dojeżdżanie i trafili tutaj). Ale P. trafił ze mną od razu, ten z podstawówki, osobiście na prawdę miło go wspominam dopiero z liceum – to jeden z tych zawsze gotowych do pomocy. W sumie ta dość sympatyczna E. też trafiła do nas. Niestety J. też trafił… i jak w zasadzie z podstawówki nijak go nie wspominam tak liceum to już znowu pasmo złośliwości. Jakby tego było mało, gimnazjalny R. też trafił. Także mniej-więcej następna zbieranina najmniej sympatycznych ludzi. A. i E. były w zasadzie ok, chociaż miały swoje zdanie (o mnie raczej negatywne :D ). A. i A. były fajne. Jedna z nich podobno ma dziecko z księdzem… Cóż, nie mnie to oceniać (z resztą co tu oceniać, jeśli w ogóle to prawda), ale… szkoda jej, to zbyt sympatyczna dziewczyna na kogoś takiego (bo jego nie lubiłem :D ). S. i B. byli fajni, jeśli złośliwi to tylko zabawnie. A. też była fajną osobowością, chodziła swoimi drogami i nawet wyglądem się wyróżniała :) no i jeszcze P., który w zasadzie był po prostu cichy i spokojny podobnie jak ja, niewiele rozmawialiśmy, ale tak jakoś na odległość czułem, że on jest do mnie podobny. Kompletnie nie wiem co u niego, on też z tych co nie mają profilu na n-k…
Ale jest jedna rzecz, którą w podstawówce lubiłem… mieliśmy taką zabawę na korytarzach, że stoi kilka osób opierając się o ścianę i jak zaczynały się o siebie opierać, to już łatwo było o przepychankę i w końcu co raz więcej osób zaczynało pchać z dwóch stron, a kto wypadał ze środka, to szedł z którejś strony i pchał dalej :D Może jestem dziwny, ale uwielbiałem tą zabawę :D
Coś miłego w liceum? Chyba jedynie nauczyciele, hahaha ;)

Ale tak sobie myślę (przeglądając n-k), że wielu ludzi (nie tylko tych, także innych, których znałem z równoległych klas czy młodszych…) rozjechało się po świecie. I choć czasem się boję, to przecież jak oni sobie radzą w krajach nierzadko bardziej odległych (Sztokholm?!), to ja na pewno poradzę sobie w kraju, którego język znam… no na pewno lepiej niż oni znali tamte! ;)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.