III. cz 2.

Spałem nawet nienajgorzej. Drugiego dnia (zarazem dnia operacji, czyli we wtorek) rano zaprowadzono mnie do jakiegoś lekarza, którego nie ma na stronie, młody lekarz, o kulach akurat chodził. Najpierw myślałem, że to anestezjolog, bo taki wywiad zrobił (waga, czy były problemy kiedykolwiek z czymkolwiek, czy nie jestem na nic uczulony, jakie leki biorę itp.), ale nie, bo potem zaprowadzili mnie do niego na dół i zrobił mi USG oraz echoserca (acha, jednak o czymś zapomniałem – poprzedniego dnia wieczorem miałem EKG, no i jeszcze pobranie krwi). Potem mogłem po raz ostatni wziąć prysznic (to też golenie jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, a polecam aż po wewnętrzną stronę ud tak do pół kolana – jak największy obszar, bo opatrunki wszystkie są przyklejane, więc… no wiadomo ;) ). Potem dopiero przyszedł anestezjolog (on jest na stronie, tylko miał trochę dłuższe włosy teraz) i też zapytał o wagę i czy były problemy z narkozą kiedykolwiek (acha, jeszcze dr Rados dzień wcześniej mówił, że mogę sobie wybrać czy wolę znieczulenie ogólne czy chyba miejscowe, ale ja wolałem i tak narkozę, ja tam wolę przespać, szybciej mija). W końcu dostałem zastrzyk w pośladek. Nie wiem co to było, ale po chwili zachciało mi się spać. Dostałem jeszcze drugi, ale chyba nie dałem rady się przewrócić, bo dostałem w ramię tym razem. Już ten drugi zastrzyk mgliście pamiętam, a potem to już nic z tego dnia :D (szkoda, bo chciałem zobaczyć salę operacyjną, a z drugiej strony dobrze, bo ominęły mnie wszystkie być może nieprzyjemności związane z zasypianiem, wbijaniem wenflonu itp.). Czyli z relacji mamy wiem tyle, że mnie chcieli zaprowadzić na salę, ale nie byłem w stanie iść, więc przyjechali z łóżkiem – też nie byłem w stanie nawet na nie przejść, więc mnie przenieśli (przy okazji nabijając mi siniaka na udzie ;) ale tego też nie pamiętam, do dziś schodzi stąd wiem).
Operacja trwała około 6 godzin. Potem nikt nie kazał mi nie spać (tak jak to było w Bielsku po dwóch poprzednich), tak więc spałem sobie praktycznie do wieczora (no operacja 11-17 więc dużo nie zostało do wieczora). Podobno było mi zimno (wierzę, bo to normalne po narkozie) i faktycznie przypominam sobie jak się wieczorem czy też może już w środę rano obudziłem pod 2 kołdrami i kocem, bo zaczynało mi być gorąco i stopniowo to ze mnie ściągali, aczkolwiek nie pamiętam jak prosiłem o to i że mi było zimno.
Bólu jakiegoś wielkiego nie pamiętam. Pamiętam hektolitry kroplówek, praktycznie non stop coś dostawałem. Wenflon miałem w prawej ręce nieco nad nadgarstkiem (poniżej? no tak raczej po zewnętrznej stronie dłoni) i przyznam, że nie było to złe miejsce, nie bolało, nie przeszkadzało tak bardzo.
