# 907

Mam już tego dość czasami. Wczoraj się czułem źle, dziś się czuję dobrze. Taka huśtawka. Wczoraj bolał mnie brzuch (to pewnie jelita, tak myślę, choć na początku to już nie wiedziałem czy to pęcherz czy co… ale to chyba moje jelita się jeszcze do tego wszystkiego odezwały, nawet tabletka nie pomagała, a nóg podkurczyć nie można i położyć się na boku… także było niefajnie, ale to wszystko jest ze sobą powiązane, tzn. napięte jelita pewnie naciskają na pęcherz…) no i nie byłem w stanie w ogóle wytrzymać z nie zastawionym cewnikiem, dziś nie zastawiłem go ani na minutę i czuję się świetnie (nawet rano mnie pęcherz nie bolał). W ogóle to nie mogę już wyleżeć. Lepiej się czuję w pionie, ale z drugiej strony nie mogę chodzić bo… cewnik (więc niewygodnie i w dodatku wtedy krew mi kapie). Na prawdę nie mogę się doczekać kiedy to ze mnie powyciągają. Czas już chyba do dr napisać.
Siedzieć też nie bardzo mogę :P trochę to wszystko obolałe jeszcze jest. Więc leżę, jakbym był niesprawny. A nie jestem, nic mnie nie boli i mogę się ruszać, bo fizycznie nic… ale każdy dotyk tego pie*** cewnika nawet poszewką kołdry czuję :[ w związku z tym leżę całą noc jak kłoda bez ruchu albo z minimalnymi ruchami nóg… (bo jak któraś noga jest w górze albo obie to wtedy kołdra nie opada…) No i tak to wygląda.
Powinienem już wziąć zastrzyk (4 tyg od poprzedniego minęły), ale chyba nie wezmę… Po pierwsze się boję, że rozrzedzi krew i tym bardziej będę krwawić z cewki, a po drugie, że mi libido podskoczy i… nie będzie fajnie ;) Chociaż bardziej się boję tego pierwszego, bo to drugie pewnie psychologicznie by się nie stało, nie w takim stanie.
Hehe (odnośnie komentarza) – wiem, te wszystkie rzeczy (szpitale, opatrunki, krwiaki, szwy, ból, strzykawki i igły) trochę przerażają, ale tak na prawdę takie straszne nie są :P Niby nie, a jednak… momentami myślę sobie, że chcę wszystkim powiedzieć (o trzeciej operacji): Jeśli nie musicie, nie róbcie tego! Ale ja musiałem i zrobiłbym to jeszcze raz. Bo rzut oka na to co jest i świadomość, że już NIE MA i nigdy nie będzie tego co było jest nie do opisania :)
Tylko się cholernie boję wyjmowania tych cewników, chociaż chciałbym już ich nie mieć.

A w planach takie perspektywy… niedawno dzwonił kolega i powiedział, że ma dla mnie namiary na pracę w Holandii jak już wyzdrowieję. Tak sobie pogadaliśmy, że tam się żyje – praca na taśmie a 10 Euro za godzinę i to jest coś. W sensie, że za ten godzinny zarobek TAM można kupić ze 30 piw (pomińmy jakoś tego piwa, bo to najzwyklejsze za 0,29E, ale u nas ciężko o piwo w takiej cenie, że o zarobkach nie wspomnę). A u nas ile za zarobek godzinowy? Ok, jak ktoś nie lubi piw to powiedzmy jogurtów. Chodzi o to, że można żyć TAM za zarobione tam pieniądze, nawet nie trzeba wracać z tym do Polski żeby żyć na poziomie… I o to chodzi. Także aż chce się żyć jak sobie pomyślę, że mam takie perspektywy :P Z drugiej strony ja sobie cenię dom (mieszkanie), ja muszę mieć własne miejsce, do którego wracam po pracy i które mogę sobie obstawić moimi rzeczami… ;) no takie MOJE miejsce a nie tylko „moje na miesiąc”. A na coś takiego miałbym prędzej perspektywę w Niemczech. Dylemat. Ale to i tak „pozytywny” dylemat. No że wizja pracy wreszcie. Że wreszcie coś dla mnie, taka wizja życia jak bym chciał. Po raz pierwszy pomyślałem, że mój pomysł na życie nie jest wcale gorszy od pomysłów ludzi studiujących :) I że w gruncie rzeczy to nie ma aż tak wielkiej różnicy poza nie skończeniem studiów a skończeniem takich, w jakim zawodzie na 100% i tak się nie będzie pracowało… (znam taką osobę).
I w ogóle w tej chwili patrzę w przyszłość z radosnym podekscytowaniem ;) Ale to innym razem, w innej notce.

Muszę wreszcie założyć facebooka. Nie chce mi się, ale muszę :D Bo to już tak dziwnie nie mieć :D

***
Ciekawe linki:
„Moje mamy były mężczyznami” (wideo)
Zespół Klinefeltera
Homo-niewiadomo? – kiedyś linkowałem podobny artykuł, ale takich rzeczy nigdy za wiele.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.