ten właściwy moment…

Ale to może dobrze, że poznałem tą dziewczynę. Taka znajomość pozwala mi uświadomić sobie kilka rzeczy o których nie miałem czasu, potrzeby a może po prostu jeszcze nie było okazji pomyśleć. Jestem za krótko „po”, żeby to wszystko mieć za sobą. To znaczy jeszcze może faktycznie nie było czasu pomyśleć o pewnych rzeczach na przyszłość.
Bo to jest tak, że poznając kogoś przez internet (ale nie na portalu randkowym) można sobie zbudować niezłą iluzję. Niby fajnie poznać kogoś na forum – wspólne zainteresowania i te rzeczy. Tylko, że to jest nic, to kropla w morzu, w oceanie. I niby w realu też tak jest, bo przecież nie widzi się wszystkiego. Ale jednak widzi się więcej, niby powierzchowności, ale trudno orzec co dla kogo jest ważniejsze. Z resztą to nawet nie chodzi o wygląd, ale sposób bycia również nie jest bez znaczenia. A tak, jeśli się chce przenieść znajomość z internetu do reala, to jest kilka rzeczy… Po pierwsze wzrost, ktoś może sobie wyobrażać kogoś wyższego. No dla mnie to drobiazg, ale dla tego kogoś? Potem blizny… i dalej… I teraz trudno powiedzieć czy stopniowo rzucać takie rzeczy, czy wszystko na raz wyłożyć (inna sprawa, że się czasem w ogóle nie ma ochoty wykładać). Dlatego widzę tu jedną przewagę profili internetowych jednak: tam można wszystko napisać, gdzieś tam między wierszami dodać: „jestem ts…” – to wiele wyjaśnia też na przyszłość, choć oczywiście ludzie wielu rzeczy nie wiedzą (o co też nie mam pretensji).
Nie wiem jeszcze, nie wymyśliłem, co komu i kiedy mówić.
A czasem to tak zupełnie przy okazji innych tematów nie można nawet powiedzieć… weźmy bezpłodność. Dla ludzi to takie tabu, że szok. Czasem chciałem rzucić gdzieś: „…bo jestem bezpłodny” np. uzasadniając swoje zdanie na coś tam, czy tak po prostu, no czasem pasowałoby, np. dziewczyna pisze (to akurat na innym forum widziałem, więc to nie ta sama z którą się zaprzyjaźniłem), że jej trudno znaleźć faceta, bo: „jak się dowiadują, że wychowuję dziecko to się zmywają”. Chciałbym tak po prostu po ludzku powiedzieć, że nie wszyscy tacy są, że dla mnie to by nie był problem. I ok, tyle starczy, ale wtedy pojawia się: „ale ty też byś kiedyś chciał mieć własne dziecko…” i tu już bardzo mi pasuje przyznać, że jestem bezpłodny i dla mnie to wręcz zaleta… oczywiście tak bym tego nie ujął :D pewnych tekstów w ogóle nie należy wypowiadać ;) Mam na myśli… jak słyszę że komuś tam nie przeszkadza, że jego partner jest ts, że to „fajnie” to od razu zapala mi się lampka ostrzegawcza typu: „jakiś zbok”? ;P Generalnie… pewne rzeczy to zawsze wada, nie zaleta. Ale może być mała wada, bez znaczenia.
Tak więc wolę nigdy nie mówić „jestem bezpłodny”. Ludzie zaraz zaczną „och tak mi przykro” albo coś takiego. A mi nie. Bo to w ogóle nie jest problem dla mnie. A już w porównaniu z ts, to w ogóle drobiazg, jak katar :P Ale ja rozumiem, że dla kogoś to może być problem (znaczy no staram się zrozumieć ;) ). Jeśli ktoś od dziecka wyobraża sobie… np. dziewczyna, że będzie w ciąży, potem urodzi itd. to konfrontacja z diagnozą „bezpłodność” może być ciężka. Tak samo dla faceta (tak samo? eee… chyba nie aż tak ;) no ale też może być trauma). Nie wiem, może dla kogoś powielenie własnych genów jest takie ważne? Nie wiem, bo dla mnie to jest bez znaczenia. Ale jeśli ktoś nigdy nie brał pod uwagę adopcji, nawet o tym nie myślał i traktował w kategoriach: „może ktoś tam gdzieś tam tak robi” i nawet mu przez ułamek sekundy nie przemknęło, że on sam by miał to zrobić, to może diagnoza „bezpłodność” na prawdę jest dla niego końcem świata. Ja w ogóle od zawsze, od kiedy pamiętam wiedziałem… to znaczy oczywiście mówiłem: „ja nie chcę mieć dzieci” co nie było nigdy prawdą (może przez chwilę kiedyś w to wierzyłem), ale tak było mówić po prostu najłatwiej. Bo co tam będzie „dziewczynka” komuś wmawiać, że dzieci adoptuje skoro może urodzić <niesmak>. To nie była prawda, że nie chcę, bo bardzo chcę. W tej chwili mieć dzieci to chyba to czego pragnę najbardziej (jeszcze nie teraz! :D), tylko że dla mnie „mieć” było zawsze równoznaczne z „adoptować”. Nawet na dłuuuugo zanim zrozumiałem co to znaczy być ts i że ja jestem.
Tym niemniej łatwiej by było adoptować dzieci z kimś, a ten ktoś musi więc wiedzieć o mojej bezpłodności. No i wracamy do punktu wyjścia, są rzeczy o których trzeba powiedzieć tylko jeszcze nie wiem kiedy jest ten właściwy moment… A na przyszłość dobrze by było wiedzieć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.