W środę to samo i oczywiście zero żarcia. Przyszedł dr Nikola i opowiedział mi co zrobili – także no to wszystko co mieli zrobić (metoidioplasty, vaginectomy, colpectomy, scrotoplasty, urethral advancement – w prawdzie nie wiem jaka jest różnica między vaginectomy a colpectomy bo w necie widzę te terminy stosowane dość zamiennie, no ale nieważne, grunt że wycięte wszystko i zaszyte ;) ), że protezy jąder są w rozmiarze 12-decy-cośtam (aczkolwiek na stonce pisało coś o 12ml o ile się nie mylę). Że tylko nie zrobili liposukcji wzgórka łonowego, bo miałbym dziury, za to zrobili jakieś większe odsysanie podbrzusza – przecięte tak z 5cm po bliźnie po dwójce (i tam też miałem jeden dren, drugi w kroczu, no i oczywiście dwa cewniki – jeden normalny przez cewkę moczową, ale zamknięty, a drugi do odprowadzania moczu to przez brzuch – „nadłonowy” to się nazywa fachowo). Pytał czy wczoraj był dr Rados, nie był to przyjdzie jutro (i generalnie on przychodził do mnie codziennie poza tą środą i 5 dniami, kiedy wyjechał, to wtedy przychodził dr Nikola), opatrunki miałem zmieniane codziennie albo i kilka razy dziennie jeśli tego wymagały. Prawie codziennie przychodził też ten lekarz o kulach, mierzyć puls itp. Pielęgniarki kilka razy dziennie mierzyły temperaturę i ciśnienie. Tu ciekawostka – oni wciąż stosują termometry rtęciowe, w dodatku mają chyba przesuniętą skalę, bo prawidłowa temperatura u nich to 37 stopni.
W czwartek zamiast żarcia dostałem… dwie jednostki krwi :D Nie żeby ze mną tak źle było, w sumie nie wiem czemu, bo czułem się nieźle, ale spoko, też ciekawe doświadczenie ;) W sumie to jest jak kroplówka tylko okropnie zimne :P Przyszedł też dr Rados i… o Mój Boże, pół kliniki mnie chyba słyszało jak zaczął naciskać i wyciskać XD Nie patrzyłem po tej fontannie krwi, którą zobaczyłem płynącą z cewki moczowej pod cewnikiem… Poza tym gdzieś koło jądra zrobił mi się krwiak (po paru dniach chyba pękł, bo wyciskali teraz nie widzę śladu). No i ogólnie to podobnie wyglądały wszystkie kolejne dni – przychodził któryś dr i wyciskał… i to bolało :P bo tak ogólnie to hm… ta operacja na pewno nie była dla mnie tak bolesna jak noc po drugiej (nigdy nie zapomnę :/ ), to wszystko było raczej… niewygodne, z tym, że ciężko mi tą niewygodę zdefiniować… bo to też nie chodzi o ruch – generalnie tu też nie ma takiego problemu, bo od pasa w górę 100% sprawności, a i niżej mięśnie żadne też nie są przecież naruszone, więc nie jest tak ciężko. Po prostu w sali było gorąco, w opatrunku gorąco, ciężko, ściąga ciało (bo przyklejony), krew się zbiera, pot, szczypie… no mało wygodne po prostu i to trochę tak przeszkadza :/
Już nie pamiętam kiedy wyjęli mi dreny, dość szybko, może w czwartek-piątek (o dziwo nie bolało, bo z drenami to jest różnie). W piątek też zacząłem jeść normalnie (najpierw lekko, ale potem to już co chciałem, a jest tu trochę wyboru :D ). Tak, o żarciu warto chyba napisać, bo dostaje się krótkie menu i można sobie wybrać co się chce :) I tak na śniadanie to może być chleb z jajkiem albo parówkami, albo dżemem, serem, cotamjeszcze, albo ciastko francuskie na słono (z szynką lub bez) albo na słodko (z czekoladą lub dżemem), raz hot-doga w cieście francuskim jadłem… i herbata (innej niż mięta lub rumianek nie dali nam ani razu) albo jogurt. Na obiad rosół i kurczak grillowany + ziemniaki (puree lub frytki), albo pasta (makaron z sosem mięsnym itp.), albo sałatka z kurczakiem, albo pizza (taka duża że na dwie osoby wystarczy, ale dobra) albo cośtam jeszcze. Na kolację kanapka (ogromna), albo sałatka z kurczaka, albo naleśniki z czekoladą (porcja to dwa, więc też spokojnie dla dwóch osób starczy), można też naleśniki na słono, a i raz tą pizzę na kolację jadłem. Grillowanego kurczaka miałem jakby dość, ale o ciastkach francuskich z dżemem nie mogę zapomnieć, co to były za ciastka… duże, wyrośnięte i jeszcze ciepłe, rozpadające się w rękach i rozpływające w ustach ;) nasze się nie umywają, u nas same takie kapcie :(
