No proszę, moje życie towarzyskie kwitnie akurat teraz, kiedy leżę w łóżku :D już dwie osoby chciały się umawiać (jedna to A. a druga to znajoma z internetu mieszkająca dość blisko, nazwijmy ją „B.”, jej miałbym akurat pomóc bo pisze pracę o TS). Swoją drogą to ciekawe… dwie osoby z bardzo różnego świata – że się tak wyrażę, a mam czasem wrażenie, że to właśnie A. (mająca generalnie mniejsze pojęcie o TS) traktuje mnie „normalniej”… oczywiście B. mówi pewne rzeczy nieświadomie.
Bo np. nie lubię pewnych rzeczy, pewnych stwierdzeń… (również ze strony rodziny), kiedy ktoś np. mówi: „na pewno teraz już czujesz się lepiej (…bo przecież wiem jakie to straszne żyć w niezgodzie ze swoim ciałem)”…bez urazy, ale nie wiesz, możesz sobie to co najwyżej wyobrazić. Z resztą nie o to chodzi. Tak, pewnie, że się czuję lepiej, całkiem dobrze się czuję, ale czy na prawdę muszę mieć przypominane co drugi dzień, że się kiedyś czułem na prawdę źle? To jest właśnie „zmęczenie akceptacją” jak to ktoś na TS forum ujął. Nie muszę słyszeć (tym bardziej co drugie zdanie) że mnie ktoś rozumie i wie jakie to straszne być ts. Owszem, to straszne i miło że ktoś wyobraża sobie jakie to straszne, ale takie słowa były mi może potrzebne 3 lata temu, nie dziś. Dziś wolałbym słyszeć: to kiedy planujesz mieć dziecko? Ale nie, bo niektórzy uważają, że przecież nigdy nie będę miał. Ech, no ale dobra, bo zbaczam z tematu, a dziś nie o tym.
No więc tak gadam z A. i mówię jej o tej możliwości pracy (od dawna była mowa, że ona chce ze mną wyjechać, pewnie nawet o tym pisałem parę razy), no to super – ona się cieszy i roztacza mi wspaniałą wizję i na koniec zabija mnie stwierdzeniem, że my przecież jesteśmy jak brat i siostra :D No to ciekaaaawe z której strony :D Ja się śmieję teraz, ale ja nie mam zamiaru przez lata pracować z kimś (może i pomieszkiwać) i udawać że jestem hetero tylko dlatego, że ta osoba generalnie jest przeciwna homo i jeszcze uważa, że my się świetnie rozumiemy XD no to do prawdy jest zabawne. Ale tak na poważnie, to po raz kolejny zaświtało mi, że może samemu jest trudniej, ale pod innymi względami jest łatwiej… Ja potrzebuję samotności, przynajmniej od czasu do czasu.
Następna sprawa jaką mnie A. zabiła, to to, że jak będzie miała dziecko, to będę chrzestnym :D Na prawdę nigdy nie przypuszczałem, że ktokolwiek kiedykolwiek złoży mi taką propozycję (a to już druga w moim życiu XD ). Dobrze, że ona tego dziecka jeszcze nie ma, ale już jej usiłowałem wytłumaczyć, że ja nie… zamierzam być niczyim chrzestnym nigdy :P Na razie mam wymówkę – niezmieniony akt chrztu, ale chciałem też być uczciwy i wyjaśnić jej moje stanowisko religijne w skrócie: „z powodu przekonań nie chodzę i nie pójdę do katolickiej spowiedzi”. Nie wiem czy zrozumiała (mnie), a swoją drogą ludzie są dziwni… dla większości obrzędy katolickie to szopka, którą konsekwentnie odwalają bez minimum zastanowienia nad sensem tego wszystkiego i poszanowania religii, a jak ktoś odmawia uczestniczenia w tej szopce (właśnie dlatego, że ten ktoś się zastanawia i szanuje), to jest określany mianem dziwaka. Świat jest dziwny ;) ale jak już mówiłem, szanuję bardziej obrzędy katolickie niż sami katolicy najwyraźniej…
Aż się momentami zastanawiam czy w ogóle starać się o zmianę tego aktu, teraz przynajmniej mam obiektywną wymówkę :D Ale nie, nie podaruję sobie takiej akcji, więc pewnie przy okazji wizyty w mieście mego urodzenia pójdę do parafii.
Btw. jednak łatwiej się mówi w języku obcym niż pisze. Wynika to z tego, że hmm… błędy w mowie się tak w oczy nie rzucają – bo nie są podane czarno na białym jak na piśmie ;) Jakimś cudem całkiem nieźle dogadywałem się tam z lekarzami i pielęgniarkami :D (znaczy ja myślę, że nieźle, no rozumieli mnie, więc cel został osiągnięty), i jakoś jestem z siebie dumny, bo przecież nigdy nie uważałem się za mówiącego po angielsku, a tu na prawdę poradziłem sobie i cały stres z powodu języka był niepotrzebny :) (to też dla potomnych: na prawdę, na prawdę jak ja sobie dałem radę bez stresu, to każdy kto minimalnie zna angielski da sobie radę). Jednak język pisany to nie to samo co mówiony i mówię tu też o niemieckim… a może zwłaszcza o niemieckim, gdzie gdy nie jestem pewien rodzaju (co się zwykle ogranicza do „e” lub braku tego „e”, albo „m” lub „n” czyli brzmieniowo minimalne różnice), to mówię po prostu tak żeby „e” było minimalnie słyszalne lub „m” brzmiało jak „n” i odwrotnie :D bo jak się szybko mówi, to tak się mówi w sumie, więc… no to takie tricki, ale skuteczne, hehe. W piśmie to oczywiście nie przejdzie.
Jutro idę na wyjęcie cewnika (tego z cewki), mam nadzieję, że pielęgniarki nie będę robiły problemów (znaczy one są fajne, jedynie mogą się bać, że coś naruszą itp.).
***
„Transsamotność” – dobry, ale już jakoś nic nowego dla mnie.
***
Edit: Tak teraz patrzę… od jakiegoś czasu taki chyba układają sie alfabetycznie pod daną notką… co to za durny pomysł! ja wpisywałem tagi tematycznie (tak jak tematy w notce, jak ważność danych tematów itp.), a teraz to d*** :/ No cóż, na to nic nie poradzę.