Wstawać każą, wstawanie nie jest takie złe, tylko trochę niewygodnie się chodzi ;) No i nuda tak po pięterku w tą i z powrotem. No i siedzenie nie jest przyjemne – z tego względu trudno wstać :P
No i się zaczęli dopytywać o wypróżnienie ;) no ech… ledwie jeść zacząłem… I dość długo nie miałem potrzeby. Ale kurcze u mnie to dość normalne (dr Nikola się pytał czy normalnie też tak mam, no w zasadzie tak mam, że nie chodzę wcale codziennie), a przecież źle się nie czułem, więc jak dla mnie to przesadzali ;) I tylko pielęgniarka mierząc mi po raz kolejny ciśnienie powiedziała, że serce mam super, tylko jelita… haha, no nic nowego to dla mnie ;) Ale w końcu zaczęli mi dawać jakieś papki, kaszki… i zacząłem chodzić 3 razy dziennie :( to stwierdzili, że od antybiotyków i dostałem probiotyk (który oczywiście pomógł jak umarłemu kadzidło :D ), taa, od antybiotyków… tylko że po tej kaszce to moja mama też zaczęła latać 3 razy, a przecież antybiotyków nie brała :D zaczęliśmy śmiać się, że musieli nam coś do tej kaszki wsypać ;) Tylko że ona se wzięła Stoperan a ja w zasadzie męczę się do dzisiaj (bo nie chcę brać żadnych innych leków…).
Gdzieś koło soboty zaczęła mnie boleć ręka od wenflonu, więc dostałem tym razem na lewą i tu było jeszcze wygodniejsze – bo powyżej nadgarstka w stronę łokcia, więc już w ogóle luz – żaden staw nie był unieruchomiony, mogłem ręką normalnie ruszać i zginać, o wenflonie zapominałem (zawsze powinni w takie miejsce wbijać, o!) Chociaż ten wenflon był już tylko parę razy użyty, bo już kroplówek nie dostawałem, prawie nic. Ale z tego też względu (tak myślę teraz, że z tego) w niedzielę zaczął się ból pęcherza… ból był tak potworny, że wydawało mi się iż złapałem autentyczne zapalenie pęcherza (tak samo to czułem, mimo że oczywiście mocz leciał do cewnika, ja co jakiś czas odczuwałem jakbym sikał normalnie – tylko boleśnie jak przy tej chorobie). No a to była niedziela i o lekarza ciężko… dopiero bardzo późno przyszedł dr Nikola i wytłumaczył mi o co chodzi – że cewnik w pęcherzu odprowadza mocz natychmiast więc pęcherz jest stale zaciśnięty, dlatego też boli, bo cewniki go drażnią. Reasumując trzeba pić. Dużo pić. Na prawdę DUŻO pić i nie przesadzam – w praktyce oznacza to, że najlepiej siedzieć z ciągle dopełnianą szklanką picia (bo wtedy jest ten przepływ moczu i nie boli). Chociaż jest na to jeszcze jedna rada… zastawić cewnik – wtedy się pęcherz trochę napełni i nie będzie tak bolał. W ogóle miałem mieć później odłączony worek od cewnika (czyli normalnie, jakbym poczuł parcie, to poszedłbym do ubikacji, otworzył cewnik i opróżnił pęcherz, no ale w końcu z workiem pojechałem jeszcze do domu, choć to w sumie może i dobrze, zastawić sobie mogę zawsze, a gdybym musiał pójść do toalety a nie byłoby gdzie, to by dopiero był problem w takim stanie). Także od tego czasu piję dużo, a jak już na prawdę mam dość, to zastawiam ten cewnik choć na chwilę ;) tylko potem jest gorzej bo gwałtowne opróżnienie, to prawie na pewno ból na końcu, ale ogólnie pomaga.
Dni były do siebie podobne, pokój jest bez okna (znaczy z zasłoniętym bo tam jakaś szopa czy wiata stoi więc i tak nie daje światła), z kompem nie za wygodnie siedzieć (przynajmniej mi), więc oglądałem Discovery itp. (oni mają w oryginale z serbskimi napisami większość programów, także jak ktoś zna angielski to luz, ja raczej tylko oglądałem :D ). Dr przychodził codziennie i cisnął, co boli (ale z każdym dniem mniej), albo przepłukiwał cewkę co niby nie boli, ale za przyjemne nie jest (i też kończy się uciskaniem). Nie mówiąc już o zrywaniu plastrów („sorry, sorry, sorry” :D ).
Na początku prawie nie mieli pacjentów poza mną, ale w drugim tygodniu przyszli. Np. facet na operację prostaty, krótko leżał i w końcu przyszedł do nas do pokoju. Ja na to, że nie mówimy po serbsku, na co on zapytał czy mówię po niemiecku. To było zdziwko, ale miło :D Okazało się, że facet do emerytury mieszkał w Niemczech, to trochę z nim pogadałem. Na drugi dzień wychodził, to przyszedł z żoną się pożegnać. Sympatycznie. Chyba w piątek (ten ostatni) operowali kogoś poważniej, mama mówiła, że kobietę, a mnie się wydaje, że też z nią po angielsku rozmawiali. Ciekawe co to była za operacja bo tym razem pojawili się wszyscy moi lekarze (prostatę itp. drobniejsze zabiegi operowali jacyś inni i trwało to krócej, a ta kobieta to ze 3-4 godziny przynajmniej była na sali). No ale skoro byli obaj, to i do mnie przyszedł najpierw dr Nikola i zmienił opatrunek, a po tej operacji przyszedł jeszcze dr Rados i… się okazało, że mam na podbrzuszu krwiaka (no ja tak patrzyłem na ten brzuch, że mimo odsysania jakiś taki duży i zachowuje się po dotknięciu jak łóżko wodne XD ). No i potem poczułem jak rozcina kawałek szwu i jak nacisnął… to tylko poczułem i usłyszałem wypływającą mi na nogę krew… To nie było jakoś bolesne (o dziwo nie), najwyżej to rozcinanie szwu trochę kłująco-ciągnące, nieprzyjemne uczucie (no i oczywiście uciskanie potem). Ale powiedział, że to stara krew, więc po odprowadzeniu jej jest ok. Kazał leżeć na brzuchu (przynajmniej jakaś nowa pozycja :P). Ale najlepsze to mama – zwykle wychodziła na opatrunki, ale wtedy akurat została i mówi, że akurat spojrzała jak ta krew trysnęła jak ze studzienki kanalizacyjnej :D i jej potem słabo było do końca dnia XD Ale brzuch od razu zrobił się płaski – to fakt :D Przez resztę pobytu też mi wyciskał ten brzuch (więc mam nadzieję, że to już wszystko i nie będzie więcej komplikacji…). Nie byłem pewien czy mogę już wracać, ale dr powiedział, że spoko, mogę (chociaż ja bym chętnie został jeszcze trochę :D ). Coś mówił, że wyjmie cewnik z brzucha, ale w końcu w ostatni dzień przed wylotem przyszedł dr Nikola i powiedział, żeby ten z brzucha wyjąć kilka dni po tym z cewki. Powiedział też, że mam się odzywać :) pisać mailem jak się czuję itp. A jak się żegnał, to pytał czy się jeszcze zobaczymy :) no cóż… wolałbym nie musieć tam wracać (w tym sensie, że wolałbym aby wszystko było ok i nie wymagało poprawek), ale to przykro, bo wszyscy byli tam mega-sympatyczni :) Dr Rados zawsze mówił „Dzień dobry” i „How are you my friend?” :P Noo i pielęgniarki są rzeczywiście sympatyczne (naliczyłem 7, które się wymieniały, dwie te starsze raczej nie mówiły po angielsku, ale i tak można się zrozumieć ;) ), ale ja mam słabość do lekarzy :D
Przed wyjściem dostałem wypis z krótkim opisem operacji i zaleceniami (w sumie jednym – antybiotyk 1x dziennie przez 7 dni). Ponadto dostałem wszystkie trzy wyniki badań jakie mi robili w różnych dniach, info o przyjętej krwi, zaświadczenie o grupie krwi ważne na całym świecie (bo wcześniej miałem tylko takie na stare dane jeszcze) i jakieś naklejki od implantów jąder (12ml – teraz widzę ;) ).
No i powrót był… taki sobie ;) Taksówka na lotnisko kosztuje około 1600 dinarów, to jest z 15 Euro. Nawet wysiedziałem i w tej taksówce i w samolocie (choć tym razem jakoś było mniej przyjemnie :D ja nie wiem czy to wiatr czy to, żeśmy tym razem na ogonie siedzieli, ale tak se myślę, że to jednak nie jest najlepszy środek transportu dla ludzi z chorobą lokomocyjną ;) ). Potem po raz kolejny dzięki pomocy rodziny nie musiałem tłuc się autobusami (tego sobie szczerze powiedziawszy nie wyobrażam…). No i jestem w domu. A w domu w zasadzie to samo – Discovery i „Szkoła przetrwania”, „Pogromcy mitów”, „Jak to jest zrobione” (zupełnie jakby na prawdę obchodziło mnie jak jest zrobiona połowa z tych rzeczy XD ), ale ha! Na polskim National Geographic też leci „Tabu” (bardzo fajny program, jak byłem tam, to oglądałem jeden o prostytucji, a drugi o ludziach, którzy są w jakiś sposób inni, a teraz w sobotę na polskim będzie o otyłości).
A jak się czuję? Tak sobie. W sumie nie źle, nic mnie nie boli (może poza tym pęcherzem każdego ranka i w ciągu dnia jak się zagapię z piciem… a może to już czas odłączyć ten worek?), szwy chyba ładnie się goją, ale kurcze krew z cewki leci cały czas (noo znaczy to nie jest jakaś duża ilość, od tak od czasu do czasu kapnie, jak się ruszam czy chodzę) i tak się zastanawiam czy by nie brać coś przeciw krwawieniu, bo może warto… No i całe to leżenie już mnie dobija… ale jak chodzę no to kapie no i ubranie to w zasadzie przeszkadza bo narusza cewnik (i to nie ten na brzuchu, ten jest super i totalny luz, bardzo wygodna sprawa, ja cały czas mówię o tym z cewki, bo to jest taka rura zagięta i przyklejona na brzuchu plastrem ;) no bo gdyby nie przyklejać, to już w ogóle by się ruszał i ciążył przy wstawaniu), siedzenie nadal jest niezbyt :D więc zostaje leżenie… Szczerze powiedziawszy nie wyobrażam sobie powrotu do formy w ciągu 2-3 tygodni po tej operacji, bo tyle mija, a ja nie jestem w formie. Nie wiem czy miesiąc to nie za mało… Ale to w sumie bardzo indywidualna sprawa pewnie, zwłaszcza że nie każdy ma przecież np. odsysanie tłuszczu.
A najważniejsza chyba sprawa… efekt :) Efekt wizualnie… bardzo mnie się podoba :P Na prawdę, nie spodziewałem się że aż tak bardzo :) Rozmiar jest… no malutki ;) ale pięknie wygląda, a jądra to już w ogóle, no wow, jestem zadowolony :P I racja, jak się komuś nie spodoba to niech się wypcha, to jego problem ;) Kiedy dr Nikola pytał czy się zobaczymy, to miał na myśli czy będę chciał kiedyś robić falloplastykę… Nie chciałbym. No ok, widzę jedną niezaprzeczalną zaletę fallo – lepiej się wygląda na plaży :D Bo po meto to jednak nie wiem jak to będzie. Ale jest jedna rzecz, która mi się w falloplastyce nie podoba. Nie chodzi tu nawet o mniejszy realizm wyglądu (można się pewnie pobawić w plastykę żołędzia, takie bajery, może tatuaż), nie chodzi o blizny na boku po wycięciu płata skóry, nie chodzi o konieczność pompowania czy koszty, nie chodzi nawet o czucie które jest jak na skórze a jedynie z boku u podstawy większe… Tylko chodzi o to, że penis ma cały czas taki sam rozmiar, pompka daje jedynie usztywnienie. I jakoś to mi się nie podoba, wszystkie te powyższe rzeczy byłbym w stanie zaakceptować ale to jest dla mnie za mało realne ;P to ja już wolę nawet te 1cm, a w erekcji 2cm niż 20cm i w erekcji i w spoczynku… No chyba, że kiedyś zmienię zdanie ;) Na razie mi się podoba tak jak jest :) Byle się tylko zagoiło.
No i tym sposobem skończyłem jednak na dwóch notkach.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.